Tych kochanych książek było dwie. Ładne, ulubione, pierwsze
na mojej półce. Było też kilka innych, których warto poszukać, jednak te dwie
były najważniejsze. I z miejsca stały się sławne. Do autora pisano tysiące listów
– od małych czytelników, od
początkujących pisarzy, od studentów potrzebujących pomocy w swojej pracy, od
stowarzyszeń – tak zapewne mruczał znany na cały świat pan A.A.Milne.
Czytał je przy śniadaniu, podawał żonie z pytaniem:
-Co o tym myślisz?
-To, co Sowa.
-I ja tak uważam. *
A pamiętacie, uważni Czytelnicy, co myślała Sowa? Nie? Był
taki fragment Kubusia Puchatka, w którym Królik znalazł na drzwiach kartkę WY
SZEDŁEMK ZAJĘTYK. Zaniósł ją do Sowy z prośbą o radę, Sowa przeczytała i zapytała:
-I cóżeś ty zrobił?
-Nic.
-To najlepiej. **
Więc śniadanie się kończyło, pan Milne nie odpowiadał,
słuchając się rad Sowy Przemądrzałej. Za oknem mijały lata, listów przybywało,
deszcz czasem zaglądał. Pewnego dnia jeden z ukochanych autorów odszedł na
zawsze. Jednak listy płynąć nie przestały. Zaczęły być kierowane po porostu pod
inny adres, do bohatera książek – Krzysia, syna pana Milne. Krzyś najpierw słuchał się Sowy.
Jednak źle mu z tym było. Postanowił więc napisać do nas wszystkich list, w
którym opowie.
O ojcu.
O sobie.
O dzieciństwie.
O Kubusiu.
Oczywiście, o tym ostatnim najwięcej. Pamiętacie drzewo, w którym mieszkał Kubuś Puchatek? Albo pułapkę na słonie? Czy chociaż most od "misiów-patysiów"? A co najważniejsze - pamiętacie Stumilowy Las? Wszystkie te miejsca istniały naprawdę. Były miejscem zabaw Krzysia. Państwo Milne bowiem mieli domek na wsi. Tam też miały miejsce najpiękniejsze chwile spędzone w dzieciństwie przez Krzysia. I chociaż my jesteśmy w tych krajobrazach intruzami, czujemy się tam wręcz swojsko. Przecież te wszystkie zabawy i nas spotykały, gdy byliśmy nie więksi od naparstka, schowani pod kołdrą, z głową na kolanach Mamy, wsłuchani w kolejne opowieści o Kubusiu i Tygrysku.
Jednak nie jest to tak beztroska opowieść jak opisywana w niej książka. Krzyś wbrew pozorom nie miał cudownego, wypełnionego miłością dzieciństwa. Na początku XX wieku to nie matki zajmowały się dziećmi, a nianie. Rodzice nie robili za wiele, by przełamać te konwenanse, by dziecko chociażby przytulić. Chociaż może nie widać tego na zewnątrz, ta książka wewnętrznie jest pełna smutku. Smutku cichego, czasem pełnego zrozumienia czy wybaczenia. Dla osób, które tak bardzo kochamy. W dodatku, jest pisana przez Anglika, a to w dużym stopniu zobowiązuje.
Jednak nie jest to tak beztroska opowieść jak opisywana w niej książka. Krzyś wbrew pozorom nie miał cudownego, wypełnionego miłością dzieciństwa. Na początku XX wieku to nie matki zajmowały się dziećmi, a nianie. Rodzice nie robili za wiele, by przełamać te konwenanse, by dziecko chociażby przytulić. Chociaż może nie widać tego na zewnątrz, ta książka wewnętrznie jest pełna smutku. Smutku cichego, czasem pełnego zrozumienia czy wybaczenia. Dla osób, które tak bardzo kochamy. W dodatku, jest pisana przez Anglika, a to w dużym stopniu zobowiązuje.
Przez całe życie serce mego ojca pozostało zapięte na ostatni guzik i nie próbowałbym teraz zmieniać tego, pisać o czymś, o czym on sam nie mówił nigdy. Chciałbym tylko pochwycić, odnaleźć trochę z tego, co wykipiało, co przedostało się na powierzchnię, i zanim przepadnie, utrwalić na tych kartach. Nic więcej.***
To jest historia poświęcona Kubusiowi i najwięcej tu o Kubusiu, jednak czasem spod pokrywy kipi też historia tych dwóch panów, tego
smutnego chłopca i aż trudno nam to wszystko zrozumieć. Taką przepaść między
literaturą i życiem. I jest nam najzwyczajniej w świecie smutno.
