Stosik na początek roku szkolnego.

Koniec roku się zbliża, a ja postanowiłam pochwalić się moimi stosikami. Może nie przypadną wszystkim do gustu, ale mnie cieszą.

Pierwszy stosik w całości zakupiony przeze mnie.
1.King "Zielona mila"  (przepłacony) zakup w empiku
2.Marsden "Jutro" jw.
Usłyszałam, że w Biedronce są w niskiej cenie książki podróżnicze i jak głupia tam poleciałam, a oto efekt:
3.Wojciechowska "Kobieta na krańcu świata 2"
4.Wojciechowska "Zapiski (pod)różne"
5.Pawlikowska "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów"

Stosik w całości od wydawnictw.
 6. Sośnicki "Modżiburki dwa" od wydawnictwa MTM
7.Najdecka "Rodzina Wenclów" od IW Erica
8.Cornwell "Zimowy monarcha" od IW Erica, czeka na recenzje
9. Cornwell "Ostatnie królestwo" od IW Erica
10. Pawlak "Inne okręty" od IW Erica
11. Modelski "Dziewczyny wojenne" od wydawnictwa Znak, recenzja TUTAJ
12. Berman "Dziewczyna, która pływała z delfinami" od wydawnictwa Znak, właśnie czytam:)

I ostatni stosik, który mnie cieszy równie mocno jak dwa poprzednie. Cały z biblioteki z małym wyjątkiem.
13.Canfield,Hansen,Kirberger "Balsam dla duszy nastolatka" książka, którą mi pożyczono, wciskając mi ją przez zaskoczenie:D Nie jestem do niej kompletnie przekonana, a jak będzie zobaczymy.
14. Montgomery "Dzban ciotki Becky" wypożyczyłam, by przypomnieć sobie tą wspaniałą autorkę.
15. Montgomery "Czary Marigold" jw.
16.H.Lee "Zabić drozda" planowane od dawna
17.U.Eco "Imię róży" jw.
18.Marvell "Orchidee też się śmieją" po recenzji Oli123, tak dla relaksu

I koniec książek dla przyjemności, szkoła się zbliża. Na razie mamy jeszcze kilka godzin wolności, wykorzystajmy je dobrze!

"Dziewczyny wojenne" Ł. Modelski

Gdy czytamy książki, oglądamy filmy o tematyce wojennej na pierwszym planie zawsze pokazywani są mężczyźni. To oni są bohaterami, kapusiami, partyzantami walczącymi o wolność. Kobiety, choć niewątpliwie jakąś rolę również pełnią, giną wśród męskich postaci. W ogóle się przyjęło, że wojna to męska rzecz. Pan Łukasz Modelski postanowił przełamać ten stereotyp i pokazać, że kobiety też walczyły, przyćmiewając odwagą wielu mężczyzn. „Dziewczyny wojenne” to jedenaście historii kobiet, które wojna zastała gdy wkraczały w młodość, dorosłość. Każda z nich miałam plany, marzenia, które musiała odłożyć  dla dobra Ojczyzny.


Książka opisuje sytuacje w różnych rejonach Polski, bo choć tego nie wiemy, całkowicie inaczej wyglądało życie ówczesnej Polski w Poznaniu, a inaczej w Lublinie. Każda z kobiet urodziła się w innym rejonie, każda miała inny charakter, a łączyło je jedno – walka o niepodległość. Dużym zaskoczeniem były dla mnie niektóre informacje. Nie wiedziałam na przykład, że ludzie mieszkający przy wschodniej granicy naszego kraju z utęsknieniem oczekiwali Niemców. Dlaczego? Bo oni traktowali ich lepiej niż bolszewicy, którzy wywozili prawie wszystkich  na Syberię…
Szczególnie zapamiętałam postać Magdaleny Grodzkiej – Gużkowskiej. Wojna zastała ją w wieku czternastu lat. Była radosną osobą, która nie umiała usiedzieć w miejscu. Od początku była związana z harcerstwem (niezbyt oryginalne, nieprawdaż?). Na początku przeprowadzała ludzi przez granicę, przez góry. Choć wiele chorowała, zawsze można było na nią liczyć. W wieku szesnastu lat ojciec musi wyjechać. Pod opiekę dziewczyny trafia matka uzależniona od morfiny i chora psychicznie siostra… Można sobie wyobrazić jak jej było ciężko. To jedno z moich ulubionych opowiadań w tej książce. Akcja tam pędzi w tempie dobrego filmu sensacyjnego.
Każde z tych opowiadań zasługuje na chwilkę uwagi. Mamy tu historię Rosjanki, która była tak związana z Polską, że walczyła przeciw swoim „rodakom”, opowieść córki Józefa Piłsudskiego i wiele innych. Każde z nich było inne połączone jednocześnie tą samą rzeczywistością.
Choć książka wydaje się być jak wiele innych dokumentów wojennych, coś ją od nich różni. Choć historie są prawdziwe, to nie ma w nich wielu dat i trudnego języka. „Dziewczyny wojenne” czytałam szybko, pochłaniając kolejne strony. Nie miałam jakiś kryzysowych momentów, gdy mówiłam sobie: „mam już jej dość”. Książka pana Modelskiego wciągnęła mnie od pierwszej strony i tak już pozostało do końca. Dlatego spokojnie mogę ją polecić każdemu, nawet osobom uprzedzonym do literatury o tej tematyce.

