Cary Grant |
Pamiętam kiedyś rozmowę ze znajomą, która opowiadała, że każdy tom Harry'ego Pottera przeczytała trzy razy. I zdziwienie innej koleżanki: Po co?
Właściwie? Zazwyczaj w blogosferze spotykamy się z poszukiwaniem kolejnych inspiracji, tworzeniem list nowych książek, autorów, tytułów, cytatów. Jesteśmy głodni nowych wrażeń i trudno odbierać to jakoś coś złego. Jest tak wiele książek i tak wiele pozytywnych głosów, że chociaż kawałek tego chcielibyśmy mieć dla siebie. Dlatego bierzemy udział w wyzwaniach, kupujemy kolejne powieści i czytamy z zapałem.
Jeszcze kilka lat temu u mnie wyglądało to całkowicie inaczej. Nie przeczytałam zastraszającej liczby książek w dzieciństwie. Czytałam jedynie ukochanych autorów, którymi była wypełniona półka w bibliotece czy moja osobista. I zazwyczaj odbywało się to w pewien ściśle określony sposób - przynosiłam do domu dziesięć książek i czytałam jedna po drugiej. A następnie wracałam do tych, które mi się spodobały. Najpierw tylko do ulubionych fragmentów. Potem do całości. I zanosiłam do biblioteki, przynosząc kolejne. Koło się zamykało. Czasem egzemplarze się powtarzały. To było jeszcze przyjemniejsze...
Żyłam tymi książkami, do dziś znam wiele z nich na pamięć, do dziś umiem cytować, wytykać nieuchwytne przy pierwszym czytaniu niuanse. Miały też one duży wpływ na moje życie. Inspirowane nimi były wszelakie zabawy, opowieści snute młodszemu rodzeństwu na dobranoc.
Gregory Peck |
Oczywiście, nie każda książka jest warta tego, by do niej wrócić. Nie do każdej mam chęć wracać, niektóre już przy pierwszym czytaniu odrzucają mnie i dochodzę do wniosku, że najlepiej po prostu przerwać lekturę. Po niektóre potem sięgam i odkrywam, że jednak one są piękne, a ja wtedy byłam za mała czy w złym nastroju. Tak było na przykład z Anią z Zielonego Wzgórza. Uwielbiałam kolejne tomy, jednak ten pierwszy był dla mnie twierdzą nie do zdobycia. Aż w końcu kiedyś przeczytałam. Pierwszy, potem drugi i trzeci raz. Do dziś to jedna z moich ulubionych książek.
Czasem też ze zdziwieniem odkrywała, jak z dana książka, opowiadanie czy baśń ze mną dorastała. W wieku lat dziesięciu dostępna jest dla nas jedynie wierzchnia warstwa, a im dalej wypływamy, im więcej doświadczamy wewnętrznie i zewnętrznie, tym bardziej otwierają się przed nami zamierzenia autora. Ostatnio czytałam sobie przed snem baśnie Andersena. Po raz kolejny. I przeczytałam tak znaną i cenioną "Dziewczynkę z zapałkami". I po raz pierwszy odkryłam te gwiazdy, jakie Artysta tam dla nas schował. I zrozumiałam, że to wcale nie jest smutna historia. Chociaż jeszcze kilka lat temu byłam tego pewna.
Clark Gable |
Jednak przecież dobrze wiem i czuję, że warto. Warto wracać do książek, dorastać do nich i zastanawiać się nad nimi. Do tego nieszczęsnego Klub Pickwicka, który przeczytałam w wieku dziesięciu lat i za dużo z niego nie pamiętam, do Przeminęło z wiatrem, które cały czas wywołuje emocje, do Jane Eyre ulubionej. Ja tam niedługo powrócę. I zapewne znajdę coś nowego. I bardzo prawdopodobne, że mi to pomoże...
Wiadomo, że kolejna lektura nie dostarczy nam tylu emocji, co pierwsza, że nigdy nie będziemy cieszyć się jak dziecko przy kolejnych stronach i wydarzeniach. Jednak, już kiedyś Plich pisał:
„Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać." Bezpowrotnie utracona leworęcznośćA jeszcze starsze i mądrzejsze niż Jerzy Plich przysłowie chińskie mówi:
"Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem."Nie jestem w stanie wrócić do wielu książek, które czekają na mojej półce. Czasem przypominam sobie tylko ich fragmenty. Jednak wierzę, że kiedyś będzie na to czas. A na razie wracam do tych, do których najbardziej tęsknię. Pamiętam słowa Szekspira, staram się jak najwięcej czerpać z tego, co oferują mi książki.
A Wy? Wracacie?
