Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura fińska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura fińska. Pokaż wszystkie posty

O Mamie Muminków

Wspaniałe jest to wydanie. Opasły tom, z jedną z ukochanych autorek na okładce, figurkami tych, którzy wytykają, uspokajają, czasem pokazują. Kusi z półki w księgarni, kusi z ekranu komputera i w końcu człowiek po prostu skusić się daje.

Takie tomy też można połykać w trzy dni, gdy historia wciąga nas do tego stopnia, że przerwać nie możemy. Jednak nie tym razem. Zmęczyłam się czytając tę wyczekiwaną książkę. Przyszły wspomnienia z lektury nieudanej biografii Montgomery - zaryzykowałabym nawet, że tym razem było gorzej.

"Mama Muminków" to dziwny twór, pełen  analizy poszczególnych tomów opowiadających o pulchnych trollach, czy też innych dzieł Jansson (nie tylko literackich), gdzie braknie historii życia, a jeśli się pojawia, ułożona jest niechronologicznie, zagmatwanie. Opowieść pani Westin przytłacza ilością wiedzy, często gubiąc najważniejszą bohaterkę - Tove.  Boli również niestaranność wydania polskiego - upiorna składnia, dziwne tłumaczenia czy literówki.

Jednak miłośnik czyta.
Dla zamieszczonych tam skrawków listów pisarki, dla pojedynczych zdań i historii, by samemu wyobrazić sobie wszystko dokładniej, dla informacji o książkach Tove w Polsce nie wydanych (choćby miały mieć postać analizy), dla ilustracji. Czasem nawet łapie jakąś szczątkową przyjemność z tej lektury, jednak przede wszystkim po głowie kołacze mu się zdanie wypowiedziane kiedyś przez Tove:

To piękna myśl, że spotkanie z pisarzem powinno mieć miejsce tylko w jego książkach.[str.305]

A że mi bardzo trudno pisać, po tak wielkim rozczarowaniu, to jest chyba najlepszy komentarz do tej książki.

"Mama Muminków" B.Westin, wyd.Marginesy, 2012, tł.B.Ratajczak




Zaczyna się zima.

Powróciłam do Krainy, ale przede wszystkim, powróciłam do Muminków. Nie sentyment, po prostu zaczyna się zima.
"Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi  się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne."[str.8]
Jesień przeszła pełna wspaniałych lektur, odkrywania perełek z własnej półki, filmów z dziwnych zakamarków. Jednak teraz zaczyna się ten okres pełen milczenia, niewypowiedzianych słów i obserwowania.

Lubię raz po raz przyglądać się wydarzeniom w listopadowej Dolinie Muminków. Patrzeć na melancholijne zachowania ludzkie, duszenie się w sosie własnym, spokój, niepokój, melancholię. Czytam, podpatruję, czuję się jak w teatrze. Muminków już tam nie ma. Nie ma też bezsensownych analiz, z którymi się zetknęłam ostatnio.  Zresztą, jak powiedziała Mimbla:
"Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami"[str.125]
Więc trwam sobie ze sobą, miejscami towarzyszy mi Tove, zdarza się, że zajrzy Patti z Robertem, czy Too-tiki. Jednak przede wszystkim, gdy przebywanie, marznięcie i oddychanie samej ze sobą zaczyna się robić nieznośne, czytam sobie:
"Listopadowy dzień dobiegł powoli końca, zbliżał się zmierzch. Mimbla wsunęła się pod puchową kołdrę, wyciągnęła długie nogi, aż kości trzasnęły, i przyłożyła stopy do grzałki. Na dworze padał deszcz. Za kilka godzin będzie akurat na tyle głodna, żeby zjeść ugotowaną przez Filifionkę kolację, i może będzie miała ochotę porozmawiać sobie z kimś. Na razie nic nie musiała robić, mogła pogrążyć się w otaczające ją ciepło, a cały świat był jedną wielką, miękką kołdrą okrywającą Mimblę, a wszystko inne pozostawało na zewnątrz." [str.70]
I zaraz kołdra okrywa również mnie. Zawsze puchowa, zawsze zostawiająca wszystko na zewnątrz. Czasem w bezpieczne podróże zabierająca niebezpiecznych przyjaciół - smutnego van Gogha, zimową Astrid Lindgren, Austera na przestrzeni wieków. A jak jest już naprawdę źle, powtarzam:
"-Będzie śnieg."[str.181]
Słowem, zaczyna się zima. I chociaż czas zgubiłam, to znalazłam spokój.
Winter Sun - Claude Monet
Dzień dobry!

