Lubię ją. Taka urocza chłopczyca, której w filmach zawsze dawali starszych facetów do końcowego pocałunku.
Audrey Hepburn.
Kobieta, której styl inspiruje do dziś. Kobieta, o której wspomina się na prawie każdym blogu o modzie. Kobieta, której mała czarna jest kultowa.
Audrey Hepburn.
Odtrącony dzieciak poszukujący miłości. Srogo potraktowany przez los. Z piętnem wojny odciśniętym na ramieniu. Z widmem porzucenia w ramce stojącej przy łóżku.
Gwiazdą Hollywood stała się przypadkiem. Ikona mody to dziwny splot pomyłek. Rolę nieszczęśliwej kobiety nałożył na nią Los.
Tak wiele twarzy, tak wiele odcieni życiorysu. Królują tu czernie i szarości w pewnych momentach przetykane czerwienią miłości, pomarańczem radości, czasem oślepiającą tęczowością życiowego szczęścia.
Opowieść o jej życiu powinna być snuta w taki właśnie sposób. Kolorami. Czarny, żółty, czarny. Zaczął snuć Donald Spoto. Człowiek, przez którego chyba każda gwiazda chciałaby być opisana. Dokładnie, rzetelnie, bez zbędnego wścibstwa, wręcz rzeczowo. Tego zaszczytu doczekały się największe ikony kina - Marilyn Monroe, Grace Kelly, Laurence Oliver. Doczekała się go również Audrey.
"Oczarowanie" jest przykładem wzorcowej biografii, gdzie wszystko jest zebrane, starannie oczyszczone i wreszcie ułożone w czarno-białą układankę. Profesjonalnie nie zawsze jednak znaczy optymalnie. Wiadomo, ja, jak to kobieta, wcisnęłabym tam jeszcze trochę plotek, może więcej ozdobników, żeby się przyjemniej czytało.
Chociaż i bez tego trudno się nie zachwycić, trudno nie znaleźć mocnych stron tej książki. Trudno nie uśmiechnąć się przy kolejnych splotach okoliczności, przy spotkaniu z legendarną już Colette. Trudno nie zauważyć tego umiejętnie wypisanego portretu. Takiego akurat. Z czernią, szarością, ale i odrobiną koloru. Trudno nie odkryć kolejnych zadziwiających twarzy, wyglądających zza portretu małej, uśmiechniętej, trochę zadziornej księżniczki Anny, czy nieśmiertelnej Holly. Za tymi portretami czai się również śmierć, ból, strach, miłość, ciepło. Wszystko, czego w filmie nie zobaczy żaden fan talentu Audrey. Wreszcie - trudno nie zostać oczarowanym.
Dla wielbicieli Audrey - obowiązkowo.
Dla wielbicieli kina - obowiązkowo.
Dla wielbicieli biografii - obowiązkowo.
Dla wielbicieli przejmujących niebanalnych historii - obowiązkowo.
Więcej trudno powiedzieć nie wchodząc przypadkiem na ten zdradliwy i okropny obszar oceniania życia samej Audrey. Granica jest praktycznie niewidoczna.
"Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn" D.Spoto, wyd. Dolnośląskie, 2008, tł.A.Dwilewicz
A na koniec zaskoczona Audrey w jednym z najmilszych momentów jej kariery
Wasze ulubione filmy z Audrey?
Nie intereswoałam sie tą aktorką, aż do teraz. Po przeczytaniu twojej recki, bede masowo ogladac filmy z Audrey i ksiazke tez przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOoo, dlaczego aż takie zainteresowanie?
UsuńChociaż ja polecam, Audrey jest jedną z ulubionych aktorek. Oglądaj przede wszystkim. Zaczynaj najlepiej od "Śniadania u Tiffany'ego".:)
To ja obowiązkowo muszę przeczytać tę biografię:) Audrey ma w sobie to szukane przez wszystkich 'coś', więc grzechem byłoby nie poznać jej bliżej:)
OdpowiedzUsuńPytanie, czy to "coś" znajdziesz w jej biografii...
UsuńSprezentowałam sobie rok temu z okazji Bożego Narodzenia. Co prawda jest pięknie wydana, dokładna i logiczna, ale - sucha. Liczyłam na mniej obiektywizmu, gdzie się znowu pojawia problem oceniania samej Audrey... Niemniej jednak, po przeczytaniu odczuwałam głównie niedosyt. :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ten problem jest znaczący - strasznie krucha ta granica. Dlatego chyba po biografii Audrey tak się delektuję "Blondynką", która jest beletryzowaną, z wplecionymi fikcyjnymi wątkami, prawie biografią Monroe.
