Film był spoko - powrót i o jednym z głośniejszych filmów.

...czyli jak film odebrał człowiek, który (prawie) nie wiedział, co się wydarzyło w książce.

Ale najpierw wytłumaczenie. Krótkie. Dlaczego mnie nie było, a teraz jestem?
Bo się okazało, że mam dość książek i pisania o nich i niepisania o nich i rozmawiania o nich i czytania ich i robienia ich list. A potem się okazało, że taki stan trwa tylko przez dwa dni, a następnie MUSISZ napisać o książce, o filmie. I tak się stało. Bo dostałam dwa popkulturalne i kulturalne impulsy. I dzisiaj będzie o jednym. A niedługo o drugim. I zmian w Krainie jeszcze trochę zapewne niedługo będzie, ale to kiedyśtam.
Na marginesie: tekst z serii tych, które zazwyczaj na blogu się nie pojawiają, ale tym razem, dlaczego by nie?


Zrobił się szum. Znaczy, szum jest i trwa sobie cały czas, bo cały czas wychodzą nowe książki, filmy, gazety... I każdy się zachwyca, albo krytykuje... I każdy czyta... I w ogóle widać, jak można dobrze nami manipulować... Ale ostatnio szum jakoś przybrał na sile, bo
1) ukazała się ekranizacja Miasta Kości
2) wyszła nowa, pachnąca farbą drukarską, nowym tytułem i tłumaczeniem Jane Eyre
Wiadomo, zależy od gustu, wieku, sposobu patrzenia. Ja JE znam i kocham już jakiś czas, jeszcze pod tym tajemniczym tytułem "Dziwne losy Jane Eyre", w tłumaczeniu pani Teresy i jeśli interesowało mnie nowe wydanie, to tylko ze względu na nowy tytuł i nowego tłumacza. Koniec. Za to "Miasto Kości"? Kompletnie nie mój gust, wampiry, wilkołaki... Jednak wiecie jak to jest, czasem reklama tak działa, że ma się ochotę chociaż film obejrzeć. Więc obejrzałam (przypadkiem, ale gdyby go nie  było, to teraz bym siedziała w kinie, tylko bliżej mojego domu).


















Poszłam, nie wiedząc nic poza tym, co wydarzyło się na pierwszych 80 stronach (czyli dotarli do Instytutu, szukanie matki w początkowej fazie) i podstawowymi informacjami co do relacji na linii Clary-Jace (a raczej wszystkimi informacjami na temat tej dwójki, nie wiem dlaczego ludzie czują taką potrzebę spoilerowania w moim towarzystwie - potem się okazało, że Valentine też czuł potrzebę spoilerowania w moim towarzystwie :D). Więc praktycznie nie wiedziałam o niczym (można powiedzieć).

I co?
Film był (tylko albo aż!) spoko. A wszystko bardziej dokładnie poniżej. Chyba ze spoilerami. Albo na pewno ze spoilerami (chociaż nie jakimiś bardzo znaczącymi).
















Sam film:
1) Było dużo efektów specjalnych, jak przystało na fantastykę, co wyszło na dobre i baaardzo się podobało.  Szczególnie, gdy się bili. No i wyłaniający się Instytut. Coś, co potem się pamięta i się do tego uśmiecha.
2) Na filmie się nie zasypiało, tylko oglądało z zaciekawieniem (ostatnio rzadko kiedy mi się to zdarza), co oznacza, że scenariusz był dobry i dużo krzyczeli, czyli trudno spać.
3) Jace zrobił wrażenie świetne - akcent, wory pod oczami i specyficzna uroda (znaczy, specyficzny był zawsze, tu jest tak razy dwa).
4) Dla równowagi - Simon równie dobry, może nie charakterystyczny i zdecydowanie, aż tak go nie polubiłam, ale mimo wszystko...
5) Alec i Izabella - jego w ogóle nie ma, więc to co jest można przemilczeć. Ona nijaka, niezbyt przekonująca.
6) Clary tak dobrze grała, że nie zrobiła większego wrażenia. Słowem była tak na swoim miejscu, że aż jej było nie widać.
7) Świetnie za to wypadła Dorotka, która przyciągnęła uwagę widza (to przez Bacha...) i jak dla mnie była jedną z faworytek. A jeśli jeszcze dodać Luke'a! Zdecydowanie moje ulubione postacie filmowe.
8) Clary miała być inteligenta. I za nic w świecie nie zrozumiem, dlaczego ona nie rozumiała, że on dla jej dobra mówił, że mu nie zależy. Ale może to miało być ciekawe pokazanie osoby. Coś z cyklu: jak w jednej chwili zmienić się w wolnomyślącego (żeby nie powiedzieć niemyślącego). Dla dopełnienia scena sprzątająca. I mamy komplet. (można jeszcze dodać scenę w której znaczącą rolę gra: jeden z bardziej znanych cytatów książki, fortepian, Bach i główna dwójka - pomyłka)
9) Przekonującą rolę zagrał Kielich, chociaż w pewnej chwili nie do końca łapałam, dlaczego wszyscy za nim biegają. Szczególnie Valentine zamotał mi ten obraz. Najpierw Kielich ma, potem nie ma, demony sobie wzywa... Ale samo wyjmowanie i wkładanie Kielicha - fajna zabawa (to co się z nim stało na końcu to już problem scenarzystów, jak chcą sobie mieszać i utrudniać życie, to niech tak robią)

