Wyniki wygrywajki!!!!!!!

Wybiła godzina. Postanowiłam nie trzymać Was w niepewności do jutra (i siebie również;p) i przeprowadzić już dziś losowanie. Tak więc do pierwszego w historii konkursu w Krainie Andersena w którym nagrodą była książka"Kuszące zło" zgłosiło się 37 osób (osoby które zostawiły dwa komentarze również miały jeden los)


Wszyscy spisani i zaczynamy! Karteczki zostały wrzucone do "maszyny losującej".
Zwycięzcą jest...

jest...

MARTYNAG.1990!!!
Serdecznie gratuluję i  proszę o kontakt na pudelko-czekoladek@wp.pl.

Wszystkim dziękuję za udział w zabawie i przypominam, że do 15 listopada można wziąć udział w WYGRYWAJCE URODZINOWEJ.
 
 

Top10 ulubionych okładek


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na 10 ulubionych okładek!

Moje zestawienie przedstawia się następująco:

Pozdrawiam,
Mery

Jesienny stos


Znów się nazbierało? Tak, ale taka już chyba moja dola (bardzo przyjemna zresztą). Tym razem stosik skromniejszy niż zwykle, lecz wywołujący taką samą radość jak wielkie stosika.

Od dołu:
„Brulion Bebe B.” – od kilku lat cierpliwie kolekcjonuję Jeżycjadę. Kolejny tom i teraz od całości dzielą mnie tylko cztery książki. Krok po kroczku i będę miała wszystkie! :D
„Konklawe” – uwielbiam kryminały, więc tego nie mogłam przegapić, wygrana u Maćka.
„Strzeż się psa” – kolejny kryminał z serii ABC, tym razem od pani Magdy z wydawnictwa Oficynka. Recenzja TUTAJ.
„Dom sióstr” – odkąd kupiłam uśmiech nie schodzi mi z ust. Książka zapowiada się naprawdę ciekawie, mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu. A poza tym mam kolejną książkę z Listy marzeń!
„Godzina pąsowej róży” – pierwsza książka która ma nade mną przewagę. Tym razem to nie ja decyduję, czy odłożę ją w połowie, czy zrównam z błotem. Nie przeczytałam jej w dzieciństwie (nie było w bibliotece) i czuję się doprawdy strasznie. Teraz muszę to nadrobić, ale gusta już nie te, nie podobają mi się opowieści, które kiedyś wręcz połykałam. Jednak przeczytać ją muszę i mam nadzieję, że mi się spodoba.
„Niewidzialne miasto” – książka wypożyczona spontanicznie, gdy poszłam do biblioteki po „Miasto Kości”. Oczywiście książki Pani Clare nie było (cała seria jest w czytaniu), ale za to było to. Poza tym wspomniane jest na okładce o miastach Majów, więc chętnie wzięłam. Zapowiada się trochę dziecinnie, ale co mi szkodzi spróbować?
„Ksiądz Rafał” – kolejna spontanicznie wypożyczona powieść. Książka zbiera pozytywne opinie  na prawie każdym blogu, więc postanowiłam sprawdzić czym oni się tak zachwycają.
„Sto dni samotności” – polecone przez koleżankę, zapowiada się ciekawie.
„A.B.C.” – zakupiłam zmobilizowana przystąpieniem do projektu Na tropie Agathy. Już przeczytane, niedługo recenzja.
„Cień wiatru” – perełka na stosie. Już nie mogę się doczekać kiedy zacznę czytać.

A to przemiła nagroda od Sardegny. Książkę wygrałam w konkursie. Musze tylko dodac, że nie wszystkie  "umilacze" się zachowały...

Oczywiście na kilka książek jeszcze czekam, inne mam w planach na zakupy. Jednak na razie ciesze się z tego co mam. Uf, teraz trzeba się wziąć za czytanie, z tym jak na razie gorzej. Czasu brak...