Premiera już 22 września.
"Dziewczyny wojenne", Łukasz Modelski, wyd. Znak
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu Znak

"Last minute" S. Kubryńska

 
Gdy wpadamy w kłopoty, depresje zazwyczaj pierwszą myślą jest to, by się schować, uciec gdzieś daleko. Agnieszka – bohaterka „Last minute” od jakiegoś czasu cierpi na okropne bóle głowy. Gdy do tego dochodzi utrata pracy i zerwanie z partnerem dziewczyna ma dość. Jednak czuwa przy niej dobra dusza, nie pozwalająca się Agnieszce całkowicie załamać. Zuzanna –najlepsza przyjaciółka.  To ona wykupuje wycieczkę do Tunezji. Agnieszka mimo początkowej niechęci postanawia odpocząć nad ciepłym Morzem Śródziemnym. Plaża i alkohol, po prostu wakacje! Tego właśnie jej trzeba. Wraz  z Zuzanną przybywają dosłonecznego kraju, gdzie każdy się promiennie uśmiecha. Tu Agnieszka poznaje przystojnego „Cygana” w którym zakochuje się do nieprzytomności. Jednak czy taki związek ma szanse przetrwać?

Choć opis i kluczowe słówko „seks-turystyka” znajdujące się  na okładce wskazują niechybnie na romans, miłosne uniesienia, to autorka nie zaserwowała nam kolejnego harlequina  i chwała jej za to. Pani Sylwia bawiła się słówkami, układając je w świetną opowieść, którą połyka się w kilka godzin. Prócz romansu mieliśmy przeszłość objawiającą się w burych, iście polskich kolorach, konflikt rodzinny i wielką przyjaźń.
Już od samego początku zapałałam wielką sympatią do Zuzanny.Ta niepozorna osóbka, główna podpora Agnieszki była jedną z barwniejszych postaci powieści. Żywiołowa, uśmiechnięta ze swoim czarnym dowcipem i siłą ducha zaprzątnęła moją głowę od początku. Uwielbiałam jej ganienie, ostre słówka.

Bardzo ciekawie była rozwiązana kwestia narracji i czasu.Przeszłość i teraźniejszość splatały się miedzy sobą jak włoski makaron. Narracja również poplątana, raz pierwszoosobowa, raz trzecioosobowa. Dzięki tym zabiegom stylistycznym książka nabrała odmienności i własnej niepowtarzalności.

„Last minute” to świetna książka, w sam raz na nasze bure wakacje w mieście, gdzie za oknem leje deszcz. Polecam wszystkim kobietom spragnionym słońca, plaży i szampańskiego humoru.

„Człowiek, gdy się uprze, zawsze odnajdzie drugiego. Kiedy mówi, że nie może – kłamie”

"Last minute", Sylwia Kubryńska, wyd.Nowy Świat
Książkę dostałam od wydawnictwa Nowy Świat, za co serdecznie dziękuję.

