Cieszę się ("Gwiazd naszych wina"J.Green)

Cieszę się jak małe dziecko. Cieszę się, że „Gwiazd naszych wina” po prostu jest, że zdobyła takie uznanie w świecie (a co za tym idzie, coraz więcej osób się o niej dowiaduje), że każdy ma możliwość po nią sięgnąć.  Tak, to infantylne. Po lekturze takiej książki człowiek jednak nie może odczuwać niczego innego. No, jeszcze wzruszenie. Ale tutaj jestem z czytelniczego kamienia.

Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat. Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany.

Zacznijmy jednak od wyjaśnienia sobie pewnej rzeczy: to nie jest książka o raku. Rak jest skutkiem ubocznym tej książki, nie jest jej sensem. Nie jest to również dzieło ponadczasowe, jednak ważne dla pokolenia nastolatków.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem zauroczona głównym bohaterem współczesnej  książki młodzieżowej. Nie wiem dlaczego wszyscy autorzy wyobrażają sobie typowych nastolatków jako pustych, plastikowych konsumentów? Dla mnie większość z nich (zapewne i ja sama…) to drzewa kompletnie zagubione w tym bałaganie. Niektóre rozpaczliwie szukają samych siebie, inne sensu tej drogi, którą każdy z nas musi pokonać, kolejne próbujące wypełnić niewytłumaczalną pustkę. Augustus jest pewny siebie, atrakcyjny (pomijając to, że nie ma jednej nogi) i plotący o rzeczach metafizycznych w tak nastolastowski sposób, że każdy od 14 do 19 roku życia poczuje się z nim w jakiś sposób związany.
Razem z Hazel ma jednak nad większością czytelników przewagę. Ma swoją chorobę, która zmusiła go do wcześniejszego dorośnięcia. Może nie w tak dosłowny sposób jak u Schmitta, jednak w o wiele bardziej naturalny,  przekonywujący. Jakby zza postaci wyłaniał się nam sam autor, który również kiedyś był nastolatkiem, a teraz patrzy na te wszystkie pytania z lub bez odpowiedzi z perspektywy czasu. Lubię pana za to, panie Green.

Sama historia ot taka, wiadomo było, że gdzieś ktoś musi umrzeć, że gdzieś trzeba będzie płakać.  Wiadomo również, że będzie o miłości, że nie aż tak schematycznie, bo w młodzieżówkach schematycznie być nie może. Ta część udana bardzo, dla bardziej płaczących do płakania.
Jednak mnie w tym momencie urzekła raczej empatia bijąca od całej książki. Dobre dialogi można spotkać często, przekazać wszystko w dobry, ciepły sposób – trudna sztuka.

Powiedziałam na samym początku, że to nie jest książka o raku. Jednak gdyby się uprzeć – owszem jest. Podobnie jak jest w tej książce i punkt kulminacyjny i jako taka, bardziej zaznaczona puenta.  Jednak zarówno rak jak i punkt kulminacyjny oraz puenta nie jest tutaj najważniejsza. Ważniejsze by wyłapać puenty ciche, przemijające i powtarzające się w kilku miejscach tej książki. Puenty wypowiedzi bohaterów a nie puentę  fabularną. Podobnie jest z rakiem. Bez niego nie byłoby tej książki, jednak jego skutki, skutki życia jako takiego są tu najważniejsze. Nie sama choroba.

Tak dużo jest jeszcze do odkrycia w tej książce, tak dużo radości z odkrywania. Jednak to już normalne, że dla każdego co innego do odkrycia czeka. Zafon miał rację z tym lustrem.  W każdym razie, cieszę się, że taka książka wreszcie jest.  