"Chwała mego ojca. Zamek mojej matki" M.Pagnol


Tytuł: Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Espirt
Ilość stron: 410 
Ocena: 5/6

Gdy za oknem szaro, buro, każdy marzy by choć duchowo przenieść się do ciepłych krajów. Co powiedzielibyście na Prowansję?  Tak?  To zapraszam.

Razem z małym Marcelem Pagnolem, mamą Augustyną, tatą Józefem, bratem Pawłem i  siostrzyczką wybierzemy się do słonecznej Francji.  Tam będziemy śledzić  beztroskie dzieciństwo chłopca. Uczestniczyć w polowaniu na kuropatwy, zaśmiewać się z żarcików, poznawać nowe słowa,  czuć smak przyjaźni, przemierzać  kolejne pola, łąki, lasy, podpatrywać życie owadów, uczyć się zastawiać pułapki, odczuwać na własnej skórze co to strach, planować ucieczkę z domu, bawić się w Indian.
Niby nic specjalnego, jednak czy jest coś przyjemniejszego od tak spędzonego czasu?

Książka „Chwała mego ojca. Zamek mojej matki” zaskoczyła mnie pozytywnie swoim ciepłem, komizmem, ironią. Coraz mniej jest dorosłych, którzy przywołując wspomnienia umieją spojrzeć na nie oczyma dziecka, a nie z chłodną wysokością i lekceważeniem. Widać, że Marcel Pagnol do końca życia zachował w sobie tę cząstkę dziecka.

Każda z postaci była opisana po mistrzowsku. Niektóre wprawiały mnie w podziw, inne wywoływały złość, czy onieśmielenie. Pagnol choć niby opisywał życie własnej rodziny przemycał również strzępki z życia społecznego. Mogliśmy poznać mentalność ludzi na początku XX wieku we Francji gdzie niejednokrotnie dochodziło do komicznych sytuacji.

„-Mój Boże, nie kupuję tego do muzeum, ale żeby mi służyło.
Starzec wyglądał na zasmuconego tym wyznaniem.
-A więc nie robi na panu wrażenia, że ten mebel może widział Marię Antoninę w koszuli nocnej? – zapytał.
-Sądząc po jego stanie – rzekł mój tata – nie zdziwiłoby mnie, gdyby widział króla Heroda w kalesonach!”
I jak tu nie wybuchnąć śmiechem? Jednak prócz tego autor wplatał subtelnie swoje dorosłe przemyślenia.

„Życie nauczyło mnie, że ojciec się mylił, bo naprawdę słabi jesteśmy wówczas, gdy jesteśmy uczciwi.”

Z moich niczym nieuzasadnionych wątpliwości, że się wynudzę nie zostało nic już po pierwszych stronach lektury. Klimat Prowansji, dzieciństwa ogarną mnie na początku i urzekał do końca. Przed sobą widziałam pola lawendowe, zielone lasy, co więcej razem z Marcelem i Lili biegałam po nich.


Jedynie zakończenie jest inne. Takie dojrzało – dziecięce. Poruszające trudny temat. Jednak wcale nie gryzie się ono z resztą książki, co więcej, wspaniale ją uzupełnia.

Oczywiście, nie mogłam nie wspomnieć o grafice. Cudowne obrazki Sempego w których zakochałam się gdy po raz pierwszy poznałam Mikołajka zdobią również tę powieść. Dlatego prócz walorów duchowych jest również czym cieszyć oko.

Książka nadaje się idealnie na jesienne wieczory. Myślę jednak, że przypadnie do gustu tym, którzy nie będą od niej oczekiwać nie wiadomo jakiej akcji, tempa, czy przygód. Ot, zwykła opowieść o życiu zawierająca to co w nim najważniejsze. Serdecznie polecam.

Za możliwość
przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Esprit

Wygrywajka nr 2!!!

Witajcie,
W konkursach mi się poszczęściło, dlatego i ja chętnie się z Wami podzielę  kolejną książką. Tym razem znów dzięki uprzejmości pani Karoliny z IW Erica mam do oddania W DOBRE RĘCE książkę "Kuszące zło" Keri Arthur.