"Wycieczka na tamten świat" A. i S. Litwinowie

    
Sięgając po„Wycieczkę na tamten świat” oczekiwałam ciekawego kryminału, który przeniósł by mnie w świat zagadek, morderców. Miał być chwilą wytchnienia, odprężenia pomiędzy innymi książkami. Spokojnie mogę powiedzieć, że powieść  rodzeństwa Litwinów spełniła moje oczekiwania z nawiązką.

Tania i Dima przypadkowo poznają się na lotnisku. Od razu przypadają sobie do gustu. W trakcie podróży dochodzi do awarii. Samolot zaczyna spadać. Jeden z pasażerów jakimś cudem otwiera drzwi i prawie spada w bezkresną przepaść. Jednak Tania mająca spadochron ratuje go wyskakując wraz z nim. Za nią skacze Dima. Wszyscy lądują bezpiecznie, a samolot po komplikacjach również osiada awaryjnie na jednym z lotnisk. Tutaj jednak dopiero zaczynają się problemy. Bo co ma myśleć sobie milicja, gdy w samolocie, który o mało się nie rozbił brakuje trzech osób? Przypadkowi ludzie, więc zostają posądzeni o uszkodzenie samolotu i są ścigani listem gończym po całej Rosji. Jednak prócz służb obywatelskich podąża za nimi również mafia…

Łatwa w odbiorze dla czytelnika, miła książka. Zaczyna wciągać od pierwszych stron. Może mój opis jest zagmatwany, jednak w książce widać wszystko jak na dłoni.  Akcja toczy się szybko, widzimy jak Tania,Dima i Iwan coraz bardziej zżywają się ze sobą. Każde z nich ma inny charakter, a jednocześnie bardzo podobny. Do postaci po prostu nie można się przyczepić. Tania – piękna dziewczyna, pracująca jako modelka w dobrej firmie reklamowej. Uwielbia adrenalinę i dobą zabawę.Dima – początkujący dziennikarz, marzący o sukcesie zawodowym. Wierzy, że wciągu jednego dnia stanie się sławny. Iwan (uratowany przez Tanię w samolocie)– strasznie zdolny, jednak leniwy. Choć mógłby wiele zarabiać, woli grać w karty i z tego się utrzymuje. W to umiejętnie jest wpleciona historia z przeszłości, wielkie miłości.
Wielkim plusem książki było to, że autorzy przed wkroczeniem do akcji nowych postaci umiejętnie przedstawiali nam epizody z ich życia wstecz, co tworzyło nowe,ciekawe historie. Poza tym można było zobaczyć kawałek świata rosyjskiej milicji, gdzie wszystko zazwyczaj jest skorumpowane. Układy mafii z urzędnikami na wyższych stanowiskach, wielkie pieniądze…

Jedyne co było minusem i za co mogę winić tylko siebie, były nazwiska. Myliły mi się wszystkie, prócz tych Tani, Dimy i Iwana. Szef mafii, mylił mi się z szefem milicji. Jest to jednak wynikiem pewnie tylko tego, że nie miałam nigdy do czynienia z językiem rosyjskim i dla mnie wszystkie brzmiały podobnie.

Książkę polecam.Można przy niej spędzić miłe popołudnie, będąc kompletnie niekomunikatywnym ze światem. Taki kryminał na chwilkę relaksu.

"Wycieczka na tamten świat", Anna i Siergiej Litwinowie, wyd.Oficynka, ocena:4/6
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Oficynka

"Niedziela nad Sekwaną" S. Vreeland

  
 Nie mogę powiedzieć, że znam historię sztuki, albo, że uwielbiam francuskich malarzy. Nie. Wiem, o sztuce i malarzach tyle ile przeciętny gimnazjalista. Jednak, gdy zobaczyłam książkę „Niedziela nad Sekwaną” coś mnie zauroczyło. Troszkę jednak obawiałam się ciężkiego, fachowego nazewnictwa i nudnej fabuły. Nic bardziej mylnego.

Dziesięć lat po wojnie  francusko – pruskiej. Auguste Renoir choć ma kryzys uczuciowy i brak zasobów finansowych, po przeczytaniu krytycznej opinii na temat impresjonizmu postanawia pokazać na co stać go i wszystkich impresjonistów, malując  obraz swojego życia. Ma przedstawiać on miłe popołudnie grupy przyjaciół cieszących się letnią porą. Tematyka jest udowodnieniem, że realizm nie musi być taki w jaki sposób przedstawia go „grupa malarzy Degasa”. Renoir musi jednak zmagać się z problemami, nie tylko finansowymi,  ale i takimi, które rozdzierają grupę modeli, a jednocześnie przyjaciół malarza.

