Autor: Truman Capote
Wydawnictwo:Albatros
Rok wydania: 2010
Liczba stron:216
„Śniadanie u Tiffany’ego” – jedna z najbardziej znanych książek Trumana Capote. Do drzwi literatury światowej zapukała po premierze ekranizacji z cudowną Audrey Hepburn w roli głównej. Dzięki wspaniałej kreacji tej aktorki miliony zakochały się w postaci Holly Golightly i zapewne nie zapomną o niej jeszcze długo.
Sama nowelka, pierwowzór filmu jest mistrzowskim obrazem Ameryki z początku XX wieku, a jednocześnie wspaniałą opowieścią o poszukiwaniu samego siebie.
Jeśli chcielibyśmy powiedzieć coś o
fabule mówilibyśmy tylko o Holly. Jej wszelkie perypetie: zamieszanie w aferę
narkotykową, romanse z licznymi mężczyznami (zazwyczaj milionerami), nauka
portugalskiego, przyjęcia, gubienie kluczy to wszystko składa się na całkowity
obraz. Naiwny? Nudny?
Nic z tych rzeczy! Te zdarzenia, małe, większe, wciągają tylko jeszcze bardziej w świat tamtych ludzi, a dokładnie pewnej panienki i jej otoczenia.
Nic z tych rzeczy! Te zdarzenia, małe, większe, wciągają tylko jeszcze bardziej w świat tamtych ludzi, a dokładnie pewnej panienki i jej otoczenia.
Jednak nie przyglądając się głębi
nie zauważylibyśmy tego, co autor chciał nam ukazać, kogo miała symbolizować
postać Holly. Bo ta dama jest dość ciekawym osobnikiem. Słodka, miła, słowem
rozbrajająca, z drugiej strony pewna siebie, trochę rozwydrzona, straszna
bałaganiara. Czasem lekkomyślna, lecz inteligentna. Oszustka. Ale szczera.
Po bliższym przyjrzeniu zyskiwała,
człowiek zaczynał ją rozumieć, czuć nawet coś na kształt zrozumienia i litości.
Jednak tak po prostu nie da jej się opisać. Każdy sam powinien ją poznać i
ocenić:
Ona jest czy nie jest?
Słowem: Capote wymalował naprawdę ciekawy
portret psychologiczny, dodając szczyptę tego nowojorskiego temperamentu przyprawiając gamą innych postaci. Jednak na firmamencie najjaśniej błyszczy,
wykreowana wprost wyśmienicie, Ona.
Trudno jest pisać coś obiektywnego,
patrząc tylko na książkę, jeśli wcześniej miało się do czynienia z filmem.
Obraz Audrey bardzo wpływa na podświadomość i potem nie zostaje już nic innego,
tylko przypominanie sobie i łączenie scen z dużego ekranu ze światem
przedstawionym przez autora.
Czy polecam? Szczerze mówiąc nie
wiem. Czytając tę książkę przed oczyma miałam tylko film. Sama nowelka była
dodatkiem. Może gdybym czytała ją przed obejrzeniem filmu wszystko wydawało by
się jaśniejsze? Wiedziałabym co Wam powiedzieć? Na razie jestem pewna jednego,
mi podobała się bardzo i pozycja trafiła na listę ulubionych.
Nie oglądałam filmu, więc myślę, że śmiało mogę sięgnąć po książkę;) Zwłaszcza, że "Z zimną krwią" zrobiło na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do wzięcia udziału w moim konkursie :)
Nie lubię czytać książek, kiedy obejrzałam już film na ich podstawie i oglądać film, kiedy przeczytałam już książkę. W tym wypadku chyba jednak zdecyduję się na film, choć jeśli książka pierwsza trafi mi w ręce - nie odmówię ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę! I oczywiście obejrzeć jej szeroko znaną ekranizację :)
OdpowiedzUsuń"Śniadanie u Tiffany'ego" kocham, ubóstwiam i w ogóle wszystko, co najlepsze, ale jeśli chodzi o... film. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać książki, ale myślę, że niedługo się to zmieni :)
OdpowiedzUsuńJa jestem rozczarowana tą pozycją. Wszyscy zachwycają się filmem, a ja po przeczytaniu noweli, nie mam ochoty go oglądać...
OdpowiedzUsuńNie dla mnie książka ani film. ;x
OdpowiedzUsuńfilmu nadal nie widziałam (w całości, bo urywki migały mi przed oczami), dlatego gdyby trafiła się okazja na książkę, pewnie bym nie odmówiła.
OdpowiedzUsuńWidzę, dziś klasyka u Ciebie zagościła. I słusznie. :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam i się z tego powodu bardzo cieszę, bo najpierw sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńJa czytałam, ale nie oglądałam filmu. Uwielbiam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńA ja wiele się nasłuchałam i o filmie i o książce, ale jakoś nie miałam okazji spotkania ani z jednym ani z drugim. Muszę zmienić ten stan rzeczy :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałam, ale na pewno to nadrobię :) Co do nowelki, to od dawna chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Uwielbiam "Śniadanie u Tiffany'ego". Książę czytałam kilka lat temu, a film nie dawno widziałam na TVP Kultura i jestem oczarowana rolą Audrey Hepburn. Myślę, że ona, jak nikt inny nadaje się do roli Holly. Fajnie, że przypomniałaś o tej książce:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem fanką filmu z Audrey, ale jeszcze nie sięgnęłam po tę książkę...