Dziecięco-dorośle, czyli na rozstaju.

Fragment "Zimy Muminków" źródło
"Mimbla szła przez las i myślała: "Przyjemnie jest być Mimblą, czuję się znakomicie, od góry do dołu".
Lubiła swoje długie nogi i czerwone boty. Na czubku jej głowy sterczała dumna, mimblowa fryzura: mocno ściągnięty, lśniący koczek, podobny do małej, czerwonożółtej cebulki. Mimbla przemierzała moczary, wspinała się na pagórki, schodziła z głębokich jarów, którym deszcz nadał wygląd podwodnych krajobrazów, szła szybko, a co jakiś czas biegła nawet kawałek, żeby poczuć, jaka jest lekka i szczupła."

Nie ma mnie dla ludzi, nie ma mnie w Krainie. Czytam Muminki. Wracam do kolejnych części i nie mogę się nadziwić, jak tam dużo mnie. Jak wszystkie moje niesforne myśli wychylają się zza drzew, chowają w prywatnych grotach i paszczakowskich lunaparkach.  Jak są ubierane w genialne zdania, jak to co niewerbalne zostaje klarownie przekazane.

Muminków podobno nienawidzicie. Muminki podobno są dla dzieci. Muminki zostały spłycone i zdemonizowane przez okropną bajkę puszczaną kiedyś dzieciom na dobranoc.

Jednak Muminki są genialne.

Nie wiem, czy dla dzieci, bo z tego okresu zostało jedynie mgliste wspomnienie. Nie wiem, czy dla dorosłego, bo jeszcze moja łódź do tego okresu nie dobiła. Nie wiem, czy dla młodzieży, bo młodzież tak różna. Jednocześnie wiem jedno, Muminki są genialne dla ludzi.

Subtelny humor Tove, jej bystre oko i złożoność postaci. Właśnie, złożoność postaci. Kasia powiedziała kiedyś, że po poznaniu biografii Jansson odnajduje ją w obydwu, tak się różniących od siebie, bohaterkach "Uczciwej oszustki". Ja, nie znając biografii odnajdywałam ją we wszystkich stworzonkach z Doliny Muminków. Odnajdywałam tam również siebie. W Filifionce starającej się upodobnić do Mamy Muminka, w Włóczykiju, który też się denerwuje, w Ryjku, do którego kotek musi się przywiązać, by mógł innym o tym powiedzieć, w Muminku zimowym, który jest samotny. We wszystkich.
Świetne oddanie ludzkich lęków, spojrzenie z innej perspektywy, melancholijna lustrzanka każdego z nas. Niby niepozorna, a wzbudzająca podziw.

Jednocześnie w Muminkach widać ten charakterystyczny rys świadczący o przynależności do klasyków literatury dziecięcej. Brak przypadkowych, zbędnych zdań. Akcja wartka, złożona ze zwykłych, dziecięcych przygód i czynności. Główni bohaterowie do których czuje się sympatię. Chociaż jedna osoba wzbudzająca zaufanie, na której można się oprzeć.  I na koniec ten skandynawski chłód zawodowy, prostota i ciepło za razem. Astrid i Tove były w tym mistrzyniami.

Nie pamiętam dokładnie, jak odbierałam kiedyś Muminki. Teraz zrobiły na mnie duże wrażenie.  A przede wszystkim "Dolina Muminków w Listopadzie". Świetna.

"Dolina Muminków w listopadzie", "Kometa nad Doliną Muminków", "Opowiadania z Doliny Muminków", Pamiętnik Tatusia Muminka" T.Jansson, wyd.Nasza Księgarnia, 1989, tł.T.Chłapowska
cytat pochodzi z książki "Dolina Muminków w Listopadzie" T.Jansson

Na nocnym stoliku, na deszczowy dzień.

"Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś, kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny, i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu paszczaka.
Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi, i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie przychodził. Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, lecz i to nie pomogło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi. W końcu wstał i wciągną spodnie."