Wiem, że niektórzy nie. Więc zdradźcie mi, dlaczego. Czy nie czujecie czasem, że nie zrozumieliście książki i musicie do niej wrócić? Że tak ją kochacie, że musicie do niej wrócić? Budzicie się z historią przed oczami i wiecie, że musicie wrócić do książki, w której ta historia się wydarzyła?
* * *
-zdjęcia z googla
-podpisy zdjęć z głowy
-cytaty ze znanej strony książkowej
Sama bardzo rzadko wracam do ksiazek, bo nie lubie tego robic. Sa tylko niektore tytuly, ktore przeczytalam dwa albo trzy razy. Na razie szukam nowych inspiracji i historii. A w przyszlosci powroce do niektorych tytulow i bohaterow aby przypomniec sobie niektore piekne historie.
OdpowiedzUsuńAle dlaczego? Kiedyś, jako taki malutki Czytelnik, uważałam, że gdy się nie wróci do książki, nie zrozumie się jej. I chociaż na początku tego tekstu miałam rozważać, czy to przypadkiem nieprawda, jednak zaraz przypomniałam sobie też wszystkie inne historie, co odkrywałam w książkach.
UsuńChociaż, to może też zależeć od podejścia do literatury... Chyba...
Nie wracam do książek, bo po prostu szkoda mi na to czasu. Jest ich tyle na świecie, że chciałabym poznać choć część z tych, które chce przeczytać. Czasami wracam fragmentami, cytatami, ale jakoś nigdy nie przeczytałam tej samej powieści kilka razy. No chyba, że w dzieciństwie, ale były to krótsze książki i czasami fajnie było sobie przypomnieć te czasy, kiedy się je czytało. No i Wielkie Księgi Baśni i Bajek… ale to co innego. Tam wracałam daną baśnią, na którą akurat miałam ochotę.
OdpowiedzUsuńWiem o tym, ty Mhroczny Człowieczku! I powiedz mi, jak ja mam cię przekonać, że czasem to jest tak, że gdy wracasz do książki, to jakbyś czytała coś całkowicie innego? I siebie jednocześnie? W tej Uczcie Wyobraźni w którą jesteś czasem wpatrzona tak jest. Można sobie wracać. I czytać jakby inną książkę. Serio. Albo odkrywać nowe detale.
UsuńPo prostu zamknę Cię kiedyś w mojej legendarnej Piwnicy z jedną książką. Na dwa tygodnie. I będziesz wtedy czytała ją na okrągło. :p
Albo! Przeczytaj jedną ukochaną książkę jeszcze raz. Może być GNW. Nie teraz. W wakacje. A ja mogę przeczytać coś za ciebie, jak masz tak mało czasu. :p Na przykład ten Błękitny zamek, który aktualnie lekturujesz. Nie wiem, które to będzie już moje czytanie tej cudownej książki LMM, ale co tam!
UsuńRaczej nie wracam do książek, chociaż często bym chciała to nie pozwala mi na to czas. Jedyną książką do jakiej do tej pory wróciłam było "Wyjść z mroku" Anne Stuart, ponieważ była to książka, która przed wieloma laty wciągnęła mnie w czytelnictwo i po prostu chciałam sobie przypomnieć co mnie tak w niej wtedy zaczarowało, ale drugie czytanie książki to jej drugie życie i zauważyłam, że spostrzegłam wiele rzeczy których nie widziałam wcześniej. Teraz planuję wrócić do książki "Szeptem" B.Fitzpatrick, ponieważ czytałam ją jakieś 2/3 lata temu i na tym poprzestałam serię, teraz właściwie mało pamiętam z książki a do serii postanowiłam wrócić, więc przeczytam ją jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć czas na powracanie do książek, które szczególnie mi się podobały i mam nadzieję, że kiedyś taki czas znajdę. Póki co, jest wiele rzeczy których nie czytałam, a chcę przeczytać, wiec takie powroty muszą zaczekać...
Wiadomo, nie zawsze mamy czas na powroty do książek, szczególnie że nowe lektury pochłaniają jego większość. Jednak dla niektórych książek warto. Nie mówię, że wszystkich. Ale zawsze, dla tych, które się podobają, podobały.