UsuńWiesz, aż mi smutno, że ci się nie spodobała. Ja ją połknęłam wręcz, w jeden wieczór, po obejrzeniu świetnych "Dwoje na drodze" - i się nawet dowiedziałam, dlaczego tak udany to był film:)
Bardzo bym chciała nie tylko przeczytać, ale i mieć na swojej półce. Taka książka to ozdoba biblioteczki!
OdpowiedzUsuńAż takiego wniosku bym nie wysnuła. Chociaż niewątpliwie jest to książka, do której lubię wracać.
UsuńNie będę oryginalna, jeżeli powiem, że mój ulubiony film z Audrey to "Śniadanie...":) Szkoda, że książka nie leży teraz gdzieś blisko mnie, bo naprawdę chętnie bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
"Śniadanie" - świetne i chyba najbardziej znane. Jednak nie wiem, czy powiedziałabym, że jest to mój ulubiony film z nią. Jeden z ulubionych - na pewno.
UsuńZa zaproszenie dziękuję, zaglądam do ciebie dzielnie, tylko jeszcze nie zaczęłam przemawiać ;)
Coś dla mnie, dla mnie, dla mnie! "Śniadanie" oczywiście obejrzałam już dawno temu, ale dopiero kiedy przeczytałam biografię Audrey pisaną przez jej syna zdecydowałam się poznać całą filmografię autorki oraz ją samą jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńTo czeka cię wspaniała podróż, bo filmografia Audrey to wbrew pozorom nie tylko "Śniadanie" i "Rzymskie wakacje", tam kryje się wiele innych perełek.
UsuńWspaniała biografia niezwykłej kobiety :)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja mnie wprost oczarowała :) A biografie czytać lubię, więc na pewno kiedyś sięgnę po te autorstwa Donalda Spoto. Pozdrawiam serdecznie! ;)
OdpowiedzUsuńTrudno ten skromny tekst nazwać recenzją, ale mimo wszystko dziękuję pięknie za miłe słowa. I polecam biografię:)
UsuńPozdrawiam!
Ze wstydem muszę przyznać, że nie oglądałam żadnego filmu z Audrey. Przymierzałam się, planowałam, i... nic. Koniecznie muszę to nadrobić. A biografia również wygląda na wartą przeczytania. Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńNajpierw filmy - to przede wszystkim Audrey. Szczególnie, że filmy dobre są :)
UsuńJa przygodę z Audrey zaczęłam niedawno od ,,Rzymskich wakacji". Film średni, ale Hepburn rzeczywiście miała niepowtarzalny urok. :) Ostatnio kupiłam też książkę na temat kręcenia ,,Śniadania u Tiffany'ego", którego jeszcze nie widziałam, więc biografie jeszcze przede mną - najpierw chcę nadrobić filmy.
OdpowiedzUsuńObejrzyj sobie pod koniec roku ,,Sylwestra w Nowym Jorku". Przyjemna komedia z małym nawiązaniem do ww. filmu. :)
Ja przyznam, że obok "Sabriny" to właśnie "Rzymskie wakacje" są przeze mnie najmniej lubiane. A "Sylwester..." już zapisany. Dzięki!
UsuńO, a ja miałam nadzieję, że Audrey ma w swojej filmografii mniej nudne filmy... Widziałam ,,Sabrinę", ale z inną aktorką. Wersję z Hepburn miałam niedawno obejrzeć, ale nie chciało mi się wstać rano. ;D
UsuńTo nawiązanie w ,,Sylwestrze..." jest naprawdę małe. W ogóle zaczęłam się zastanawiać, czy mi się coś nie pokręciło, ale chyba nie... :)
Możesz też zacząć swoją przygodę z inną gwiazdą kina - Monroe. Widziałam z nią dwa filmy i do dziś mile je wspominam.
??? Bo ma mniej nudne filmy - "Szarada" (przewidywalna, ale z Grantem, dlatego kocham ten film), osławione "Śniadanie", świetne "Dwoje na drodze", czy klasyczne już "My Fair Lady" (chociaż tego ostatniego jakimś wielkim uwielbieniem nie darzę). No i "Zabawna buzia", oczywiście.
UsuńMarilyn też bardzo lubię. Nawet trochę więcej niż ty z nią widziałam. :p (zerknięcie na mojego nieuporządkowanego filmweba - aż trzy! :D)
Doszłam do wniosku, że skoro ,,Rzymskie wakacje" lubisz najbardziej, to inne filmy są znacznie gorsze, stąd te moje lamenty o nudnych filmach. ;D
UsuńNo proszę! A co widziałaś?
A ja powiedziałam, że "Rzymskie wakacje" lubię najmniej. :p
UsuńZ Marilyn widziałam ukochane "Pół żartem pół serio", poza tym "Książek i aktoreczka", "Mężczyźni wolą blondynki". A ty?
Rzeczywiście... Rany, ja i to moje czytanie ze zrozumieniem.
