Nie da się, przynajmniej ja czuję, że nie jestem w stanie. Tak więc zaraz po powrocie do domu postanowiłam ułożyć sobie wszystko, z czym chciałabym poleżeć na hamaku, na huśtawce, w łóżku wieczorem, z kubkiem herbaty. Wyciągnęłam wszystko, co zaczęte a niedokończone, co marzyło się od zawsze, a na co czasu nie było, co stanowiło wielki wyrzut na tajnej i niedostępnej liście.
Stos chyba wszyscy kojarzą, większość książek gościła już w Krainie, mówiłam jak mi się marzy, by je wreszcie przeczytać. Na samym czubku "Pasja życia", którą zabrałam M. i która jest chyba najbardziej wyczekaną lekturą. Jeszcze chwila i wreszcie zatopię się w życiu van Gogha... Pod nią "Nędznicy", których chociaż kawałek mogłabym przeczytać przed wyjazdem do Białegostoku, a końcówkę zaraz po tym (przecież nie będę przed Blue świeciła oczami). "Zaczarowane miejsca" już kończę, więc na razie milczę, żeby nic nie zdradzać. "Niezwykła wędrówka Harolda Fry" zaczęta, nogi jak na razie nie bolą, chociaż pęcherze przemyśleń są. "Teraz i zawsze" jeszcze czeka. Zajrzałam, troszkę sceptycznie podchodzę, zobaczymy jak będzie. "Obsługiwałem angielskiego króla" klasyk okropny, w dodatku czeski, więc lubię. "Niech się panu darzy", czyli najnowszy Libera. Co prawda, jest jeszcze Godot na półce, jednak on może później. "Cesarz"w ramach własnego wyzwania poznawania kolejnych pozycji z listy BBC. "Chustka" - jeden z ulubionych blogów na papierze. Czekam jeszcze na "Nieżonę". "Ostatni świadkowie" to moja obsesja wojenna (długą przerwę mam ostatnio, zobaczymy, czy w wakacje najdzie mnie nastrój), "Adele", czyli zaczęta i jeszcze niedokończona biografia, chociaż czyta się świetnie. "Blondynka" tuż obok "Pasji życia" chyba najbardziej wyczekana. Podobnież świetna...
Po drugiej stronie "Gra o tron" reklamowana i zachwalana jak mało co, kupiona jakiś rok temu, leży i czeka. "Poskromienie demonów", czyli kolejny klasyk z amerykańskiej półki. "Hordubal", "Meteor" i Zwyczajne życie", czyli mój pierwszy Capek razy trzy. "Winter journal" kupione pod wpływem lektury "Sunset Park". Chyba przybędzie kolejny ulubiony autor w kolekcji Mery. "Piórko na wietrze" nadgryzione, czytane falami, może wreszcie skończę, bo nie powiem,że niezbyt ciekawe. "Makbet", "Hamlet", "Romeo i Julia" czyli kolejny autor razy trzy. Kupiony w okropnej okładce, lecz świetnym tłumaczeniu. "Traktat o łuskaniu fasoli" powolutku trawię, myślę nad nim, czytam po kawałku. Może wakacji starczy, by skończyć. "Służące" to oczywiście i przede wszystkim film. A powieść ma to zmienić. Do jednego słówka: "Lolita" dodawać nic nie trzeba. "Jesteśmy"pani Torańskiej mnie fascynuje, muszę wreszcie odkryć te historie, kryjące się w krótkich opowieściach...
Kiedyś już wspominałam, że czasem w wakacje mam straszne napady nicniechcenia i nicnierobienia. Wtedy taki stos jak ten wyżej na nic się nie zda. Potrzeba czegoś całkowicie innego. Panie i panowie, najnowsza dostawa najlepszych poprawiaczy humoru (czyli Mery czyta to, w chwilach, gdy inni czytają odmóżdżacze):
Na górze to co najlepsze, czyli Marinina razy dwa. Co prawda, w "Czarnej liście" nie ma Anastazji, jednak może się skuszę. "Obraz pośmiertny" obowiązkowo, bo Nastia jest, więc na melancholijne poranki nada się świetnie. Dalej dla mnie nowość, czyli pan Nesbo. Z tego, jak bohatera opisywał Zły Ludź, może on się stać jednym z ulubionych Mery... "Pozwolenie na przywóz lwa" to jeszcze nigdy nie czytany Nienacki, w dodatku z serii o Panu Samochodziku (bez samochodzika, za to z panem Tomaszem). Jedyne, co wyłamuje się z tego stosu, to "Zgoda na szczęście" przesłodzona, jak cukier z herbatą. Gdy trzeba poprawić sobie humor, wpada się w skrajności - albo morduje, albo słodzi do nieprzytomności. Druga opcja więc też wykorzystana.Chyba, że trzecia część nie będzie tak lukrowana jak dwie pierwsze. I ostatnie, oczywiście również kryminał - "Stulatek, który wyskoczył przez okno i uciekł", czyli w dobrym stylu, skandynawskie, z ciekawym tytułem. Po prostu na gorszy dzień.
Idę się więc zaksiążkowywać, miłych wakacji!