Zasady takie jak zawsze:

  • do 30.10 zostawiamy komentarz pod tym postem, losowanie odbędzie się 01.11
  • wklejamy podlinkowany banerek na bloga(dla chętnych)
  • osoby anonimowe proszone są o zostawienie adresu mailowego
Życzę szczęścia!

Książkowa Niedziela pod znakiem lenistwa...

Herbatka zaparzona, dla niektórych kawa. Ciasteczka na stole. Możemy porozmawiać Po ciężkim tygodniu nadchodzi Leniwa Niedziela i wreszcie przejmuję się tylko i wyłącznie książkami. Otworzyłam ostatnio skrzynkę i co widzę:

 Jan Costin Wagner przyjeżdża do Polski!
Do tej pory w Polsce ukazały się dwie książki Wagnera z komisarzem Kimmo Joentą: „Księżyc z lodu” oraz „Milczenie”. Na podstawie tej drugiej powieści został nakręcony thriller „Cisza” w reżyserii Barana bo Odara, który niedawno miał swoją polską premierę. Fani Wagnera już w listopadzie będą mieli okazję zapoznać się z kolejną książką Wagnera, „Zimą lwów”, która w połowie listopada ukaże się nakładem wydawnictwa Akcent. Nie dość na tym: Jan Costin Wagner będzie jednym z bohaterów wystawy kryminału niemieckojęzycznego organizowanej przez Goethe Institut, którą będzie można obejrzeć w listopadzie podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, a w grudniu w Goethe Institut w Warszawie.
3 listopada spotka się z czytelnikami w Goethe Institut w Warszawie, 24 listopada – w Goethe Institut w Krakowie, a 25 listopada weźmie udział w panelu podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Pisarz przygotował dla swoich czytelników w Polsce małą niespodziankę.
Ja ucieszyłam się bardzo! "Milczenie" przypadło mi do gustu, pokochałam je. Jednak niestety nie będę mogła być w żadnym w wyżej wymienionych miejsc. Cóż, wypada mi życzyć miłego spotkania innym....
A wszystko o tym wydarzeniu  TUTAJ.

Będę musiała się obejść bez spotkania z autorem, jednak jego książek nie mam zamiaru sobie odpuszczać. Przypominam, że już w listopadzie ukaże się "Zima lwów"! Jednak na razie na mnie stoliku czeka Marcel Pagnol, na półce Zafon, Suskind, Christie. Nic tylko siąść z herbatką i zaczytać się na śmierć.

Na blogu pojawiła się strona "Wymienię". Zachęcam do zajrzenia. Może coś Wam się spodoba? Tylko proszę, wytłumaczcie mi, dlaczego można tam wejść jedynie wtedy, gdy najedzie się wystarczająco blisko litery W, a nie na napis?!
Jeśli z moich książek nic Wam do gustu nie przypadło jest jeszcze kilka możliwości. Jedną z nich jest wymianka organizowana przez Urszulę.

Napisałam się, trochę chaotycznie mi to wyszło, ale jednak. Herbatka wypita, czas na wczesny obiad, więc szybciutko jeszcze pytania:Jaka  książka najlepiej się nadaje na jesienne wieczory?
Jaką jeszcze przed zimą chciałbyś przeczytać?

"Ala Makota. Jacek" M.Budzyńska

„Dlaczego ręcznik znów leży na podłodze?! Kapci oczywiście nie masz?! Dosłownie godzinę temu sprzątnęłam kuchnię, a co widzę?!” Kto tego nie zna… Przyznajmy, nadawcą tych wszystkich krzyków zazwyczaj są kobiety. Jeśli dodatkowo kobietą jest siostra, brat wie, że długo nie wytrzyma…