UsuńW ogóle witam w Krainie nowego Gościa. Dzień dobry! Można się rozgościć, tam nad rzeką jest jeszcze trochę miejsca i myśli tak nie trzepoczą skrzydłami :)
Mery, jak mogłaś! Ja chciałam poruszyć ten temat w Magicznym kąciku, ale teraz już go raczej nie poruszę, bo blogosfera stwierdzi, że chamsko ściągam, więc nie pozostaje mi nic innego jak zostawić Ci tu arcy długi komentarz. :-)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś trafiłam na post pewnej blogerki, która stwierdziła, że do książek nie powraca, bo sensu nie widzi, i tak dalej, ale chyba w jej przypadku liczy się jedynie ilość, przeczytać jak najwięcej, i tak dalej, a ile z tych dzieł wyniesie wartości, to już się nie liczy, jakość poszła się bujać na huśtawce. Tak samo moja znajoma, byłyśmy w bibliotece i wypożyczyłam sobie lekturę, którą będę powoli poczytywać, a ona do mnie, żebym nie przesadzała, bo będziemy omawiać ją dopiero po feriach. Ale przecież ja w ferie nie będę miała czasu na lekturę, muszę powrócić do Jane Eyre, która cały czas czeka, a ona mi na to - "Po co?" Odnoszę wrażenie, że czytanie książek po kilka razy ludzie traktują jako totalny idiotyzm. :<
Dopiero ostatnio uświadomiłam sobie jak bardzo potrzebuję powrotów do ulubionych dzieł, te wszystkie nowe mnie po prostu męczą, bo nie mam na nie ochoty, zawsze trzeba coś przeczytać, zawsze coś zrecenzować, bo zawsze blog. Ale jakoś będę dawać radę. :P Do PZW koniecznie wrócić trzeba, mam nadzieję, że w wakacje się uda. :-)
Jak na razie czytałam tylko IŚ i WPO po dwa razy, tak myślę, że w kwietniu sobie przeczytam raz jeszcze Kosogłosa, to mi dobrze zrobi. Tak właściwie, to nie wiem za co tak ubóstwiam tę trylogię, może za ogromny sentyment?
W wakacje wracałam do Delirium - powieści, która sprawiła, że przekonałam się do literatury pięknej, wcześniej omijałam szerokim łukiem. Powtórne przygody z Potterem też kocham. <3
A teraz czekam na paczuszkę od MG, to przeczytam sobie drugi raz Wichrowe Wzgórza, ale (co ważne!) w innym, tym nowym przekładzie. Naprawdę nie mogę się doczekać! Książkę kocham, a już tak wiele z niej zapomniałam i tak strasznie mnie to przeraża. Nie sądzisz, że nowa oprawa graficzna jest przecudowna?
Ogólnie to jest bardzo dużo książek, do których Kinga będzie w tym roku powracać i nikt jej nie powstrzyma. Będzie się rozkoszować wszystkim po trochu. I będzie jej wesoło. :D
Dwa tygodnie miałam zakręcone, pisać nie było czasu. Więc dziś siadłam, od rana piszę, a jak mi tematów zabraknie, to się do bloggerów podłączam telepatycznie i im zabieram. :p
UsuńTak naprawdę, ja byłabym pewna, że czytać to jednocześnie wracać, wyciągać wartości albo po prostu lubić.
Aż do dziś, kiedy to spotkałam komentarz na blogu, którego autorka twierdziła, że czyta jedynie dla rozrywki. Troszkę mnie to zdziwiło, bo nie zastanawiałam się, dlaczego czytam: sprawia mi to przyjemność, jednocześnie pokazuje przeróżne rzeczy, czasem wywołuje masę emocji, czasem zostawia z pustką. No, ale jeśli ona czyta tylko dla rozrywki, to po co wracać?
Wtedy przypomniałam sobie o Alibi na szczęście. Książka ogólnie jest bardzo kiepska. Nie widziałam tego za pierwszym razem, gorszy dzień i te sprawy. Jednak nie przeszkodziło mi to przeczytać jej po raz drugi, nie przeszkodziło mi to też w zakupie kolejnych części. Nie wyciągnęłam nic z tej książki, nie powinnam do niej wracać, jednak sama rozrywka, jakiej dostarczyła, i ciepło, jakie się wytworzyło gdzieś wokół niej było warte, by wrócić. Nawet jeśli to było czytanie tylko dla rozrywki. To miło przeczytać dla rozrywki po raz kolejny.
Do PZW na razie nie wracam. Cały czas trwam jeszcze w pierwszym szoku i smutku, że to się tak skończyło. Do dziś czuję jeszcze ten smutek, a to już półtora roku! Trylogii Igrzysk... nie wiem, czy je jakoś strasznie lubię. Mam na półce, może jeszcze wrócę? Może nawet przed premierą Kosogłosa? :)
Och, widzę ktoś ma tu podobną obsesję do mnie - nowy (a raczej nowe, bo Znak też ma swój) przekład WW strasznie mnie interesuje, ale będę czekała, aż biblioteka zakupi. Bo mojemu z Prószyńskiego nic nie brakuje :)
Co do wydań MG sióstr Bronte - jestem w mniejszości, jednak nie przekonują mnie. Udały im się Siostry Śpiące. Same siostry Bronte - nie. Już nawet bardziej lubię okładki ze zdjęciem z ekranizacji Prószyńskiego, chociaż wiadomo, to też nie jest najlepsze rozwiązanie...