Z mniej poważnych punktów, a pozostawiających miłe wspomnienie (z sarkazmem):
1)Scena pocałunkowa, którą oceniają ludzie pół na pół, jest magiczna, i to nie dlatego, że się całują (przepraszam, chciało mi się śmiać), a z powodu tych rozkwitających kwiatów. Słowem, fanem oranżerii jestem na pewno <-- skojarzenie z tym obrazem
2) Gdyby nawet komuś nie odpowiadał cały film, a kocha zimę, to może spokojnie czekać do jednej z ostatnich scen, kiedy to paaada śnieeeeg!!! (obowiązkowo zajrzeć tutaj)
3)Nauki Roszpunki nie poszły na marne i nie od dziś wiadomo, co jest najlepszą bronią kobiety, dla porównania ten obraz i ten film (od 01:14)
4) Jednak to i tak nic, bo jak wiadomo wszystkim oglądającym, Bach jest nie do przebicia.


Co było, gdy przeczytałam książkę:
Całkowicie inaczej, dziwię się, że ludzie, którzy książkę kochają, lubią film. Bo film i książka się różnią diametralnie i w dodatku, w podstawowych sprawach.
1) Jace książkowy i Jace filmowy - dwie inne postacie. Książkowy to typowy i strasznie pewny siebie nastolatek z poczuciem humoru i odrobiną inteligencji. Nie zachwyca. Filmowy dojrzały, zamknięty w sobie. Filmowego polubiłam...
2) Aleca więcej w książce, ale jakoś nie przekonuje, więc też można powiedzieć, że go nie ma.
3) Isabelle mniej w książce, ale za to jest lepsza. Wredna, a w środku troskliwa. I ta scena końcowa...
4) Stosunek Jace do Valentine w książce miał jakąś głębię, w dodatku odmienił troszkę Jace'a, co wyszło mu na dobre. Nie na długo, ale zawsze. W filmie Jace mógł po prostu powiedzieć spadaj ojcze, bo przejął się jedynie dalszą częścią rodziny (żeby nie spoilerować w żywe oczy). Słowem, spalili scenę.
5) Większość, jeśli nie wszystkie sceny wyglądają odrobinę inaczej w książce i w filmie, słowem, gdybym znała książkę zapewne przyprawiłoby mnie to o wybuchy złości. Dlatego dziwię się wam.
6) Czekam ze złośliwością i krzywym uśmiechem na kolejną część, bo ja się zastanawiam, jak teraz odwrócą te wszystkie zmiany w fabule. Bardzo znaczące.

Jednym słowem: spoko. Trochę więcej słów: warto sobie obejrzeć w wolne popołudnie, całkiem miło jest.


48 komentarzy:

  1. Witaj, Mery, z powrotem :3
    Na film się raczej nie wybieram, ale... może kiedyś??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam z powrotem :D
      Ja się wybierałam i się nie wybierałam, taka niezdecydowana, ale w końcu poszłam i nie żałuję. Chociaż obok mnie siedziały ludzie, które piszczały i nie reagowały, gdy się do nich mówiło... Może to dlatego?
      Do kina lecieć nie musisz, ale jak już będzie, to w domu można sobie obejrzeć.

      Usuń
  2. Kurcze chyba zaczynam się przekonywać do tej ekranizacji, ale znając mnie pewnie nie pójdę, bo nie będę miała jak i kiedy. Zaskakują mnie wszystkie pozytywne recenzje na jej temat, więc z pewnością obejrzę.