"Dolina Muminków w listopadzie" T.Jansson, wyd. Nasza Księgarnia, 1980, tł.T.Chłapowska

Wszystko jest bardzo niepewne i to właśnie mnie uspokaja. ("Zima Muminków" T.Jansson)

Tak niedawno pisałam o Uczciwej oszustce, do której odkrycia nie wystarczy jednorazowa lektura. We  wstępie tamtego tekstu pisałam również, że Muminki mnie uspokajają. Jednak i one działają dopiero za którymś razem. Szczególnie ten tom, jedyny, który mam w swojej biblioteczce.

„Zima Muminków” jest podobna do innych tomów. Troszkę dziwaczna, jakby miła, bez wielu wykrzykników, raczej z fińsko-szwedzką chłodnością. Różni się jednak od nich zasadniczo. Różni się dla mnie. Tamte spowite są mgłą lat, które dzielą mnie od ostatniej lektury. Ta zawsze jest. Z Muminkiem, który budzi się w środku zimy, chociaż nie powinien. Z Muminkiem zagubionym, trochę samotnym i przestraszonym. Z Muminkiem, który poznaje nowe zwierzątka, oswaja się z niecodziennym otoczeniem. Z małą Mi, która odnajduje się w każdej sytuacji i bez skrupułów cieszy się tym. Z małą Mi, która zjeżdża na srebrnej tacy, hałasuje i pożycza rękaw do imbryczka. Z mroźną zimą i stworzonkami, które wtedy wychodzą.

Zarówno w Muminkach jak i w Uczciwej oszustce emocji jest pełno. Emocji przykrytych warstwą śniegu i szorstkich słów. Tutaj gdy ktoś się boi nie krzyczy, a gdy cierpi nie wylewa morza łez, jak u Disneya. Tutaj Muminek czasem fuknie ze złością i zaraz odejdzie. Tutaj mała Mi krzyczy z radości, jako jedna z niewielu. Too-tiki śpiewa prosto, lecz przemawiając do głębi.W każdym z nich widać ludzkie zachowania, czasem troszkę powykręcane, czasem wręcz filozoficzne, czasem do bólu prawdziwe. 

Zima jednak to coś więcej. Tym razem przy Muminku nie ma Mamusi i Tatusia. On sam wchodzi w nowy dla niego świat. Świat pełen dziwów.

„Widzisz – powiedziała – tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wietrzy… Trzymają się na uboczu cały rok.  A potem kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym – wtedy wychodzą.”

Dlatego chyba ja kocham zimę i Muminki. Zimę, która zmusza do pozostania w domach wszystkich przechodniów i  innych człowieków. Muminka, za to jak przyzwyczaja się do samotności, jak odkrywa kolejne nieśmiałe stworzonka, zaczyna rozumieć kolejne rzeczy. Muminka, który zaczyna się tym cieszyć. Pewnym i niepewnym. Zrozumiałym i niezrozumiałym.  Muminka, który się zmienia.

Wraz z nim zmieniam się też ja.Niby wszystko się trzęsie, jednak śnieg tłumi katastrofę. Śnieg uspokaja. Niby wszystko się kręci, jednak my nie umiemy tego zrozumieć, uchwycić. To uspokaja. Poza tym czekają na nas słowa:

„Wszystko trzeba odkryć samemu – powiedziała. – I również przejść przez to zupełnie samemu.”

To również uspokaja.


"Zima Muminków" T.Jansson, wyd.Nasza Księgarnia, 1990, tł. I.Szuch-Wyszomirska
Wszystkie fragmenty (również tytuł, który jest cytatem) pochodzą z książki "Zima Muminków"

Bardzo być może ("Uczciwa oszustka" T.Jansson)

Książkę wysłałam już w świat, nawet nie mam jak do niej zajrzeć, a cały czas siedzę i się zastanawiam.

Lubię Tove Jansson. Lubię Muminki.  Chociaż nie, ujęłabym to inaczej. Lubię Tove Jansson. Muminki mnie uspokajają. Szczególnie wydanie zimowe. Jest coś takiego w wiewiórce z pięknym ogonem, ze śniegiem w Dolinie Muminków, że wszystko na tym świecie, a nie tylko tam, wydaje się być na swoim miejscu.