OdpowiedzUsuńNie oglądałam jeszcze filmu. I zawsze chciałam przeczytać tę książkę. I chyba sięgnę po nia w najbliższej przyszłości. Dzięki Tobie sobie o niej przypomniałam:)
OdpowiedzUsuńOglądałam film nie czytając książki.Znakomita Audrey Hepburn, którą lubiłam oglądać w każdej roli jaka zgrała. Podobnie się ma z jego książką "Z zimną krwią" - też oglądałam film - tylko. Może pomyślę o zapoznaniu się z jego pisarstwem
OdpowiedzUsuń.
Moim zdaniem zarówno książka jak i film są bardzo dobre, ale nie mają ze sobą prawie nic wspólnego. Ciężko nawet powiedzieć, że postacie są te same, bo raczej mają tylko te same imiona i nazwiska. Są podobieństwa w fabule, ale nie w psychologii i kreacji postaci, zresztą sama Audrey przyznała, że nie pasowała do roli ekstrawaganckiej Holly Golightly takiej, jaka była ona w książce. Ale sama nie umiałabym powiedzieć, co było lepsze bo i film i opowiadanie czarują na swój sposób ;)
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałabym coś psychologicznego :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie czytałam książki i nie oglądałam filmu. Muszę to koniecznie nadrobić:)
OdpowiedzUsuńfilm oczywiście widziałam
OdpowiedzUsuńale po książkę raczej nie sięgnę...
Dla tego ja właśnie wolę najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć film. Ekranizacji tej powieści nie oglądałam, ale mam zamiar się za niego wziąć.
OdpowiedzUsuńNa razie jakoś nie mam ochoty ani na książkę, ani na film :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że książka istnieje, ale nigdy na nią nie natrafiłam. Jednak film należy do moich ulubionych . Mogłabym oglądać go całymi dniami, a i tak by mi się nie znudził.
OdpowiedzUsuńKurczę, nie wiedziałam, że film powstał na podstawie książki! Teraz i ja chcę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńFilm uwielbiam, Audrey jest nieziemska! Na książę także już rozpoczęłam polowanie :)
OdpowiedzUsuńHaha, było mówić, bym Ci pożyczyła.
UsuńPoza tym, widzę, znów zmiana avatarka?
Nie czytałam, nie oglądałam. Ale może...?
OdpowiedzUsuńFilm i książka świetne. Mało mają wspólnego, mimo to chętnie powracam do obu ;)
OdpowiedzUsuńNiestety też najpierw obejrzałam film, więc już mi nie po drodze z książką. Rola Hepburn zdominowała postać Holly, więc w tym przypadku nie mam zamiaru czytać dzieła Capote'a.
OdpowiedzUsuńNie widziałam filmu, najpierw muszę przeczytać książkę
OdpowiedzUsuńFilm o wiele lepszy od książki. :)
OdpowiedzUsuńJako mól książkowy postaram się najpierw sięgnąć po książkę, dopiero później zajmę się filmem.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji ani oglądać filmu ani czytać książki, ale zamierzać poznać historię ,,Śniadania u Tiffany'ego'', bo dużo osób ją zachwala, że jest warta uwagi.Zobaczymy, jak będzie w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńJa mimo wszystko chcę przeczytać, dopiero potem zabiorę się za film ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać tę książkę, ale wciąż zwlekam, bo film znam na pamięć i właśnie się boję, żeby się potem nie sugerować cały czas filmem podczas lektury czy później recenzowania. Chyba jeszcze poczekam...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy nie lepiej byłoby zacząć najpierw od filmu, bo ostatnio byłem w kinie na "Igrzyskach śmierci" i film kompletnie mnie znudził, po tym jak przeczytałem książkę.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, raczej nie mam ochoty na czytanie tej książki ;)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że najpierw obejrzałam film. Tak czy owak, książkę mam w planach.
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałam, książki nie czytałam, co za paranoja. Koniecznie muszę się wziąć za historię w wersji tej i tej.
OdpowiedzUsuńPorównując film i książkę nasuwa mi się jedno: otóż, film był bardzo romantyczny, a książka odziera Holly z romantyzmu. Właściwie, to zabawne, co napisałam, przecież najpierw była książka, he he;)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się ta książka podobała. Film jest co prawda całkiem inny (mimo, że oparty o książkę), co sprawia tylko, że książka wydaje mi się bardziej autentyczna. Na pewno sięgnę po inne dzieła tego autora :)
OdpowiedzUsuńJakoś do mnie nie przemawia. O ile wyjątkowo podobał mi się film, o tyle książka okropnie mnie nudziła.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, na recenzję "Gry o Tron" Georga Martina! http://parfois-je-vois.blogspot.com
Film był cudowny, teraz pora sięgnąć po książkę. :)
OdpowiedzUsuń