    No i cieszę się, że nasza Mery wróciła. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, niedługo będziesz miała na DVD czy coś, to wtedy sobie obejrzysz. Chociaż jako fanka powinnaś znać... :)

      Usuń
  3. Fajnie, że coś jednak opublikowałaś. Szkoda, że nie na temat, na który mogę się wypowiedzieć. Nie wiem o tym filmie (i książce) NIC. Chciałam przeczytać, ale w bibliotece wszystko wypożyczone, więc jak dorwę w końcu książkę, obejrzę, co trzeba to obiecuję, że dokładnie przeczytam Twój post. Teraz nie będę, bo nie chcę natrafić na spoiler. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak na początku miałam, że najpierw książka, potem film... Ale było odwrotnie i nie było źle. Co więcej, było nawet lepiej, bo nie wkurzały mnie wszystkie nieścisłości, więc bardzo mi się podobało.:)
      [nie czytaj, bo chociaż znaczących spoilerów wielu nie ma, to jest strasznie dużo tych psujących zabawę :D]

      Usuń
  4. Ja czytałam książkę i mnie film wkurzył. Po pierwsze Jace. Co to w ogóle ma być?! Z sarkastycznego, zabawnego, pewnego siebie kolesia zrobili beznadziejnego niewolnika Clary'owego serca. Isabell oraz Alec to jakieś kompletnie słabe, bez wyrazu postacie. Jedynie Simon był jako tako nadzieją tej już i tak miernej obsady. Być może nie była to wina aktorów, jednak twórcy filmu, mocno namieszali w ich charakterach. Efekty na plus, Clary beee, Magnus i Valentine, fakty wtf? Ogólnie nie było źle, jednak mogli się lepiej postarać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Jace'a polubiłam, chociaż nie od razu. Ale masz rację, jeśli komuś podobała się książka, to mógł być wkurzony. Mnie tam Jace książkowy nie przekonał...
      Magnus - tu akurat z miejsca wiedziałam, co z nim będzie nie tak (jeszcze przed filmem, niech żyją spoilery!), więc mnie jakoś nie raził. Ale Valentine... dobra, mógł być lepszy.:D

      Usuń
  5. Oj zgadza się eM zgadza, chyba ze wszystkim co napisałaś.
    Jocelyn i #roszpunkastyle najlepsze!
    Podczas sceny w oranżerii eM troszkę kwikała ze śmiechu ;)
    I w ogóle świetnie, że poszłaś po rozum i zostałaś/wróciłaś.
    Więcej się eM o filmie nie wypowie bo by musiała wszystko co napisała o nim w poście przepisywać tutaj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To idę, zajrzę do posta.
      (tak, co jak co, ale patelnia rządzi!)

      Usuń
  6. Mam w planach obejrzenia Miasta Kości, książkę czytałam raz i bardzo mi się podobało. No, przynajmniej pierwsza część. Chyba sobie odświeżę wspomnienia z literatury zanim obejrzę ekranizację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odświeżaj! Mówię ci, nie odświeżaj, idź grzecznie na film, a po filmie sobie odświeżaj. Może nielogiczne, ale działa. I sprawdzone.

      Usuń
  7. Sam film:
    3) Nie no, Jamie to mi się akurat nie podobał strasznie (oprócz akcentu, oczywiście). Był strasznie... drewniany (?). Ale wydaje mi się, że ma potencjał i to spory, więc może w następnych częściach się rozkręci.
    4) Simon był rewelacyjny, tak jak w książce go nie cierpiałam, tak filmowego uwielbiam. Chociaż jak na Simona był zdecydowanie zbyt przystojny i charyzmatyczny, jace jak dla mnie wypadał przy nim blado.
    5) Ady tam, Isabelle była świetna, chociaż według mnie powinna być nieco ładniejsza. Ale aktorka dała radę, także no.

    Co było, gdy...:
    5) Ja tam książkę przeczytałam (pomińmy fakt, że 3 lata temu i nawet nie zauważyłam różnicy w rozwiązaniu sprawy z kielichem)i film mi się podobał. :) Jakieś zmiany zawsze są, a w tym przypadku film według mnie na tych zmianach nie stracił.

    I Magnus, chyba najlepiej wizualnie dobrany, mnie rozczarował. Bardzo, bardzo rozczarował. Valentine był w porządku. I Jocelyn była boska, ale to w końcu Cersei (znaczy Lena, za dużo się Gry o tron naoglądałam. I tak sobie wyobraziłam sobie scenę w oranżerii z Joffreyem zamiast Clary... dobra, nieważne :D).