No w sumie, nie zastanawiałam się nigdy po co czytam, ale teraz dochodzę do wniosku, że czytam przede wszystkim - tak jak Ty - dla przyjemności. Czytam, bo chcę wyciągać wartości. Czytam, bo chciałabym żyć inaczej, a książki mi to dają, pozwalają zapomnieć na moment, zatrzymać się, to taki niebiański sen. Każdy smakuje inaczej.
UsuńJa ostatnio zastanawiałam się nad kolejnym sięgnięciem po Szeptem, niby sagi nie lubię, uważam, że czasami jest wręcz beznadziejna, naiwna i głupia, a jednak gdy o niej pomyślę, to dochodzę do wniosku, że czytanie jednak sprawiło mi masę przyjemności (oprócz ostatniej części - mała paskuda). I muszę powtórzyć sobie Dotyk Julii i Sekret, bo w kwietniu premiera finałowego tomu, a ja praktycznie nie pamiętam fabuły. I choć powieści te należą do tych bardziej "odmóżdżających", to jednak nadal mi się bardzo podobają. :D
O gustach okładkowych się nie dyskutuję, więc nic się odzywała nie będę. :>
Przyznam szczerze, że żadnej z tych książek nie znam. Znaczy, ze słyszenia, bo cieszyły się wielką popularnością na blogach w swoim czasie. Jednak to nie jest zdecydowanie moja tematyka...
UsuńKiedyś, które nie było znowu tak dawo, obiecałam sobie, że nie pczeczytam jednej książki dwa razy. Sama nie wiem dlaczego. Było to po tym jak skończyłam po raz drugi Władcę Pierścieni.
OdpowiedzUsuńObietnicy nie dotrzymałam.
Najczęściej wracam chyba do Kosika. Chociaż nie pisze książek idealnych to lubię jego prace. I rzucam cytatami z rękawa :)
Książki Pani Sowy też wydają się lepsze za drugim razem. Przynajmniej zrozumiałam parę rzeczy, na które wcześniej uwagi nie zwracałam.
Właśnie skończyłam czytać Złodziejkę Książek. Nie wiem czy do niej wrócę. Na razie tylko WP z mojej listy ulubionych doczekał się ponownego otwarcia. Ale i tym jestem już zmęczona.
Kosik się chwali, lubię go w młodzieżowym wydaniu, nie znam tego dla dorosłych. No i oczywiście też do niego wracam. Do Władcy mam zamiar niedługo wrócić, bo już spogląda na mnie tęsknie z półki i ja za nim wzdycham.
UsuńPani Sowy nie znam.
Złodziejce mam zamiar dać szansę. Po trzech latach. Jeszcze raz. Może być męcząca, może być smutna, jednak ostatnio tak dużo wysypało się recenzji krytycznych, a ja byłam mała, gdy to czytałam, więc idę sprawdzać, czy nie jadę na za dużej niewiedzy i miłych wspomnieniach. ;-)
I tak mi się przypomiało, że jeszcze wracam do ''Buby'' Pani Kosmowskiej. Dużo jest takich książek, które chętnie sobie przypominam i te chyba są najlepsze, bo do nowych czasem trudno się przekonać.
UsuńZłodziejka to bardzo dobra ksiażka. Mnie osobiście urzekła, ale niektóre momenty są ciężkie i smutne. Na razie idę w piątek do kina. Zobaczymy co wyprodukowali i czy warto poświęcić czas.
Tak na marginesie to Władca znowu mnie wciągnął. Wypożyczyłam wszystkie trzy części naraz. Nigdy jakoś nie mogłam się zdecydować, żeby kupić sobie własną...
Do pani Kosmowskiejnie nie mam jakiegoś większego sentymentu, czytałam dawno, nie pamiętam za wiele, może to dlatego. A może dlatego, że po prostu nie kochałam za specjalnie.
UsuńTak, do nowych często trudno się przekonać, a stare to jednak już sprawdzony teren, jakieś uczucie bezpieczeństwa jest.
Mi też wydawała się dobra te kilka lat temu, jednak zwróciła moją uwagę jedna z recenzji w której autorka odniosła się krytycznie do tła historycznego, do przedstawiania historii Niemców w troszkę wybielony sposób. Jednak wtedy byłam trochę za mała, by zwrócić na to uwagę, ciekawa jestem, jak będzie teraz.