Jacek po kolejnych kłótniach postanawia przeprowadzić się od Alki – swojej siostry do kumpla. Hak, kolega Jacka mieszka w trzypokojowym mieszkanku w Warszawie. Czynsz płacą rodzice zarabiający na życie w Irlandii, więc chłopakom do szczęścia potrzebny jest „… sublokator, który będzie dużo płacił, dużo się uczył lub pracował, żaby nam w mieszkaniu nie zalegał. I wszystko się ułoży”*
Ułożyć, może i się ułoży, tylko jak? Chłopaki dają wiadomość do Internetu, że chętnie wynajmą mieszkanie, cena jest zaporowa, bo nowy lokator pieniądze musi mieć. Z ogłoszenia przychodzi masa osób, zdarzają się osoby dzwoniące o szóstej, „bo nie chciałem dzwonić przed szóstą, by nikogo nie budzić”. Decyzja pada wreszcie na Czecha Bodzia, który studiuje na łódzkiej filmówce. Wszystko byłoby dobrze, tylko…

Nie powiem, co, bo zepsułabym Wam całą zabawę, przyjemność przewracania stron z pytaniem: „I co dalej?!” Tak właśnie reagowałam ja, nie tolerująca młodzieżówek, podchodząca sceptycznie do każdej książki w której nie mogłam liczyć na nic ambitniejszego niż nastoletnia miłość.
Jednak obalając mity, w książce pani Budzyńskiej nie było nic o pierwszych uczuciach, randkach, pocałunkach i złamanych sercach.  Znalazłam tam świetnie napisaną komedię, oglądaną oczami studenta, który ze swoją uczelnią dużo wspólnego nie miał.

Książka pani Małgosi jest pełna swoistego ciepła, świetnego humoru, ironii losu. Po pierwszym krótkotrwałym spotkaniu z serią „Ala Makota”, które za pomyślnie nie wypadło, do tego tomu podchodziłam nieufnie, z obawą czy się nie wynudzę, nie rozczaruję. Lektura zaskoczyła mnie zdecydowanie na plus. Spędziłam nad nią bardzo miłe popołudnie.

Na wyróżnienie zasługują tu świetnie „skrojeni” bohaterowie. Każdy z nich jest osobno dopracowany, przedstawiony nam w sposób zadowalający na ledwie stu siedemdziesięciu stronach. Sama szczególną sympatią zapałałam do Haka, człowieka leniwego, wyluzowanego, który po pierwszym szoku staną na wysokości zadania (choć mierzył zdecydowanie za wysoko…). Polubiłam ta jego niefrasobliwość, miał w sobie takie „coś”, mały płomyczek humory wymieszanego z ironią i lenistwem.

Książka pani Budzyńskiej może nie jest jakimś arcydziełem, ale świetnie sprawdza się jako czytadło na jesienne wieczory, na chandrę, by wywołać uśmiech. Mówię to szczególnie do młodzieży i zapewniam, żadnych złamanych serc, przesłodzonego życia tu nie znajdziecie. Nie znajdziecie również żadnych trudnych problemów, tematów tabu, po prostu „Ala Makota. Jacek” to świetne czytadło na chwilkę do którego kiedyś z przyjemnością wrócę.

*"Ala Makota. Jacek"

"Ala Makota. Jacek", Małgorzata Budzyńska, wyd. Znak emotikon, ocena: 3,5/6
Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak emotikon

"Strzeż się psa" I.Szolc

Co może kryć się pod nazwą „Strzeż się psa”? We mnie tytuł wzbudził swoistą ciekawość. Jeśli do tego dodamy „psi kryminał” ciekawość rośnie, miesza się z obawami i masą innych uczuć, których nie sposób zwerbalizować. Zostaje nam więc tylko jedno – sięgnąć.


Na początku przeżyłam pierwszy szok. Naszym bohaterem i narratorem jest pies Albrecht. Mieszka on ze swoja panią – Laurą na przedmieściach Warszawy. Na jego osiedlu ktoś morduje psa i porzuca ciało. Potem incydent powtarza się jeszcze kilka razy. Inne psy są lekko mówiąc niespokojne. Al, który na osiedlu rządzi, postanawia… nie, nie rozwiązać tę zagadkę, postanawia uspokoić psy, a rozwiązanie jest tego następstwem.
Tu nie byłoby nic dziwnego, jednak sposób w jaki przedstawiła nam to pani Iza jest tak niespotykany, że oniemiałam. Mogę się założyć, że Al o literaturze, sztuce, filmie wie więcej niż przeciętny Kowalski. Jego komentarze wplecione w fabułę rozśmieszały mnie, szokowały i wywoływały wspomnienia. No bo jak byście zareagowali na cytat:

„Sybille? Ta Sybille? Puszysta i okrąglutka słodka Sybille? Kędzierzawa kopia Sugar z „Pół żartem pół serio”? Moja Sybille?”