Z „Uczciwą oszustką” sprawa jest całkowicie inna. Tu wszystko jest jeszcze bardziej białe i spokojne niż u Muminków. Nieistniejąca wioska, ciągły śnieg, nierzucający się w oczy ludzie i dwie bohaterki. Każda inna. Jedna uczciwa oszustka, druga miła naiwniaczka. Wydawać by się mogło, obydwie pełne emocji, jednak jest inaczej.  Może ten szorstki język Tove, może tak skromny opis przeżyć? Bardzo być może.

Cała książka jest bardzo być może. Pełna pytań bez odpowiedzi, pełna ukrytych podtekstów i słów. A jednocześnie nieskomplikowana, oczywista, spokojna, jakby obojętna. Każda z bohaterek jest zarysowana wyraźnie, każda całkowicie inaczej. Na lekcji polskiego powiedzielibyśmy, że stworzone są na zasadzie kontrastu. Ale my nie jesteśmy na lekcji polskiego. Całe szczęście, bo ta książka jest stworzona do tego by odkrywać ją samemu.

Obydwie z nich mają coś ze mnie. Albo ja mam coś z nich, czy to ważne w którą stronę? Jednak trudno doszukać się zdecydowanego podobieństwa, je się po prostu czuje. W bieli śniegu, w nieśmiałych uśmiechach i książkach podróżniczych. Dziwne, jak cała książka. Zbudowana poprawnie, wstęp, rozwinięcie, przyzwoita lecz niezaskakująca puenta. Jednocześnie pełna białych plam, miejsc dla naszych myśli i porównań, wielu puent w nieodpowiednich fragmentach.  Książka, która pod utartym schematem kryje to coś co chwyta za serce, każe przystanąć i się zastanowić. Niby banalna, a inna. Świetna. 

"Uczciwa oszustka" T.Jansson, wyd.Nasza Księgarnia, 2013, tł. H.Thylwe
Za pożyczenie książki serdecznie dziękuję Kasi.

"Rozkaz" L.Lander

 
Z tego co napisano do okładce miałam się spodziewać„dreszczowca psychologicznego”. Moim zdaniem lepiej by brzmiały słowa: psychologia, miłość, okruchy wojny,przywiązanie i baśń w jednym. Bo taka ta książka dla mnie była. Przeplatana burymi kolorami.

Koniec I wojny światowej. Jegier Aaro Harjula, wrażliwy żołnierz białej armii musi zabić jedną z czerwono gwardzistek – Miinę Malin. Jednak nie robi tego. Nie może. Skazać niewinną kobietę na śmierć? Po długich rozmowach z generałem postanawia ją odstawić do obozu jeńców, gdzie ma przesłuchać ją sędzia Emil Hallenberg, w cywilu pisarz i dziennikarz. Podczas podróży łodzią w trakcie odeskortowania kobiety do obozu zdarza się wypadek i oboje lądują na kilka dni na małej wysepce. Gdy uratowani znajdują się już w obozie, jakby na mocy niemego porozumienia milczą o tym co się stało przez tych kilka dni. Przed sędzią stoi trudne zadanie, a w głowie kołacze pytanie: co się stało na wyspie?
To pytanie prześladuje czytelnika przez prawie całą książkę.Powieść pani Lander opowiada nam straszną historię dziejącą się w czasie I wojny światowej. „Tam wszystko było straszne” – do mojej głowy zaraz zapukała myśl. Było. Ale ta książka jest za razem straszna i piękna, przy końcu jak najprawdziwszy romans (nie mylić z harlequinami i romansidłami). Czytałam ją szybko, z zapałem przewracając kolejne kartki.

Czasem zatrzymywałam się by po raz kolejny spojrzeć na tajemnicza okładkę, lub pomyśleć nad zawiłościami ludzkiej psychiki.  Choć bardzo się starałam nie odszyfrowałam wszystkich myśli trójki głównych bohaterów. A było nad czym myśleć, bo każde z nich to nietuzinkowy przykład i świetne pole badań dla psychologów. Każde z nich podlegało pod jakiś szablon, ale jednocześnie stać ich było na rzeczy nieoczekiwane…

Była jeszcze jedna osoba, można powiedzieć główny bohater,którego rozszyfrować nawet nie próbowałam. To Konsta – psychicznie chory pomocnik sędziego.  Jego postać dodawała upiorności całej scenerii.  Wszystko było magicznie pociągające i strasznie przerażające za razem. Ciekawe. Nie mogłam się niekiedy oderwać.