Co do Władcy, widziałam w Tesco to jednotomowe wydanie Muzy (sama mam i lubię), więc jeśli jesteś bardziej na tak, to warto tam kupić. :)
Wracam. Nie zawsze i nieczęsto, ale wracam. Do Ani, do Narnii, do Hogwartu, do Śródziemia. I do wielu innych. Po co? Trudno powiedzieć. Po prostu. :)
OdpowiedzUsuńW liceum i na studiach wracałam bardzo często do moich ukochanych książek Joanny Chmielewskiej, niektóre z nich już się rozpadły od ciągłego czytania. Obecnie wracam mniej, bo jednak czytam sporo nowości, ale mimo to stara dobra Chmielewska czy Christie pojawia się raz na jakiś czas i oczywiście moje ukochane Dzieci z Bullerbyn:)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się tej Chmielewskiej, też czasem mam taki okres, kiedy czytam te, wydawać by się mogło, że znane na pamięć, jej książki. Szczególnie te pierwsze. Szczególnie Klin.
UsuńU mnie to jest szczególnie Wszystko czerwone, Wszyscy jesteśmy podejrzani, Nawiedzony dom, Romans wszechczasów. Każda z tych książek się dosłownie rozpada, i co z tego, że wiem kto zabił, w książkach Chmielewskiej to nie morderca jest najważniejszy, ale otoczenie ofiary:)
UsuńZ wymienionych przez Ciebie, jedynie Nawiedzonego domu nie znam (to chyba Janeczka i Pawełek, prawda?), lecz na pewno nadrobię. Bo u Chmielewskiej humor jest wspaniały. Szczególnie na dni mniej wspaniałe.
UsuńA trzy pozostałe książki - tak, zdecydowanie ulubione. Najchętniej bym pobiegła i teraz zaczęła je znowu czytać. ;-)
Ojej, mówiłam dziś właśnie tym:) Wracam, mogę czytać setki razy książki L.M.M., C.S.Lewisa, niektóre baśnie i wiele innych. Nie przeczytałam wiele w swoim życiu, ale za to jestem ekspertką w pewnych przypadkach.;) Nie sądziłam, że ktoś jeszcze tak ma ;)
OdpowiedzUsuńKtoś tak ma :) Szczególnie tych autorów, których wymieniłaś. No i jeszcze pani Musierowicz. :)
Usuńwiesz, że wracam :) ja właśnie nie umiem tak za bardzo pędzić z tym czytaniem. Czasami ciężko mi się rozstać z bohaterami. Przywiązuję się do nich, żyję nimi i z nimi przez jakiś czas i po niektórych książkach potrzebuję przerwy, kilku dni, gdy nie czytam nic. By potem móc znów po coś sięgnąć najpierw muszę przetrawić, to co zostało za mną.
OdpowiedzUsuńWiem, że wracasz :) I wiem, do jak pięknych książek wracasz. :)
UsuńJa też wracam, ja w ogóle wracam do wszystkiego, czytam te same książki w kółko, przez co rośnie mi wielka lista tych, które muszę i powinnam przeczytać pierwszy raz, oglądam filmy, które znam na pamięć, zamiast szukać nowych seriali, zadowalam się oglądaniem Sherlocka co tydzień i wracaniem do starych odcinków DW. I ty o tym wiesz, że wracam. I ja inaczej nie potrafię, robię tak praktycznie od zawsze tak, jak od zawsze czytam kilka książek naraz, zaczynam, porzucam, kończę miesiąc później, gdy w międzyczasie czytam kilka innych. Patrząc z racjonalnego i praktycznego punktu widzenia, to strata czasu, ale ja tak strasznie lubię wracać.
OdpowiedzUsuńI chciałam napisać tu jeszcze coś mądrego, ale zorientowałam się, że wszystko co mądre, już ty napisałaś. W ogóle zawsze świetnie pisałaś, ale ostatnio robisz to tak, że siedzę z otwartymi ustami, a potem się uśmiecham, że to nie ktoś obcy, ani daleki, tylko ty. :)
Wiem, mamy tak samo. Chociaż do kawałeczka ulubionych bohaterów. Nawet o tym ostatnio myślałam, jednak do starych przyjaciół łatwiej wrócić, niż nowe przyjaźnie nawiązać...
UsuńI w ogóle taki straszny rumieniec mi teraz na twarzy wyskoczył. Dziękuję pięknie, chociaż wiem, że u mnie to raczej wypracowane (z przyjemnością i zapałem, ale wypracowane), a gdybyś ty pisała, to nie tylko ja bym się zachwycała. ;-)
A w ogóle! Mail?
UsuńKochanie, mail będzie. Miałam dzisiaj pisać, ale skończyło się na tym, że cały dzień oglądałam filmy (kończę tych Muszkieterów - miałaś rację - strasznie fajni!) i zostałam na wieczór z nawet nie tkniętą biologią, wypracowaniem do przepisania i mnóstwem pojęć do wytłumaczenia.
UsuńWięc będzie albo dzisiaj tak późno, późno, albo jutro. :)
Mówiłam, że fajni. Chociaż drugiego odcinka całego nie udało się obejrzeć, zobaczymy niedługo, czy też trzymają formę...