Ja wiem, że ten kawałek wyrwany z kontekstu może wywołać rozczarowanie, niezrozumienie, ale zapewniam świetnie komponuje się w całość, a Wam przed oczyma pojawia się suczka stylizowana na Marlin Monroe. Jeśli ktoś dodatkowo tak jak ja ma jakieś wspomnienia związane z tym świetnym filmem nie powstrzyma ataku śmiechu, zapewniam. Oczywiście to nie jedyne śmieszne kawałki. Co najciekawsze, tak jak wspomniałam, w połączeniu ze sobą tworzą one niecodzienną fabułę, która podpasuje każdemu.
Choć akcja nastawiona jest na morderstwo, nie brak tu anegdotek z życia Laury, Albrechta, Tofika… Wszystko przedstawione jest z takim wyczuciem. Pani Iza balansuje gdzieś pomiędzy świetną komedią, grosetką i przede wszystkim ciekawym kryminałem. Te trzy cechy łączą się ze sobą tworząc godną polecenia, dobrą na jesienne szare wieczory książkę. 

Bohaterowie są dopracowani, świetnie dopasowani do fabuły. Czasem miałam wrażenie, że widząc poczynania Laury, czytam jakąś satyrę. Oczywiście najlepiej poznaliśmy Ala. Jednak u mnie miłe uczucia wywołała jego pani, choć można było ja uznać za osobę w pewnym stopniu stereotypową, był w niej jakiś rys indywidualności, który bardzo przypadł mi do gustu.

„Strzeż się psa” polecam wszystkim. Myślę, że książka powinna się spodobać każdemu, kto szuka lektury na jeden wieczór. Książki niebanalnej, śmiesznej, przy której na pewno dobrze spędzicie czas.

Baza recenzji Syndykatu ZwB


"Strzeż się psa", Izabela Szolc, wyd.Oficynka, ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Oficynka

Książkowa Niedziela, czyl "My i czytanie".

Poranna herbatka? A jakże, w leniwą niedzielę... Dziś odpowiedź do Kreatywnego Klubu Dyskusyjnego Klaudyny. Zapraszam do czytania:)

1) Gdzie najchętniej czytacie - czy macie swoje ulubione miejsca, w których czytanie smakuje najlepiej?
Najchętniej? W łóżku:) Jestem jedną z tych osób, które uwielbiają się położyć, przykryć po uszy i zatonąć w lekturze.Prócz tego ostatnio sprawiłam sobie wygodny fotel z podnóżkiem i jak dziewięćdziesięcioletnia  staruszka siadam sobie w nim z herbatką, książką czy laptopem:D 


2) Jak wiele czasu poświęcacie książkom? Czy czytacie tylko do poduszki, tylko do kawy czy może zawsze i wszędzie, kiedy tylko się da? 
Nie dojeżdżam do szkoły, więc nie czytam w autobusie. Jednak książki nosze wszędzie, na zakupy, do przyjaciół, w torebce, czy plecaku mam zazwyczaj co najmniej jedno czytadło w wersji pocket. Do poduszki również czytam, w ciągu dnia gdy tylko mam chwilkę, zawsze. Jednak przyznaję, tego "zawsze" dużo i tak nie ma. Wracam ok. 4 do domu i jeszcze jakieś spotkania ze znajomymi, zakupy, LEKCJE, nie ma szans na więcej niż cztery godziny czytania. Dlatego zawsze czekam weekendu, który to wszystko mi odda. Mam wtedy pełne dwa dni, tylko na to co chcę, nie licząc sprzątania:p


