Jestem jak George Harrison

Jednak duże prawdopodobieństwo, że ty też jesteś. Ja jestem. Często jestem. I to wcale nie dlatego, że gram na gitarze dopóki palce nie zaczynają krwawić czy fascynuję się filozofią wschodu. Jestem jak George Harrison, bo boję się malować.

Pozwól, że ci opowiem.

Beatlesi, jak głoszą biografię, byli połączeni specyficzną więzią. To nie tylko czwórka, która razem grała koncerty. Razem spędzali czas, razem zachwycali się i próbowali nowych rzeczy. George odkrył znaczenie medytacji i zaraz pobiegł podzielić się tym z przyjaciółmi. Ringo kupił coś niepraktycznego i niebotycznie drogiego, ubaw mieli wszyscy. John zaczął malować, podchwycił to Paul, a Gregore przez długi czas nie chciał dać się namówić. Dlaczego? Bo George bał się, że nie będzie umiał tego przekazać, że nie nadaje się, że nie ma takiego talentu jak John, a nawet choćby jego odrobiny.

I zaraz zobaczyłam siebie na miejscu George'a. I też pomyślałam ile razy ja nie spróbowałam czegoś, bo doszłam do wniosku, że jestem za stara, że już za późno, że nie mam talentu. Nie brałam aparatu do rąk, bo nie umiałam uchwycić często tego piękna jakie w głowie mi się rysowało, nie malowałam, bo przecież nie umiem i moje prace byłyby na poziomie przedszkola, nie pisałam, nie tańczyłam, nie nagrywałam, nie szyłam, nie biegałam, nie szukałam... Bo przecież nie byłam najlepsza! Ba, nie była nawet dobra, a jedynie słaba, co chwilę z trudem się podnosząca.

A ci wszyscy inni, którzy już gdy zaczynali, mieli łatwiej, którzy perfekcję osiągali po czasie, jednak bez aż takiego wysiłku, jakoś z łatwością, szybciej?




Wcale nie musisz być dobry. 

To zdanie chyba najważniejsze. Bo Greorge tez nie okazał się jakimś genialnym malarzem. Jednak zaczął malować i sprawiało mu to strasznie dużo przyjemności. Nie chodziło o to, by się tak starać by być najlepszym. Chodziło o to, by czerpać z tego radość.
Nie musiałam ćwiczyć tańca by być najlepszym. Chodziło o sam trening. Nie musiałam najlepiej pisać. Chodziło o czerpanie z tego radości. Oczywiście, z umiejętnościami tanecznymi na takim poziomie nie wystratuję w jakimkolwiek konkursie. Jednak ile radości co wieczór będzie mi to sprawiać.

Nowy rok dopiero się zaczyna. Więc z nowym rokiem, pośród innych mniejszych bądź większych wyzwań i postanowień, rysuje się to jedno: chcę być jak Gregore Harrison. Ten Gregore Harrison, który wreszcie się przełamał i zaczął malować. Chcę pomalować cały rok i zapomnieć, że normalnie ludzie takie rzeczy robią w innym wieku, albo mają do tego talent. Chcę troszkę jak yesman, troszkę jak jeden z Beatlesów, troszkę swoją drogą przeżyć ten kolejny rozdział. I pewnie upadnę nie raz, pewnie czasem będzie trochę bólu, jednak ta radość z robienia czegoś co się lubi i co bardzo możliwe, że stanie się czymś co się kocha, jest niezastąpiona.

Wam też życzę takiej odwagi, by zapomnieć o porównaniach i schematach. By otworzyć się na coś co sprawia nam radość. Nawet jeśli to jest sto razy bardziej szalone, niż malowanie. Albo jeszcze bardziej prozaiczne niż malowanie.

Szczęśliwego!