UsuńJa wiem, że nie masz ferii, ale mail? :p
Ja należę do osób, które wracają do książek :)
OdpowiedzUsuńOd małego lubiłam wracać do tego, co mi się podobało albo też do tego, co przy pierwszym czytaniu wydawało mi się za trudne. Niektóre książki są tak napisane, że przy jednorazowym czytaniu nie sposób zrozumieć wszystkich relacji między bohaterami. Jako dziecko najczęściej wracałam do "Muminków", niektóre strony prawie znałam na pamięć, a teraz np. wracam do "Zbrodni i kary", bo bardzo intryguje mnie ta książka. "Listy do Miriam" czytałam trzy razy i za każdym razem ta książka wzrusza mnie tak samo mocno.
Do książek więc wracam, nie umiem natomiast wracać do filmów i do programów telewizyjnych :)
Ja te późniejsze tomy Muminków odkryłam dopiero niedawno, jednak "Lato Muminków" - też znam na pamięć. Szczególnie wspaniałe teksty małej Mi i Emmy, które przeszły w naszej rodzinie do kanonu.
UsuńO "Listach do Miriam" słyszę pierwszy raz i brzmi troszkę marketingowo. Przyznam, że ostatnio poruszanie takiego tematu w literaturze, pierwsze co wywołuje to podejrzenia. Bo na wzruszeniach łatwo pisze się bestsellery.
U mnie działa to i w przypadku filmów, nawet w większym wymiarze, bo umiem po kilkanaście razy obejrzeć jeden tytuł. Programów telewizyjnych raczej nie oglądam... ;-)
Do ulubionych książek wracam z przyjemnością. Nie wyobrażam sobie, żeby z tego zrezygnować. Czasem czytam tylko te wybrane fragmenty, czasem całość. Uwielbiam wracać do bohaterów, z którymi już musiałam się pożegnać i poznawać ich na nowo. Często po ponownej lekturze znajduję to, czego wcześniej nie dostrzegłam. To świetne uczucie po raz kolejny zatopić się w już znanej historii i smakować słowa bez tego przemożnego pragnienia, by poznać zakończenie. Zdarza mi się jednak, że złoszczę się na samą siebie, że tyle książek czeka w kolejce, a ja czytam enty raz tę samą książkę ;) Książki Granta znam już do tego stopnia, że niemal na ślepo znajduję ulubione fragmenty. Do ,,Harry'ego Pottera'' też wracałam tyle razy, że już sama nie zliczę, ale w żadnym wypadku nie żałuję czasu poświęconego na ponowną lekturę.
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio takim objawieniem była Aurelia Jedwabińska - odkryłam całkiem innego człowieka po latach.
UsuńW ogóle, mówisz poznawanie bohaterów na nowo, jednak jednocześnie też jakaś pewność, że to ci sami. I taki spokój pomieszany z ciekawością, gdy otwieramy tę książkę...
Och, do ulubionych książek to ja wracam wciąż! Mam czasami taki stan (a w okresie jesienno-zimowo-przedwiosennym coraz częściej) gdy czuję, że teraz natychmiast muszę wrócić do konkretnego bohatera, konkretnej opowieści i jeszcze raz przypomnieć sobie jego wspaniałość. I tak przed Bożym Narodzeniem połknęłam w tydzień po raz enty całą twórczość księdza Twardowskiego (tak bardzo tego potrzebowałam!), a niedawno zatęskniłam za Pulpecją i Nutrią, więc zgarnęłam z półki w bibliotece wszystkie części o nich i je sobie teraz dawkuję :D Nie mówiąć już o Ani z Zielonego Wzgórza - ja do niej wracam namiętnie, najczęściej do fragmentów - podobnie jak do Błękitnego zamku i Pollyanny, zdarza się, że również do Greena. Tylko recenzować tych książek potem nie potrafię, bo są... chyba za dobre na to. Czasami się nie da.
OdpowiedzUsuńCudny ten twój post!
Całą twórczość ks.Twardowskiego? Ja sobie dawkuję. Powolutku. I wracam, bo zawsze coś nowego czeka. Chociaż minął już etap znania na pamieć jego twórczości dla dzieci. Odkrywam Poezję.