3)Czy macie jakieś książkowe nawyki? Odprawiacie szczególne rytuały przed przystąpieniem do lektury?
Raczej nie. Chociaż zawsze zastanawiam się, czego bym chciała od danej książki, sprawdzam ile ma stron. Nie patrzę jakie będzie zakończenie, boję się, że to zepsuje mi całą radość czytania. Poza tym gdy książka jest tą dawno wyczekiwaną, wreszcie nabytą, umiem siedzieć jak głupia z nienormalnym uśmiechem na ustach i ją przeglądać:D

4) Jak oznaczacie stronę na której skończyliście lekturę? Zaginacie rogi? A może odkładacie książkę grzbietem do góry? Używacie zakładek, papierków długopisów i wszystkiego, co wpadnie w ręce?
Zaginanie rogów to barbarzyństwo! Czasem odkładam ją grzbietem do góry, ale to zazwyczaj wtedy gdy idę po herbatę, czy muszę coś sprawdzić i zaraz wracam. Gdy robię sobie dłuższą przerwę w czytaniu (czyli kilka godzin) używam zakładek, papierków, paragonów, spinek, wszystkiego co mam pod ręką.


5) Czy zdarza się Wam czytac kilka książek jednocześnie? Z jakiego powodu?
Zdarza się. Po prostu czasem ksiązka jest za ciężka jak na mój obecy nastrój i muszę znaleźć coś mniej wymagającego. Wtedy tamtą zaznaczam i odkładam, a sięgam po niezobowiązujące czytadło. Czasem również przypominam sobie, że za dwa dni omawiamy lekturę i sięgam po nią, a inne odkładam na jakiś czas. Jednak oczywiście wolę skupić się na jednej pozycji. Wtedy przeżywam ją dziesięć razy bardziej, skupiam swoją uwagę tylko na tym.


6) Najczęściej kupujecie książki na własnośc czy wypożyczacie? Należycie do grona gromadzących zbiory czy nie zależy Wam na wypychaniu półek książkami?
Zdecydowanie wolę kupować! Uwielbiam mieć wokół siebie książki, dbam o nie, układam, przekładam, czytam. Jako, że nie zarabiam, mogę polegać tylko i wyłącznie na rodzinie. Bliższej dalszej. Jednak choć mój tata od jakiegoś czasu patrzy na mnie jak na wariatkę, bez komentarzy kupuje mi nowe książki, czy półki. Prócz tego ostatnio wspierają mnie wydawnictwa. Choć jestem trochę za bardzo uparta i może za bardzo kapryśna, jakoś się dogadujemy:) Dziękuje im za to!
Jednak nie opuszczam mojej biblioteki. Zaglądam tam o wiele rzadziej, ale jestem. Jedyne co tam doprowadza mnie do szału, to stan niektórych książek. Ja rozumiem, że wiele osób je czytało, no ale w aż takim stanie. Płakać się chce!
 
7) Czy chcielibyście, aby w autobusach pojawiały się specjalne oznaczenia Ustąp miejsca czytającemu?
Choć nie jeżdżę z zasady autobusem, uważam, że czytelnicy nie są jakimiś kalekami, by im ustępować. Zdecydowane nie!

Poza tym, bardzo chciałam podzielić się z Wami, tym co sobie zakupiłam. Jednak mój aparat ma to gdzieś, komórka tym bardziej, dlatego malutki stosik będzie kiedy indziej.Powiem tyko, że znajduje się tam wyczekany "Cień wiatru". Jednak jest w wersji pocket. Coś czuję, że się nie powstrzymam i kupię sobie jeszcze taki "pełnowymiarowy". Nie, ja chyba na prawdę oszalałam!
Już uciekam, miłej niedzieli!

WYGRYWAJKA!

Witajcie,
ostatnio dwie wygrane w konkursach paczuszki mi przyszły i dlatego też chciałam Wam coś podarować. Do oddania mam dzięki uprzejmości pani Karoliny z IW Erica trzy egzemplarze książki "Crimen". By wziąć udział w losowaniu należy pod tym postem w komentarzu wpisać "zgłaszam się", proste, prawda?