    Ściskam. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę się upierała przy Jace'sie, chociaż swoje wiem. :D Dla mnie był świetny.
      I Simon wcale go nie przyćmiewał!
      Rozmawiałam z Blueberry, Isabelle jest ładna. Ładniejsza od Lily. Tylko ona jest tak strasznie nieoryginalna, że to ją gubi :D

      Stracił najlepszą scenę w książce, czyli scenę Jace'a i Valentina. Ale jak nie było takiego bohatera, to może i sceny nie mogło takiej być? W każdym razie, jeśli nie stracił, to sobie narobili kłopotów, bo zmienili strasznie dużo.
      Odwrotnie - Magnus był ok, Valentine to pomyłka... Ale wybaczamy. Muszę wreszcie Grę o Tron obejrzeć!!!

      Usuń
    2. Ady tam, Lily jest jak dla przepiękna. O właśnie! A Isabelle powinna właśnie być taka wyjątkowa i piękna po prostu.
      Ja tej sceny nie pamiętam... Chciałam sobie książkę odświeżyć przed filmem, ale się zorientowałam, że mam wszystkie cztery części oprócz pierwszej. :D I nie wyszło.
      Valentine powinien być w garniturze i kropka, a nie jakieś śmieszne warkoczyki mu zrobili, ech. I fakt, Valentine mi ciut za bardzo przypominał Henryka VIII.
      Oglądaj koniecznie! Ja właśnie mam obsesję na punkcie Sherlocka i sobie powolutku Doctora Who nadrabiam, BBC rujnuje mi życie.

      Usuń
  8. Jak w końcu skończę czytać (a idzie mi to jakoś opornie) to w końcu i ja obejrzę, bo obecnie na co drugim blogu widzę ekranizację "Miasta Kości" (nie wykluczam, że i u mnie będzie). A JE też czeka i czeka i pięknie wygląda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać: w końcu. Bo widzę, że mi się nadużyło.

      Usuń
    2. Gdy się już obejrzy, to czyta się świetnie. Chyba po prostu nie zawsze sprawdza się opcja z kolejnością: książka, film :D
      A JE jest świetna (chociaż tak pięknie nie wygląda), więc czytaj na zdrowie.:)

      Usuń
  9. Jestem po przeczytaniu trzech pierwszych części tego cyklu i teraz poluję na czwartą. Na film chcę się wybrać, ale z drugiej strony trochę się tego ...boję. Książka bardzo mnie wciągnęła i nie chcę się rozczarować filmem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, tylko niektórzy się rozczarowali. Więc źle nie było. :)

      Usuń
  10. Nie czytałam pierwowzoru, więc na razie nie planuję wypadu do kina. Może kiedyś przekonam się do tej serii. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Eeee, zaraz przejdzie. O ile film można obejrzeć, to książka jakaś powalająca nie jest. Więc śpieszyć się nie musisz :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie martw się, ja tez jeszcze nie przeczytałam książki. Miałam wybrać się na film z koleżankami, ale jak to w życiu bywa nie wypaliło. Może t o był znak, zebym przeczytała najpierw książke? Choć tematyka nie do końca w moim guście, ale czuje jakieś przyciąganie. Przeczytam i zobaczymy jak to będzie .

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Mery, nie oszukuj się więcej. Pisanie i czytanie masz we krwi i to zawsze w Tobie będzie. :) Mówię Ci. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś, we krwi może nie, ale uzależnienie jakieś jest... :)

      Usuń
  14. Witaj z powrotem! Ja wiedziałam, że tak będzie. Długo pewnie byś nie wytrzymała bez swojego bloga. :)
    I wiesz co? Chyba Cię rozumiem... Bo też coś ostatnio jakiś kryzys życia przechodzę. Cały czas błądzę myślami w chmurach, za nic nie potrafię się zabrać. Książki nie czytałam chyba już od dwóch dni, więc jest dosyć kiepsko. I jakoś nad tym nie rozpaczam, olewam to. Co się ze mną dzieje!? No, ale nic. Cieszę się, że Ty jesteś z powrotem. :)
    Co do "Miasta Kości" - chyba pójdę do kina i obejrzę ten film. Książkę czytałam i przyjemnie spędziłam z nią czas, ale bez jakiegoś szału. Ale skoro film tak wszyscy oglądają... Namówię znajomych i pójdziemy do kina. :D

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, jak już się rzuci tego bloga, to za chwilę chce się pisać. I kilka niedokończonych tekstów już powstało... I czeka sobie... A z tymi książkami, ja ostatnio siedzę trochę w temacie Miasta Kości, trochę Blondynki... Ale też przez długi czas nie było nic...