Autora przedstawiła nam postać Pierre-Aguste Renoira we wspaniały sposób. Cudowne opisy, realistyczna fabuła wciągają od pierwszych stron. Co prawda nie jest to jakaś świetna książka przygodowa czy fantasty, ale jak na opartą na faktach autentycznych biografie, umie zaskoczyć i wciągnąć czytelnika. Świetnie zarysowane postacie, których życie, nie tylko to związane z malarzem, również poznajemy, są wielkim atutem książki. O większości z nich można by napisać osobną biografie. Jestem pewna, że byłaby ona równie ciekawa jak ta.

Prócz samego Renoira dwie osoby były dla mnie intrygujące. Alphonsine – jedna z modelek i przyjaciółek Renoira, którą malarz obdarzył uczuciem. Była wdową. Nie wiem dlaczego, ale to słowo kojarzy mi się z otyłą kobietą pod sześćdziesiątkę. Nic bardziej mylnego. Alphonsine miała ledwie trzydzieści lat i prócz męża miała kilka miłości w swoim życiu. Głęboko w duszy skrywała też kilka sekretów…  Drugą osobą była Angele. Ta, jakbyśmy powiedzieli teraz prostytutka, zdobyła moją sympatię. Jej humor i wybuchowość od razu przypadły mi do gustu. Poza tym w poważnych sytuacjach umiała się zachować.

Bardzo podobał mi się wątek uczuciowy w tle. I to nie tylko malarza, ale i innych osób. Był to kolejny plus tej książki. Wszystko zgrabnie ubrane w słowa tworzyło ciekawą powieść. Co prawda nie przepadam za tego typu rodzajem literackim, lecz ta spodobała mi się, a postać malarza bardzo polubiłam. Jedyne z czym nie mogłam się pogodzić to wybór żony Renoira. Szczerze kibicowałam tej drugiej osobie (jak przeczytacie będziecie wiedzieć o kogo chodzi). Cóż, jednak się zawiodłam…

Książka jest jednocześnie małą lekcją sztuki. Bardzo przyjemna jak dla mnie. Dlatego polecam ją wszystkim, którzy znużeni deszczową Polską pragną na chwilę przenieść się do słonecznego Paryża i nad Sekwanę. Zapraszam tam wszystkich!

 "Niedziela nad Sekwaną", Susan Vreeland, wyd. Bukowy Las, ocena: 5/6
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Bukowy Las

"Rozkaz" L.Lander

 
Z tego co napisano do okładce miałam się spodziewać„dreszczowca psychologicznego”. Moim zdaniem lepiej by brzmiały słowa: psychologia, miłość, okruchy wojny,przywiązanie i baśń w jednym. Bo taka ta książka dla mnie była. Przeplatana burymi kolorami.

Koniec I wojny światowej. Jegier Aaro Harjula, wrażliwy żołnierz białej armii musi zabić jedną z czerwono gwardzistek – Miinę Malin. Jednak nie robi tego. Nie może. Skazać niewinną kobietę na śmierć? Po długich rozmowach z generałem postanawia ją odstawić do obozu jeńców, gdzie ma przesłuchać ją sędzia Emil Hallenberg, w cywilu pisarz i dziennikarz. Podczas podróży łodzią w trakcie odeskortowania kobiety do obozu zdarza się wypadek i oboje lądują na kilka dni na małej wysepce. Gdy uratowani znajdują się już w obozie, jakby na mocy niemego porozumienia milczą o tym co się stało przez tych kilka dni. Przed sędzią stoi trudne zadanie, a w głowie kołacze pytanie: co się stało na wyspie?
To pytanie prześladuje czytelnika przez prawie całą książkę.Powieść pani Lander opowiada nam straszną historię dziejącą się w czasie I wojny światowej. „Tam wszystko było straszne” – do mojej głowy zaraz zapukała myśl. Było. Ale ta książka jest za razem straszna i piękna, przy końcu jak najprawdziwszy romans (nie mylić z harlequinami i romansidłami). Czytałam ją szybko, z zapałem przewracając kolejne kartki.