"Gwiazd naszych wina" J.Green, wyd.Bukowy Las, 2013, tł.M.Białoń-Chalecka

65 komentarzy:

  1. Bloggerkom się podoba, ludziom z LC się podoba, Tobie się podoba. Wszystkim się podoba, no! Nie lubię Was. Jestem wredna, zazdrosna i Was nie lubię, Ludzie Okropni. Ja mam pusty portfel! Skarbonkę też!
    Idę spać, bo głupieję. Może mi się ta historia przyśni, oszczędnie będzie. I ja będę zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci się przyśni, to szybko zapomnisz. Bez sensu. Lepiej poczekać na coś w stylu urodzin, zakupów biblioteki. Bo warto. Chociaż dla Ciebie nie obowiązkowo:D

      Usuń
    2. Niektóre sny pamiętam do dzisiaj po kilku latach, więc niekoniecznie :D
      A czemu dla mnie nieobowiązkowo? Jakoś ostatnio nie mogę Cię zrozumieć :p Ja się nie nadaję do tej książki czy jak?

      PS Mail będzie kiedyyyyś. Dzisiaj muszę wysłać esej (a jeszcze muszę duuuużo dopisać). Trzymaj kciuki, proszę!

      Usuń
    3. Tak samo, jak nie byłaby to obowiązkowa książka dla, na przykład, mojej Mamy. Spodobałaby jej się (chociaż Tobie bardziej), jednak nie musisz czytać jej natentychmiast jak Lewisa (mówiłam Ci, że zaczęłam "Listy"? W Wielkanoc!). Po prostu wyczuwam to, wiem. Lektury dobiera się przecież indywidualnie. Czuję, że dla Ciebie też "Gwiazd naszych wina" nie byłaby tak ważna jak "Władca" czy "Dopóki mamy twarze". Chociaż spodobałaby Ci się bardzo. (na czuja wiem też, że jest lepsza niż błękitna sukienka;))

      PS. Trzymam, trzymam:)

      Usuń
    4. Zaczęłaś? Cudnie! Genialne, prawda? Robią wrażenie, oszałamiają, wbijają w fotel? Na pewno, na pewno.
      Możliwe, chyba masz rację. Ciekawe czy "Gwiazd naszych wina" to coś w stylu "Białej jak mleko...". Bo tematyka chyba zbliżona, prawda? I "Biała jak mleko..." była bardzo fajna. Ale ważna nie jest.

      A tak w temacie Lewisa: zatęskniłam za nim ostatnio. Tak strasznie. I podczytuję sobie go codziennie. Do eseju się przyda ( końcu on ich dużo pisał, a ja przez chwilę mogę poudawać Lewisa, haha. Jeszcze przydałaby się jego lekkość, mądrość, erudycja i umiejętność dobierania słów). W ogóle chciałam go wpakować do mojego eseju, po części by pasował. Szkoda tylko, że był anglikaninem i go świętym nie ogłosili (bo esej o świętości). Ale z drugiej strony ja jestem prawie pewna, że on jest święty. Tyle ludzi się dzięki niemu nawróciło!

      Usuń
    5. Wbijają, wbijają w fotel. A ile już pozaznaczanych uwag. Każda strona podkreślona. No szkoda, szkoda z tą świętością, chociaż człowiek wspaniały. Też go sobie podczytuję. Nie codziennie, ale często.

      Nie wiem, czy jak "Biała..." bo jeszcze nie czytałam. Ale chyba lepsza. Bo chociaż młodzieżowa, to ważna jest. Nie tak bardzo ważna, ale ważna. Wiadomo o co chodzi:) Będzie się o niej pamiętać...

      Usuń
    6. Mój egzemplarz jest czyściutki. Głównie dlatego, że teoretycznie jest on własnością W, a on jest jeszcze większym książkowym pedantem niż ja (praktycznie książka jest moja, leży u mnie, kurzy się u mnie, kartkowana jest przeze mnie i uwielbiana jest przeze mnie).

      "Biała..." lekko zahacza o tematy filozoficzno - religijne, co mi się podobało. I jest napisana bardzo ładnym językiem. I jest kilka bardzo dobrych cytatów. Lubię ją, choć gdzieś ją teraz zepchałam na dalszy plan. Odświeżę ją sobie niedługo.