      Do kina warto się wybrać, szczególnie jeśli masz miłe towarzystwo, które można zabrać. A jak nie, to już niedługo powienien być w internecie, potem na DVD (ja sobie nie odmówię tej przyjemności i zapewne kupię...:)

      Też pozdrawiam:)

      Usuń
  15. Wróciła Mery! :)
    Mnie ani do książki, ani do filmu nie ciągnie, chyba nie lubię podążać za tłumem:) Poczekam aż entuzjazm opadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, myślę, że tobie może się i książka baaardzo spoobać :)

      Usuń
  16. Witamy ponownie! :D

    Książkę pożyczyłam kiedyś od koleżanki, ale nie przeczytałam całej. Mimo wszystko coś tam pamiętam z fabuły, no a teraz tyle tych gifów-spojlerów, i plakatów, i w ogóle, że już wiem, jak wygląda filmowa Clary i filmowy Jace. I nie wiem, czy film obejrzę. Chociaż poszłabym do kina. Ale książka od niedawna stoi już na komodzie jako nie pożyczona, tylko własna. Na spółkę z Mamą i Siostrą. :-)

    PS A cóż to, zmiany w nagłówku i jakiś znajomy mi napis. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łuuupssss... Przepraszam, przepraszam za ten napis, w życiu bym nie skojarzyła, że przecież ty go musisz znać i że ja go już znam... Zmienię go szybko, jeszcze dziś. Albo zostanie bez napisu po Krainą :D

      Książkę i ja mam i strasznie miło czytało ją się po powrocie z kina. Jednak to nie takie straszne, najpierw poznać historię, a potem książkę...:)

      Usuń
  17. Welcome back!:) Byłem na filmie i uznaję go za bardzo dobry, a książkę czytałem, tylko że wieki temu i strasznie trudno było mi sobie cokolwiek przypomnieć, a już o takim zestawieniu, jakie ty zrobiłaś w tym poście, to już mowy nie ma. :) Podobno niedługo mają zacząć pracę na drugą częścią, a ja szybko muszę pobiec do biblioteki i przeczytać wszystko (łącznie z pierwszym tomem). :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mają dopiero zacząć kręcić, to jeszcze trochę poczekamy. Ale z serią zapoznać się już teraz można. Ja też zapewne to zrobię:)

      Usuń
  18. Bałam się, że wyjdzie z tego (Miasta kości) drugi Zmierzch :P A że jestem świeżo po lekturze - zwiastun i wprowadzone zmiany też mnie przerażają. I jeszcze brwi Clary! To chyba by było wszystko, co mnie w filmie przeraża :D
    Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak Jonathan wypadł w roli Valentine'a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to nie drugi Zmierzch. A brwi da się przeżyć! Przyrzekam, sama najpierw na nie zwróciłam uwagę, ale potem na Clary w ogóle nie zwróciłam uwagi. Wierz mi, są gorsze rzeczy w filmie :D
      Ale Jonathan (dobra, ja go nawet nie poznałam...) nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, więc na za wiele nie można liczyć...

      Usuń
  19. W końcu wróciłaś do blogowania! :-))))

    Po tych wszystkich recenzjach, oczywiście pochlebnych, chciałabym iść na ten film do kina. Tylko że nie przeczytałam jeszcze książki, ale ją mam, w tej nowej okładce. I może szybciutko po nią sięgnę, więc całkiem możliwe, że uda mi się pójść na ekranizację. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja będę znowu powtarzała: akurat w tym przypadku nie trzeba najpierw znać książki, to nawet na dobre wychodzi...:)

      Usuń
  20. Spoko? Tylko SPOKO? A idź Ty...
    Albo nie już nas nie zostawiaj więcej tak perfidnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież ja ci to już wcześniej powiedziałam, był spoko. Ale uważaj, niedługo będzie tekst o Gastby'm. To dopiero będzie spoko post :D

      Usuń
    2. I po co wspominałaś! Teraz nie będę mogła się doczekać!

      Usuń
  21. I tak najlepszy był Mangus ! xd nie zawiodłam się też na moim ulubionym psychopacie Valentine <3 film rzeczywiście sympatyczny i fajni się oglądało ale inny niż książka, chociaż ta jest chyba zawsze ..
    Lubisz Sherlocka ?! HIGH FIVE !:D

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie wyskakuje mi okienko, żeby odpowiedzieć, więc napiszę nowy komentarz. :-)

    Rozumiem, rozumiem. :-) A teraz masz taki fajny podtytuł. Z tymi księżycami to jest tak... w Twoim stylu, tak uroczo. ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Przeprasza, wymiękłam przy punktowaniu co było w filmie, przejrzałam załączniki i "przeleciałam" to tam niżej napisane. Nie mój klimat to "Miasto kości" ale może na film się skuszę (skoro jest spoko). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń