Kwintesencja czytania, czyli o powrotach do książek.

Cary Grant
Post sponsorowany przez ulubionych aktorów czytających. 

Pamiętam kiedyś rozmowę ze znajomą, która opowiadała, że każdy tom Harry'ego Pottera przeczytała trzy razy. I zdziwienie innej koleżanki: Po co?

Właściwie? Zazwyczaj w blogosferze spotykamy się z poszukiwaniem kolejnych inspiracji, tworzeniem list nowych książek, autorów, tytułów, cytatów. Jesteśmy głodni nowych wrażeń i trudno odbierać to jakoś coś złego. Jest tak wiele książek i tak wiele pozytywnych głosów, że chociaż kawałek tego chcielibyśmy mieć dla siebie. Dlatego bierzemy udział w wyzwaniach, kupujemy kolejne powieści i czytamy z zapałem.

Jeszcze kilka lat temu u mnie wyglądało to całkowicie inaczej. Nie przeczytałam zastraszającej liczby książek w dzieciństwie. Czytałam jedynie ukochanych autorów, którymi była wypełniona półka w bibliotece czy moja osobista. I zazwyczaj odbywało się to w pewien ściśle określony sposób - przynosiłam do domu dziesięć książek i czytałam jedna po drugiej. A następnie wracałam do tych, które mi się spodobały. Najpierw tylko do ulubionych fragmentów. Potem do całości. I zanosiłam do biblioteki, przynosząc kolejne. Koło się zamykało. Czasem egzemplarze się powtarzały. To było jeszcze przyjemniejsze...
Żyłam tymi książkami, do dziś znam wiele z nich na pamięć, do dziś umiem cytować, wytykać nieuchwytne przy pierwszym czytaniu niuanse. Miały też one duży wpływ na moje życie. Inspirowane nimi były wszelakie zabawy, opowieści snute młodszemu rodzeństwu na dobranoc.

Gregory Peck
Teraz takiego cudownego systemu nie mam, w stosie czeka na mnie ponad setka książek. Jednak nawet teraz wracam, zdarza mi się przeczytać trzy razy w miesiącu jedną książkę, by wbiła się do głowy, bym mogła ją całkowicie zrozumieć. Nie każdą, nie zawsze. Czasem wpadam w ten stan, chciałabym tylko więcej i więcej, więc czytam jedną po drugiej, spiesząc się niezrozumiale, jakby ktoś miałby mi za nie ofiarować wielką nagrodę. A potem zaczynam rozumieć, że przez to mogłam tak wiele przegapić.

Oczywiście, nie każda książka jest warta tego, by do niej wrócić. Nie do każdej mam chęć wracać, niektóre już przy pierwszym czytaniu odrzucają mnie i dochodzę do wniosku, że najlepiej po prostu przerwać lekturę. Po niektóre potem sięgam i odkrywam, że jednak one są piękne, a ja wtedy byłam za mała czy w złym nastroju. Tak było na przykład z Anią z Zielonego Wzgórza. Uwielbiałam kolejne tomy, jednak ten pierwszy był dla mnie twierdzą nie do zdobycia. Aż w końcu kiedyś przeczytałam. Pierwszy, potem drugi i trzeci raz. Do dziś to jedna z moich ulubionych książek.

Czasem też ze zdziwieniem odkrywała, jak z dana książka, opowiadanie czy baśń ze mną dorastała. W wieku lat dziesięciu dostępna jest dla nas jedynie wierzchnia warstwa, a im dalej wypływamy, im więcej doświadczamy wewnętrznie i zewnętrznie, tym bardziej otwierają się przed nami zamierzenia autora. Ostatnio czytałam sobie przed snem baśnie Andersena. Po raz kolejny. I przeczytałam tak znaną i cenioną "Dziewczynkę z zapałkami". I po raz pierwszy odkryłam te gwiazdy, jakie Artysta tam dla nas schował. I zrozumiałam, że to wcale nie jest smutna historia. Chociaż jeszcze kilka lat temu byłam tego pewna.

Clark Gable
Niestety, w drugą stronę też to działa. Jesteśmy zachwyceni w dzieciństwie czy młodości książką, a gdy po latach wracamy, nie ma tam nic. Nawet cudowne wspomnienia nie umieją załagodzić bólu, rozczarowania i świadomości, jak wiele niektórym książkom brakowało, jak się nie udało autorowi. Wpisane w życie ryzyko zawodowe.

Jednak przecież dobrze wiem i czuję, że warto. Warto wracać do książek, dorastać do nich i zastanawiać się nad nimi. Do tego nieszczęsnego Klub Pickwicka, który przeczytałam w wieku dziesięciu lat i za dużo z niego nie pamiętam, do Przeminęło z wiatrem, które cały czas wywołuje emocje, do Jane Eyre ulubionej. Ja tam niedługo powrócę. I zapewne znajdę coś nowego. I bardzo prawdopodobne, że mi to pomoże...

Wiadomo, że kolejna lektura nie dostarczy nam tylu emocji, co pierwsza, że nigdy nie będziemy cieszyć się jak dziecko przy kolejnych stronach i wydarzeniach. Jednak, już kiedyś Plich pisał:
„Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać." Bezpowrotnie utracona leworęczność
A jeszcze starsze i mądrzejsze niż Jerzy Plich przysłowie chińskie mówi:
"Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem."
Nie jestem w stanie wrócić do wielu książek, które czekają na mojej półce. Czasem przypominam sobie tylko ich fragmenty. Jednak wierzę, że kiedyś będzie na to czas. A na razie wracam do tych, do których najbardziej tęsknię. Pamiętam słowa Szekspira, staram się jak najwięcej czerpać z tego, co oferują mi książki.

A Wy? Wracacie?
Wiem, że niektórzy nie. Więc zdradźcie mi, dlaczego. Czy nie czujecie czasem, że  nie zrozumieliście książki i musicie do niej wrócić? Że tak ją kochacie, że musicie do niej wrócić? Budzicie się z historią przed oczami i wiecie, że musicie wrócić do książki, w której ta historia się wydarzyła?

* * *
-zdjęcia z googla
-podpisy zdjęć z głowy
-cytaty ze znanej strony książkowej