Chociaż książka staje się tak bliska naszemu sercu.
*"Zaczarowane miejsca"C.Milne
**"Kubuś Puchatek" A.A.Milne
***"Zaczarowane miejsca" C.Milne
*"Zaczarowane miejsca"C.Milne
**"Kubuś Puchatek" A.A.Milne
***"Zaczarowane miejsca" C.Milne
"Zaczarowane miejsca" C.Milne, wyd.Czytelnik, 1982, tł.K.Jurasz-Dąmbska
Christopher Milne z Kubusiem Puchatkiem [źródło] |
Jak tak czytałam Twoją recenzję to mimo woli zrobiło mi się tak wewnętrznie smutno - że życie to niezupełnie bajowy świat, że nie zawsze wszystko jest takie jak się nam wydaje. Chciałabym poznać Krzysia i myślę też, że chętnie wróciłabym do Stumilowego Lasu.
OdpowiedzUsuńA najgorzej jest wtedy, gdy przekonujemy się o tym na własnej skórze... Wtedy smutek widać nie tylko wewnątrz...
UsuńJa to ogólnie powinnam sobie "Kubusia..." przypomnieć, bo tak daaaaaaaaaaaawno temu do niego zaglądałam. Wstyd po prostu. Czyli kolej rzeczy taka - najpierw kochany Kubuś, potem "Zaczarowane miejsca". Tylko kiedy na te lektury znajdę czas? Jak zwykle podstawowe pytanie pozostawione bez odpowiedzi :D Chociaż w sumie... ferie się zbliżają, może góry będą sprzyjały Puchatkowi, albo ewentualnie drugi wolny tydzień spędzony w domu. Ale prawda jest taka, że mam tyle książek, które podczas ferii mam ochotę przeczytać, że to chyba jakaś abstrakcja :D
OdpowiedzUsuńUdawaj, że będą sprzyjały. U mnie plany zmieniały się co chwila diametralnie i w końcu ferie mi uciekły, jakby nie patrzeć... Dopiero teraz zaplanowałam sobie ładnie, co będę czytała i idzie lepiej... ;-)
UsuńUwielbiam Twój sposób pisania. Jest piękny i pełen emocji i ten tekst także bardzo mi się podobał, chociaż Kubusia znam tylko z bajek, a nie z książek...
OdpowiedzUsuńMarto... po prostu "dziękuję", bo chyba nic więcej powiedzieć nie umiem w zamian za tak piękne słowa.
UsuńA bajkowy Kubuś nie jest aż tak uroczy, jak książkowy (w ogóle tłumaczenie pani Ireny Tuwim... czytałam, że podlega ochronie prawno-autorskiej jako oddzielny utwór - to oddaje kunszt przekładu i w bajkach Disney'a nigdy tego nie oddadzą). Jednak ten bajkowy też ma schowane gdzieś pod wściekle żółtym futerkiem trochę czaru. Chyba najwięcej jednak w piosenkach. ;-)
Zastanawiam się, jak to jest, że ktoś piszący tak piękne książki dla dzieci tak mało uwagi poświęcał własnemu dziecku...
OdpowiedzUsuńSłowami pana Christphera:
Usuń"Teraz czasem ktoś mówi do mnie - Jak to cudownie, że w dzieciństwie miał pan takiego wspaniałego ojca! - wyobrażając sobie, że ponieważ pisał o mnie z taką miłością i takim zrozumieniem, na pewno bawił się ze mną z taką samą miłością i zrozumieniem. Czyż może być coś tak zupełnie nieprawdziwego? Czy to nie zdumiewające?
Nie, to nie jest takie zdumiewające, kiedy się to rozumie.
Są dwa rodzaje pisarzy. Ci, co przede wszystkim są sprawozdawcami, i ci inni - twórcy prawdziwi. Pierwsi czerpią ze swych doświadczeń, drudzy ze swoich marzeń. Mój ojciec był twórcą i właśnie dlatego, że nie umiał bawić się ze swoim małym synkiem, jego marzenia i tęsknoty znalazły inne ujście: pisał o nim."
"Zaczarowane miejsca" str.40-41