Czas macie do 15 listopada, kiedy to minie równe pół roku od mojego pojawienia się w blogowo-książkowym świecie. Osoby chętne mogą powiadomić o wygrywajce na swoich blogach, jednak obowiązku nie ma.
Cóż, pozostaje mi życzyć Wam szczęścia!

A, oczywiście osoby, które nie mają bloga również mogą wziąc udział w konkursie. Wystarczy zostawic swojego maila:)

No, już uciekam. Ściskam Wszystkich;*

"Crimen" J.Hen


Choć Józef Hen jest znanym autorem,  nie miałam jeszcze okazji zetknięcia się z jego dziełami. „Crimen” miał pójść na pierwszy ogień.  Dlatego, gdy tylko paczka przyszła, zaraz zabrałam się za czytanie. Przerwałam dopiero dziś. Nie, nie przerwałam. Skończyłam, i to w pełni usatysfakcjonowana.

Tomasz Błudnicki wraca do domu po kilku latach służby u carycy Maryny. W rodzinnych stronach dowiaduje się, że jego ojciec nie żyje. Oficjalna wersja głosi, że szlachcic zginą śmiercią naturalną. Czy na pewno? Tomasz zaczyna śledztwo. Łatwo nie jest, bo w kraju gdzie rządzi bezprawie nie można liczyć na procedury, sąd. Zaczynają się rozmowy, ukryte znaczenia, domysły…

Pan Józef nie pozwolił nam się skupić na jednym wątku. Co prawda zabójstwo wysuwa się na pierwszy plan, jednak nie możemy zapomnieć o innych występkach polskiej szlachty, dziwnych zbójeckich powiązaniach, pięknych białogłowych, czy zwykłych ladacznicach. Poznajemy wiele osób o zróżnicowanych charakterach. Od seryjnych zabójców, na których prawo nie działa, po subtelnych chłopców nie przystosowanych do życia w tak brutalnym świecie. Każda z postaci jest godna uwagi, każda jest dopracowana perfekcyjnie.

Jednak moje serce podbiła Urszula. Chorążanka nie wstydząca się swojej inteligencji, bystra, mądra, realistka. Troszkę mnie dziwi, że mimo tego realizmu aż tak ją polubiłam. Przecież ja zawsze wybieram marzycieli, niepoprawnych bujających w chmurach. Więc, o co chodzi?! Zagadka tej książki…

Język stylizowany na XVII bardzo dobrze się tu wpasował. Choć spotkałam się z porównaniami do „Potopu” nie wiem, czy można je potwierdzić. Po prostu tej książki Sienkiewicza nie czytałam. Jednak miałam do czynienia z innymi i na ich podstawie mogę uspokoić: „Crimena” czyta się o niebo lepiej. Nie ma tego przytłoczenia, naprawdę niezrozumiałych słów, przydługich opisów, gubienia się między wątkami.

Mimo to „Crimen” to opasłe tomisko, którego przeczytanie zajmie nam trochę czasu. Jednak twarda okładka, przyjemna dla oka oprawa graficzna i ciekawa fabuła sprawią, że czas ten minie nam bardzo miło. Polecam na jesienne chłodne wieczory z herbatką przy kominku (względnie kaloryferze). „Crimen” nadaje się idealnie!

Baza recenzji Syndykatu ZwB

 "Crimen", Józef Hen, IW Erica, ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania dziękuję IW Erica

"Inne okręty" R.Pawlak


Amerykę odkrył Kolumb. Majów podbili Aztekowie. Azteków Cortes. Inków zaś Pizarro. Choć nie, przepraszam.  XVI wiek, Saran, stu europejczyków przeciwko wielotysięcznej indiańskiej armii. To jedno potknięcie, przewrócenie konia Pizarra. Klęska. Kilka lat później Indianie szykują się do wojny. Hiszpanie również. Miedzy tym kapitan Pedro de Manjarres i Aspary – Indianka dziwnie obeznana z językiem, nawiązująca kontakty z cudzoziemcami, jak jakiś… szpieg. W tle gubernator de Andagoya, ojciec San Lucar, generał Leszczyński. Łączy ich jedno: przygoda.