Czasem łapałam się jednak na tym, że gubię się, nie rozumiem. Zastanawiałam się, co skłoniło Miinę do różnych czynów i nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Jakbym błądziła we mgle.
Myślę, że książka przypadłaby do gustu osobom szukającym czegoś głębszego niż zwykłe młodzieżówki, a i ja jeszcze nie raz do niej zajrzę. Z ciekawości psychologiczno –ciekawej.

"Rozkaz", Leena Lander, wyd.Kojro, 4/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kojro

"Wirus Ebola w Helsinkach" T. Soininvaara

 
Świat idzie się do przodu a my z nim. Jednak czasami myślę, że ja nie nadążam. Wszystkie najnowsze bronie, techniki itp. To dla mnie cały czas tajemnica. Myślę, że takiej Austen żyło się może nie lepiej (jak ja bym wytrzymała bez komputera!) ale spokojniej. Może się mylę…

„Wirus Ebola w Helsinkach” opowiada właśnie o takim postępie. Arto Ratmo wynajduje szczepionkę na zabójczego wirusa Ebola. W tym samym czasie generał Raimo Siren – dowódca operacyjny fińskiej armii śmiertelnie potrąca rowerzystkę i ucieka z miejsca wypadku. Gdy wydaje się, że to już koniec  jego kariery do jednostki przychodzi wiadomość o sukcesie Arto. W głowie generała kiełkuje myśl – gdyby udało mu się sprzedać tą zabójczą broń biologiczną mógłby uciec z kraju i wieść spokojny żywot na jakimś tropikalnym wybrzeżu. Jednak formułą szczepionki interesują się również Rosjanie, którzy wcale nie mają zamiaru płacić generałowi ciężkich pieniędzy. Czy służby fińskie w porę złapią Sirena i nie pozwolą się rozprzestrzenić śmiertelnemu wirusowi?
Rozpoczyna się walka z czasem. Czytelnik śledzi ją z zapartym tchem. Jednak sam wie od początku, kto stoi za morderstwami i sprzedażą szczepionki. Działa to zdecydowanie na niekorzyść lektury. Ale czy dowiedzą się o tym na czas służby fińskie?

Książkę czytało się przyjemnie z dreszczykiem emocji. Wiadomo było, że zmierza do szczęśliwego finału. Jednak na samym końcu autorowi udało się wywołać na mojej twarzy zdumienie. Pewna postać, na którą prawdę mówiąc nie zwróciłam większej uwagi, była całkowicie kimś innym, niż osoba za którą się podawała…

Jednak u mnie niedosyt pozostał. Może to przez tak odległy dla mnie temat jakim jest broń biologiczna? A może to niektóre postacie działające mi na nerwy? Nie wiem. Jednak gdy sięgniecie możecie odczuć na samym początku to co ja, a mianowicie w waszej głowie pojawią się myśli „nie, za skomplikowane jak dla mnie”. Bo już na pierwszych  stronach zostajemy zawaleni tłumem postaci o trudnych do zapamiętania nazwiskach i ich uzależnieniach oraz nawałem informacji o wirusach. Sama bym się zniechęciła. Ale po kilku stronach wszystko ustatkowuje, niektóre  osoby zostają wyeliminowane i czytelnik zaczyna kojarzyć fakty.
 „Wirus Eblola w  Helsinkach” to gratka dla wielbicieli mocnych sensacyjnych kryminałów. W tej książce spotkamy broń biologiczną i zagrożenie na skal światową, ciekawych bohaterów, w tym osoby, które nie cofną się przed niczym. Autor opisuje wszystko tak autentycznie, że czytelnik ma wrażenie, że sam znajduje się w samym środku wydarzeń. Dlatego nie dziwię się, że pan  Taavi Soininvaara należy do najpoczytniejszych pisarzy Finlandii.

"Ebola w Helsinkach", Taavi Soininvaara, wyd.Kojro, 4/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kojro