Usuń,,Pół żartem..." też widziałam i ,,Jak poślubić milionera", czy jakoś tak. Ten drugi muszę koniecznie obejrzeć drugi raz, bo był fajny, więc polecam. :)
"Jak poślubić milionera" będę pamiętała, może jeszcze w wakacje uda mi się obejrzeć? :)
UsuńNie jestem wielką fanką Audrey, ale rzeczywiście jej życie jest ciekawe, dlatego chętnie sięgnęłabym po jej biografię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo jeśli będziesz miała okazję - polecam :)
UsuńUwielbiam Audrey! Za "Śniadanie u Tiffany'ego" <3 Ale ja nie czytuję biografii, więc pewnie po książkę nie sięgnę :(
OdpowiedzUsuńZamiast biografii jednak polecam inne filmy z Audrey - "Szarada" np.
UsuńJa uwielbiam "Rzymskie wakacje" :)
OdpowiedzUsuńA sama Audrey jest dla mnie przede wszystkim ikoną stylu.
Dla każdego kim innym - dla mnie przede wszystkim aktorką tamtych lat o pięknym uśmiechu. :)
UsuńOd pewnego czasu interesuję się Audrey i uwielbiam biografię, więc z chęcią przeczytam tą książkę. :)
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam mało znany film z jej udziałem "Jak ukraść milion dolarów", który mimo przewidywalności bardzo mi się spodobał. Polecam:) Jej biografię, zwłaszcza tę bardzo chciałabym mieć:)
OdpowiedzUsuń"Jak ukraść milion dolarów" też lubię, przyjemniutki, na wolny wieczór. Chociaż inne mają ważniejsze miejsce w moim sercu...
UsuńNie znam tej aktorki, ale skoro polecacie to obejrzę Śniadanie :)
OdpowiedzUsuńŚniadanie obowiązkowo! Klasyk!
UsuńAudrey Hepburn zawojowała nasze czasy, stała się modną ikoną, ale mnie jakoś ciągle nie interesuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Cóż, niestety nie poradzimy nic na to, że co chwila wychyla nam się z kolejnego kubka czy innej torby... Chociaż życie miała interesujące.:)
UsuńRównież pozdrawiam!
Audrey Hepburn jakoś nigdy nie skradła mojego serca i nie szaleję za nią aż tak strasznie, żeby kupić sobie tę pozycję. :) Bez urazy, oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńJa na razie zatrzymałem się na trzecim sezonie (jestem prawie w połowie) i muszę dotrwać do czwartego, i zobaczyć, co tam scenarzyści wykombinowali. :) To i tak długo wytrwałaś, bo ja miałem ochotę zrobić coś scenarzystom już w pierwszym i drugim sezonie, kiedy to Rachel i Finn kochali się, ale nie mogli być ze sobą... Uh.
Bez urazy? :p
UsuńWiesz, to nie chodzi o to, że w tym pierwszym i drugim sezonie oni tak kombinowali, że gmatwali, że ten chodził z tą, a potem z tamtą, tylko że w czwartym sezonie to się zrobiło takie nadęte, Rachel zaczęła być nie do wytrzymania, jakoś się zrobiło nudno po prostu i za nic nie mogłam polubić żadnego z bohaterów. A tak to zaczęłam nowe seriale, świeże, ciekawe...
"Bez urazy" - po prostu nie chciałem obrazić zagorzałej fanki. :)
UsuńNo, zobaczymy, co to się podzieje w "Glee", bo ja zamierzam, jak na razie, wytrwać do końca. :)
Eeee, takiej zagorzalej fanki to raczej nie...;)
UsuńZobaczymy jak zareagujesz na nową Rachel i nowych członków. Chociaż ja też mam zamiar nadrobić pół sezonu, które na mnie czeka.
Przeczytałam "Oczarowanie". Chociaż może to dziwne, bo nigdy żadnego filmu z Audrey nie widziałam. Ale...od czegoś trzeba zacząć;)
OdpowiedzUsuńA jak już zaczęłaś, to nic, tylko kontynuować...;)
UsuńJak Mery napisze recenzję, to Snajper by tylko usiadła i zabrała się za czytanie, taka prawda, Geniuszu pióra :*(choć w tym wypadku, raczej klawiatury ;))
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że Audrey nigdy nie wzbudzała we mnie większych emocji, ale Twoją recenzję czyta się bardzo przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńTaka książka w domowej kolekcji to nie byle perełka!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Audrey, a jakoś nigdy nie miałam okazji przeczytać jej biografii, dlatego chętnie sięgnę, po tę książkę:)
OdpowiedzUsuńWciąż zwlekałam z kupnem, ale teraz już wiem, o co poproszę Mikołaja na gwiazdkę :)
OdpowiedzUsuń