Główne postacie plus te epizodyczne i akcja nam się nawiązuje, powoli nabiera tępa, przyśpiesza… W końcu nie zauważamy nic poza dżunglą, kolejnymi planami gubernatora, indiańskimi wierzeniami… po prostu wsiąkamy. Choć  jakby spojrzeć na to ze strony technicznej, nie mamy szans. Jesteśmy skazani na znudzenie i myśli „Co? Znowu to samo?!”. Pan Romuald nie pokazuje nam nic nowego. Walka, przygody, a w tle miłość.  Miłość, która chce wepchnąć się na pierwszy plan i której w pewnym momencie się to udaje. 

Jedyne co odróżnia tę pozycje od innych czytadeł to miejsce akcji. Tu na wierzch wychodzi moja słabość – Ameryka Południowa. Amazonka, dżungla – nie umiem przejść obok tego obojętnie, dlatego z zapałem przewracałam kolejne kartki, pożerałam opisy, przed oczyma miałam obraz świątyń Inków, nadbrzeżne porty Hiszpanów. Autor zastosował również ciekawy zabieg literacki, historie kapitana de Manjarresa i gubernatora de Andagoya przedstawiane są oddzielnie, stykają się dopiero w połowie książki, choć wbrew wątpliwości powiązane są ze sobą już wcześniej. Między tym jest kilka wątków pobocznych m. in. Papieża Aleksandra czy kilku Polaków walczących o kawałek ziemi w Nowym Świecie, które ładnie uzupełniają całość powieści, dają uczucie pełności.

Jednak mimo tych zalet nie da się nie zauważyć braków w fabule, jej szablonowości. Mimo, że ciekawie napisana, powieść wiele traci. Postacie, choć całkiem dobrze zarysowane nie są w pełni przedstawione. Brakuje tego wejścia w głąb bohatera.

Książka jest zaliczana do fantasty. Jednak bardziej przypomina romans, dlatego nie radzę podchodzić do niej z nastawieniem na wampiry, magiczne moce, zaklęcia, klątwy. Raczej jako takiego „zapychacza”, czytadła dobrego na deszczowe dni.

Widziałam masę opinii, które twierdziły, że jest beznadziejna i może dlatego, że nie za dużo od niej wymagałam, nie zawiodłam się. Bo „Inne okręty” to nie jest jakaś ambitna powieść, tylko kilka godzin dobrej zabawy.

"Inne okręty", Romuald Pawlak, IW Erica, ocena: 3/6
Za książkę dziękuję IW Erica 

Książkowa niedziela, czyli koniec przerwy.


Witajcie,
Mery wróciła. Tydzień przerwy, urwanie głowy, mnożące się książki. Jednak już jest ok.Nadrobiłam recenzje na waszych blogach, zaczęłam pisac swoje i z uśmiechem wyglądam przez okno czekając listonosza.

Więc tak krążę, w swetrze, z ciepłą herbatą w kubku (ta cynamonowa jest pyszna!) między fotelem, łóżkiem i komputerem. Plan na dziś: "Crimen", jak na razie pyszniejszy od herbatki, "Rozważna i romantyczna", bo wyznaję zasadę, że Austen jest najlepsza na jesienne wieczory oraz Siesicka lub Musierowicz, na wywołanie uśmiechu. Ambitnie, lecz nie wiadomo, czy realnie. Zobaczymy.
Poza tym chodzą słuchy, że w moim miasteczku pojawi się Hanna Karll, a ja jeszcze nie czytałam nic tej pani, mimo pozytywnych recenzji wielu osób (szczególnie Ewy, która do książek wojenno-żydowskich umie mnie przekonac:)) Trzeba będzie poszukac...

A Wy? Co czytacie, robicie, oglądacie w leniwą niedzielę?
I ważne pytanie: jest ktoś kto z utęsknieniem wypatruje zimy? (prócz mnie)

Trzymajcie się ciepło,
Mery