Czasem zatrzymywałam się by po raz kolejny spojrzeć na tajemnicza okładkę, lub pomyśleć nad zawiłościami ludzkiej psychiki.  Choć bardzo się starałam nie odszyfrowałam wszystkich myśli trójki głównych bohaterów. A było nad czym myśleć, bo każde z nich to nietuzinkowy przykład i świetne pole badań dla psychologów. Każde z nich podlegało pod jakiś szablon, ale jednocześnie stać ich było na rzeczy nieoczekiwane…

Była jeszcze jedna osoba, można powiedzieć główny bohater,którego rozszyfrować nawet nie próbowałam. To Konsta – psychicznie chory pomocnik sędziego.  Jego postać dodawała upiorności całej scenerii.  Wszystko było magicznie pociągające i strasznie przerażające za razem. Ciekawe. Nie mogłam się niekiedy oderwać.

Czasem łapałam się jednak na tym, że gubię się, nie rozumiem. Zastanawiałam się, co skłoniło Miinę do różnych czynów i nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Jakbym błądziła we mgle.
Myślę, że książka przypadłaby do gustu osobom szukającym czegoś głębszego niż zwykłe młodzieżówki, a i ja jeszcze nie raz do niej zajrzę. Z ciekawości psychologiczno –ciekawej.

"Rozkaz", Leena Lander, wyd.Kojro, 4/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kojro

"Wirus Ebola w Helsinkach" T. Soininvaara

 
Świat idzie się do przodu a my z nim. Jednak czasami myślę, że ja nie nadążam. Wszystkie najnowsze bronie, techniki itp. To dla mnie cały czas tajemnica. Myślę, że takiej Austen żyło się może nie lepiej (jak ja bym wytrzymała bez komputera!) ale spokojniej. Może się mylę…

„Wirus Ebola w Helsinkach” opowiada właśnie o takim postępie. Arto Ratmo wynajduje szczepionkę na zabójczego wirusa Ebola. W tym samym czasie generał Raimo Siren – dowódca operacyjny fińskiej armii śmiertelnie potrąca rowerzystkę i ucieka z miejsca wypadku. Gdy wydaje się, że to już koniec  jego kariery do jednostki przychodzi wiadomość o sukcesie Arto. W głowie generała kiełkuje myśl – gdyby udało mu się sprzedać tą zabójczą broń biologiczną mógłby uciec z kraju i wieść spokojny żywot na jakimś tropikalnym wybrzeżu. Jednak formułą szczepionki interesują się również Rosjanie, którzy wcale nie mają zamiaru płacić generałowi ciężkich pieniędzy. Czy służby fińskie w porę złapią Sirena i nie pozwolą się rozprzestrzenić śmiertelnemu wirusowi?
Rozpoczyna się walka z czasem. Czytelnik śledzi ją z zapartym tchem. Jednak sam wie od początku, kto stoi za morderstwami i sprzedażą szczepionki. Działa to zdecydowanie na niekorzyść lektury. Ale czy dowiedzą się o tym na czas służby fińskie?

Książkę czytało się przyjemnie z dreszczykiem emocji. Wiadomo było, że zmierza do szczęśliwego finału. Jednak na samym końcu autorowi udało się wywołać na mojej twarzy zdumienie. Pewna postać, na którą prawdę mówiąc nie zwróciłam większej uwagi, była całkowicie kimś innym, niż osoba za którą się podawała…

Jednak u mnie niedosyt pozostał. Może to przez tak odległy dla mnie temat jakim jest broń biologiczna? A może to niektóre postacie działające mi na nerwy? Nie wiem. Jednak gdy sięgniecie możecie odczuć na samym początku to co ja, a mianowicie w waszej głowie pojawią się myśli „nie, za skomplikowane jak dla mnie”. Bo już na pierwszych  stronach zostajemy zawaleni tłumem postaci o trudnych do zapamiętania nazwiskach i ich uzależnieniach oraz nawałem informacji o wirusach. Sama bym się zniechęciła. Ale po kilku stronach wszystko ustatkowuje, niektóre  osoby zostają wyeliminowane i czytelnik zaczyna kojarzyć fakty.
 „Wirus Eblola w  Helsinkach” to gratka dla wielbicieli mocnych sensacyjnych kryminałów. W tej książce spotkamy broń biologiczną i zagrożenie na skal światową, ciekawych bohaterów, w tym osoby, które nie cofną się przed niczym. Autor opisuje wszystko tak autentycznie, że czytelnik ma wrażenie, że sam znajduje się w samym środku wydarzeń. Dlatego nie dziwię się, że pan  Taavi Soininvaara należy do najpoczytniejszych pisarzy Finlandii.