7 komentarzy:

  1. GRASZ NA GITARZE !? O.o
    Nie miałam nigdy tego problemu co ty, nie bałam się nowych rzeczy, po prostu robiłam to, czego chciałam spróbować... i w tym roku na pewno też tak będzie, a zapowiada się on naprawdę wspaniale, zwłaszcza Sylwester się udał. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, tak czytam to zdanie i nie mam pojęcia, jak to zmienić. Bo chociaż nawet czasem bawię się gitarą, to umiejętności nie mam praktycznie żadnych, i choć czasem coś mi wpadnie typowo hinduistycznego, to wiedzy też raczej nie mam. Więc może po prostu tutaj ktoś przeczyta: nie, nie gram na gitarze. Stoi zakurzona i czeka na lepsze czasy ;)

      Usuń
  2. Czasem też tak mam: boję się, że to, co (z)robię, nie będzie wystarczająco dobre, więc przerywam (albo nawet nie zaczynam). Wielu rzeczy nie kończę, bo przecież lepiej nie kończyć, niż kończyć źle. Brzmi to jeszcze gorzej, kiedy tak to ujmuję w słowa - niemal wstyd, że się wstydzę ewentualnego wstydu z powodu niedoskonałości. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie widzisz tego uśmiechu, jaki pojawił się po Twoim komentarzu. I tego całkiem poważnego zrozumienia z wstydu, gdy ubiera się wszystko w słowa ;)

      Usuń
  3. Czytałam ostatnio artykuł o podobnej tematyce i takie mądre zdanie sobie z niego wycięłam: "w procesie szukania swojej drogi i rzeczy, ktore sprawiają nam przyjemność, dajmy skbie czas na przebywanie w stanie "nie wiem". Nie musimy zostawać mistrzem w jakiejs dziedzinie." Była tam jeszcze wzmianka, ze mało ludzi robi w dzisiejszych czasach cos od tak, rekreacyjnie. Zgadzam sie z tym, sama czuje dużą presję(własną głownie)by byc lepszą, najlepszą, ale walczę z tym i zaczynam stawiać na samą czynność bardziej niż na efekt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne zdanie. Idealne, by zacząć z nowym myśleniem w nowym roku ;)

      Usuń
  4. Ogromnie do mnie przemawia to, co napisałaś. Może przez ten codzienny pęd i ciągłe wymaganie doskonalenia się i bycia "wyspecjalizowanym" w czymś odrzucamy rzeczy, w których jesteśmy tacy sobie, choć sprawiają nam one przyjemność? Bo z tych rzeczy nie będzie wymiernych, materialnych korzyści. Z jednej strony doskonale rozumiem takie usuwanie z drogi rzeczy zbędnych - rachunki się za bezinteresowne hobby nie zapłacą - ale z drugiej, to usuwanie też musi mieć swoje granice. To trochę jak z ozdobnymi przedmiotami - nie chciałabym mieć mieszkania zawalonego stertą bibelotów, lecz nie chciałabym także mieć mieszkania sterylnie praktycznego, wyposażonego tylko w to, co niezbędne. Stojak na wino nie jest mi potrzebny, mogłabym trzymać wino w szafce, przecież to żadna różnica. Ale stojak na wino, który sobie jakiś czas temu sprezentowałam, ślicznie wygląda - i właśnie dlatego go kupiłam. Żeby mi w salonie stało coś, co mnie cieszy.
    I dlatego pod choinkę podarowałam sobie sztalugi. Kiedyś miałam, kiedyś trochę rysowałam - tak sobie. Chcę znów rysować - tak sobie i tak dla siebie. Nie muszę być w tym dobra, muszę być z tego zadowolona.
    Musimy poodzyskiwać własne, prywatne przestrzenie, inaczej naprawdę zamienimy się w stado harujących robotów, które funkcjonują w trybie robota-jedzenie-spanie-robota-jedzenie-spanie...
    Najbardziej podoba mi się zdanie z obrazka. Pal diabli czekanie na idealne warunki, same sobie twórzmy idealne warunki! :)

    OdpowiedzUsuń