UsuńA Błękitny Zamek - chyba moja ukochana książka LMM! Zdobyłam po długim czasie w tym okrojonym wydaniu NK z Joanną. Jedyne, jakie uwielbiam. :-)
:)
Wracam rzadko, bo trochę mi szkoda tych nieprzeczytanych. Ale tęsknię do tych powrotów. Najbardziej jestem zawsze ciekawa, jak bym odebrała po kilku latach tę samą książkę. Na co tym razem zwróciłabym uwagę? Byłaby dla mnie ważniejsza czy mniej ważna? Dlatego lubię zaznaczać fragmenty w książkach - już nie raz przyszło mi się zdziwić, co kiedyś uznałam za perełkę, a czego zupełnie nie zauważyłam :)
OdpowiedzUsuńNiestety, jakiś wyrzut czasem zżera od środka. Mnie szczególnie odkąd zaczęłam jako tako planować kolejne lektury, listy wypełniają książki. Ale czasem nie wytrzymuję albo po prostu potrzebuję wrócić do czegoś, co "znam". Chociaż połowicznie.
UsuńMa to jeszcze jeden plus - powrót do znanej lektury minimalizuje ryzyko rozczarowania. Bo miewam takie okresy, że odkładam niedoczytane książki jedną po drugiej - dwie, trzy... To chyba dobry sposób na przełamanie czytelniczego impasu.
UsuńW tym też coś jest. Przy takich okresach zostaje albo odkładanie kolejnych książek i czekanie na tę jedyną, która przełamie niemoc, albo powrót do tych znanych. Na pewno wtedy czujemy się bardziej swojsko i łatwiej się czyta. :)
UsuńJeszcze do niedawna myślałam, że nie będę wracać do raz przeczytanych książek - bo szkoda czasu, przecież czekają kolejne, bo może nie spodoba mi się powieść, którą się kiedyś zachwycałam...i co wtedy? Ale ostatnio moje nastawienie się zmieniło. Owszem, trzeba czytać nowe książki. Im więcej, tym lepiej;) Ale dobrze też wracać do tych, które już znam, zachwycać się nimi po raz kolejny...
OdpowiedzUsuńNie wiem, może to tylko chwilowe i za jakiś czas znowu będę czytała tylko te jeszcze nieznane pozycje. Ale mam nadzieję, że taki stan utrzyma się u mnie na długo;)
A czemu zawdzięczam tą zmianę? Blogom takim jak Twój, na których widać prawdziwą pasję i to, że ktoś naprawdę zachwyca się różnymi tekstami i często do nich wraca, bo sprawia mu to przyjemność. Oraz lekturze "Ptaków" Daphne du Maurier - to tak dobrze napisane opowiadanie, że aż chce się do niego wracać. Po prostu;)
"Ptaki"? Ja nie znam jeszcze... Chociaż to chyba dlatego, że ostatnio coś z rezerwą podchodzę do książek tego gatunku.
UsuńI dziękuję za tak miłe słowa.
Ja nie jestem pewna, czy wracanie do książek to coś dobrego. Ja jestem pewna, że bez tego nie umiałabym odbierać literatury tak jak odbieram. A w dodatku ostatnio podczytywałam znowu panią Rabską - ona też nie umiała. Więc to musi być jakiś dobry znak.
Ja rzadko wracam do książek - może dlatego że czytuję głównie kryminały. Lubię za to wracać do Austen, ostatnio przypominałam sobie "Bezduszną" G. Carriger. Wiem, że na pewno będę wracać do Thackeray'a i Wodehouse'a, bo mnie bawią i relaksują. Poza tym w tym roku postanowiłam w końcu zebrać się i doczytać wszystkie te klasyczne pozycje, które kiedyś porzuciłam po kilkunastu stronach. Na razie jestem po "Trzech muszkieterach" i podobali mi się szalenie.
OdpowiedzUsuńWiem o Twoich Muszkieterach. Też ostatnio przeczytałam. Też się podobali (jutro o tym będzie). Tylko teraz Blaszany bębenek - przyznam, że czyta i przyjmuje się dużo gorzej. Ale taki już urok tych klasycznych powieści, nie wszystkie do nas przemówią.
UsuńW ogóle witam pięknie po raz pierwszy w Krainie. :-)
Ostatnio mam w głowie coraz więcej tytułów, które chciałabym przeczytać po raz kolejny. Należy do nich m.in. "Mistrz i Małgorzata". Szkoda tylko, że nikt nie wymyślił jeszcze dla czytelników rozciągacza czasu, by mieć więcej czasu na czytanie w ogóle, zarówno nowości jak i sentymentalnego powrotu do czytanych już książek.
OdpowiedzUsuńTeż mi Mistrz i Małgorzata po głowie chodzą. Szczególnie, że oglądałam Bułhakowa w Teatrze TV, a niedługo to zapewne będzie moją lekturą. Wtedy wrócę, już sobie obiecałam. ;-)
UsuńJa wracam jedynie do tych, których zapomniałam, a pamiętam, że wywołały u mnie pozytywne emocje. Choć na przykład spodobało mi się "Przeminęło z wiatrem", nie wyobrażam sobie (na daną chwilę) bym miała jeszcze raz przeczytać te trzy tomiska. ;) Może kiedyś.