"Ebola w Helsinkach", Taavi Soininvaara, wyd.Kojro, 4/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kojro

"Milczenie" J.C. Wagner


Milczenie. Pod tym słowem może kryć się wiele. Może oznaczać zatajenie tajemnicy, wyrzuty sumienia, przywoływanie wspomnień, trwanie…

Lato 1974. W małym miasteczku ktoś bestialsko zgwałcił i zamordował trzynastoletnią Pię. Jej zmasakrowane ciało znaleziono kilka dni później na dnie jeziora. Jednak sprawców nigdy nie ujęto… Trzydzieści trzy lata później znika czternastoletnia Sinikka. Jej rower i ślady krwi zostają znalezione przy krzyżu upamiętniającym Pię. Czy historia znów się powtórzyła? Czy stoi za nią ta sama osoba?
Świetnie skonstruowany kryminał utrzymuje w napięciu jednocześnie pozwala się odprężyć. Postacie są wyraziste i to one sprawiały, że czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne karty. Mnie szczególnie spodobał się Kimmo Joenta współprowadzący śledztwo w sprawie zniknięcia Sinikki. Stracił żonę i dzięki temu umiał zrozumieć rodziców obydwu dziewczynek. Szczególnie dobrze rozumiał matkę Pii. Może dlatego, że ta kobieta była (przynajmniej dla mnie) niezwykła. Nie, nie miała żadnych magicznych mocy. Po prostu czasem mam coś takiego, że niektóre postacie wywołują we mnie takie dziwne uczucie. Między innymi dla tego mam wielki szacunek dla autora.
Niby zwykły, lecz strasznie tajemniczy był również Ketola. Człowiek prowadzący w przeszłości sprawę Pii, gdy trzydzieści trzy lata później dokonała się kolejna tragedia był już na emeryturze. Jednak cały czas aktywnie uczestniczył w śledztwie. To jego syn był uzależniony od narkotyków i to z nim związana jest pewna tajemnica. Bo on coś wie…
Bardzo podobała mi się cała paleta postaci. Osoby niby zwykłe jak każdy borykały się ze swoimi problemami. Narkotyki, pedofilia, własne sumienie… W ogóle życie.
Zatrzymałam się na którejś ze stron, gdy opisywana była historia Pii i krzyż przydrożny ją upamiętniający. Przecież sami mijamy ich wiele jada w równe strony. Co prawda większość kryje za sobą wypadki samochodowe, ale może niektóre upamiętniają historie podobne do tej?
Od zwykłych kryminałów, moim zdaniem, różni tę książkę fakt, że akcja nie pędzi z zatrważającą prędkością. Jest troszkę miejsca dla psychologii i ludzkości. Do tego w książce jest wiele kontrastów. Milczenie i potok słów. Wiara i brak nadziei. Takie czarno – białe obrazy przetykane promieniami światła, dzięki czemu książka zyskuje wspaniałą barwę… Jeden z lepszych kryminałów jakie czytałam w życiu. Historię dziewczynek zapamiętam na długo. Nigdy nie byłam specem od tego rodzaju literatury, dlatego może inni nie będą się ze mną zgadzać. Jednak dla mnie pozostanie świetną książką. Polecam gorąco wszystkim.

"Milczenie", Jan Costin Wagner, wyd.Akcent, 248, ocena: 6/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Akcent

W nowym domu


No i to zrobiłam. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad przeniesieniem bloga. Przemogłam się i... jestem! Na blogspocie mam troszkę więcej możliwości i wreszcie pozbędę się tego okropnego łączenia wyrazów, które mi często Onet serwował.

Witam więc w nowym domu, zaraz się rozgoszczę, wszystko uprzątnę i siądziemy do herbatki. Z książką, oczywiście.