OdpowiedzUsuńJa nie wyobrażam sobie czytać jeszcze raz Przeminęło z wiatrem, jednak nie z powodu ilości stron, a smutku. Jeszcze cały czas w jakiś sposób przeżywam tę historię. Chociaż na pewno kiedyś do niej wrócę...
UsuńJa uważam, że czytanie kilkanaście razy tej samej książki to strata czasu przy tych setkach ciekawych, które mamy na rynku. Wyjątek zrobiłem dla "Jeżycjady", którą przeczytałem drugi raz. :)
OdpowiedzUsuńAle by poznać każdą dobrze, trzeba do niej wrócić...
UsuńChociaż z drugiej strony, każdy ma swój sposób. ;-)
A ja tak właściwie zawiesiłam się pomiędzy tymi dwoma światami. Cały czas sobie obiecuję, że wrócę, jednak nie wracam i sięgam po kolejną nieprzeczytaną książkę z półki. Czy jest mi z tym źle? Nie. Kiedy rzeczywiście poczuję tęsknotę do jakiejś powieści z pewnością po raz kolejny poświęcę na nią czas. Mhmm... Chyba jednak sama staram się siebie oszukać. Po głowie ciągle chodzi mi Green i ta jego Alaska. O Augustusie też pamiętam i tęsknię. I wrócę. Niedługo. Obiecuję.
OdpowiedzUsuńTwój post tak naprawdę dał mi wiele do myślenia. Odkąd założyłam bloga większość książek czytam na jego potrzeby. Nie chcę wracać by nie robić długich przerw, gdyż przy tylu obowiązkach rzeczywiście ciężko znaleźć czas na książkę, którą chcemy przeczytać i do której chcemy wrócić. Ostatnio, jednak stwierdziłam, że chyba biorę go za bardzo na poważnie i postanowiłam trochę przystopować, czytać i oglądać dla przyjemności, wtedy gdy mam na to ochotę. Oczywiście, nadal będę starać się pisać i robić wszystko, aby wypadł on w oczach czytelników jak najlepiej, jednak aby też i przy tym nie zatracić siebie.
Aż mi się przypomniało jak byłam mała i wygrałam w konkursie książkę Ireny Landau "Jest OK!" i z tej radości przeczytałam ją chyba z 3 razy i później do niej ciągle wracałam. Wrócę jeszcze raz, bo warto:) I wrócę do tego rytuału.
Nie wiem, jak inni to postrzegają, jednak chociaż od prowadzenia bloga na potrzeby czytania do czytania na potrzeby bloga jeden krok. I wcale nie jestem pewna, czy to taki dobry krok. Przecież czytamy po to, by czerpać z tego przyjemność. A bloga sobie zawsze można skasować, zostawić czy coś. Chyba właśnie z tego powodu między innymi wędrowałam przez te kilka miesięcy po Gościńcu.
UsuńZresztą, zależy jak kto lubi. Ja lubię wracać, lubię pisać i oglądać. Czytam czasem dla przyjemności, czasem z przymusu, od którego szybko uciekam. Bo tak chyba najzdrowiej. ;-)
Rozumiem tych, którzy twierdzą, że np. szkoda im trochę czasu na takie powroty, ale z drugiej strony ja lubię sobie wędrować znanymi już ścieżkami po raz kolejny ;) Harrego Pottera czytałam całą serię jakieś 5 razy i mam wrażenie, że nigdy mi się nie znudzi (co właściwie jest pewnym ewenementem bo nie bardzo przepadam za fantastyką), a w tym roku planuję powrót na Zielone Wzgórze :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam wracać na Zielone Wzgórze, nawet się do wyzwania zapisałam, jednak udał mi się przeczytać tylko trzy książki. I przyznam, nie wiem, dlaczego. Jednak czasem tak bywa...
UsuńWracam ale bardzo rzadko bo wciąż czuję potrzebę poznania tych nowych i nie wszystkie książki nadają się, żeby do nich wracać - tak jak pisałaś.
OdpowiedzUsuńGłównie wracałam do Zarzyckiej i jej książki mogę sobie spokojnie co jakiś czas powtarzać :)
Ach, ta twoja Zarzycka. Muszę wreszcie poznać. Zdecydowanie.
UsuńMyślę, że te książki, które kochamy najbardziej zapominamy najmocniej, a to dlatego, żeby do nich wrócić. Ja tak właśnie mam z książką "Sto lat samotności". Pamiętam, że najpiękniejsza, ale fabuła rozmyła się w czasie....
OdpowiedzUsuńTak, masz rację. Też sobie staram przypomnieć niektóre ukochane pozycje, nie pamiętam. A Stu lat jeszcze nie znam. Jeszcze. Jednak już się na nią cieszę...
Usuń