      PS Napisałam, napisałam! Uff. Mery może być ze mnie dumna, bez względu na poziom tekstu. Ważne, że jest.

      Usuń
    7. Mój egzemplarz jest popodkreślany i pozakreślany. Głównie dlatego, że praktycznie i teoretycznie jest moją własnością, a ja się przyjaźnię z książkami).

      Taaak, a ja zacznę ją wreszcie czytać. Tyyyle mam do czytania, ale jak czytam, to mam wyrzuty, że się nie uczę, więc zaczynam się uczyć, ale się zniechęcam i też przestaję, więc w ogóle nic nie robię.

      PS. To zdecydowanie jestem dumna. A dasz przeczytać?

      Usuń
    8. I nie mogę jakoś przesunąć tej rameczki, więc PS musi być na początku :D
      PS Dam przeczytać. Tylko nie możesz się śmiać!

      I dziasiaj policzyłam, ile książek zostawiłam na maj. Sporo tego wyszło...

      Klasyczny, uczniowski mechanizm. Też tak mam. Tylko u mnie jest raczej tak: Hmm, może się pouczę...? Dobra, na pierwszy rzut biologia. Nie, mam na jutro jeszcze PP, historię, chemię i niemiecki! To może jednak poczytam tę chemię? A jak mnie z niemieckiego zapyta? Jejku, poczytałabym jakąś normalną książkę. Tylko którą? (Kinga stoi pół godziny przed półką i myśli). Nie nie mogę czytać, muszę się uczyć. Ale najpierw sprawdzę pocztę. I bloggera. No, i facebooka przy okazji. I jeszcze LC. A jak mam już włączony komputer, to sobie coś ładnego puszczę... O kurczę, już 23, ja nic nie zrobiłam! (Panika).

      Usuń
    9. Nie wiem, o jaką rameczkę ci chodzi (z telefonu piszesz?), ale dobrze, nie będę się śmiała.

      Ja nie mam pojęcia, ile mam książek na maj. Saga rodu F. do zaczęcia w maju, te dwie od znaku, "Ruth", "Portret pani C", "Kwatera Bożych Pomyleńców"... Za dużo by wymieniać.

      Ja też, ja też tak mam! Aktualnie przyszłam sprawdzać bilety, a wyszło jak wyszło...

      Usuń
  2. Czytałam i uwielbiam tę książkę. Spłakałam się jak dziecko przy lekturze, choć do dziecka mi daleko. Dawno tak bardzo nie wzruszyła mnie książka, którą dane mi było czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, przyznaję, nie za bardzo rozumiem, gdzie można przy tej książce płakać. Ja przy niej płakałam, ale nie przez historię Gusa i Hazel tylko swoją (i nie widziałam wtedy co czytam, więc raczej się nie liczy).
      Ale każdy odbiera tę książkę inaczej. To jest piękne.

      Usuń
  3. Jak Mery chwlai, to musi być coś. Coś, co trzeba czym prędzej kupić tym bardziej, że chciało się już to zrobić wcześniej. Tylko jeszcze trzeba znaleźć na to pieniądze, ale jak widać na taką książkę warto je wydać. I Meg (lub jak wolisz Black) się cieszy, że wreszcie mogła przeczytać Twoją recenzję tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musi być, musi. Nawet ja się sobie dziwię, że aż tak (i w takich aspektach!) urzekła mnie ta książka. Bestseller, w dodatku młodzieżówka! Przecież ja normalnie mam problem z trawieniem takich pozycji!
      I cieszę się, że Black (taaaak, zdecydowanie wole twój stary nick, przyzwyczajenie) się cieszy. I Black zdecydowanie powinna przeczytać!

      Usuń
  4. Mam ją od jakiegoś czasu już na półce i teraz, po tym co napisałaś mam na nią jeszcze większą ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irenko, ty mi tutaj nie ochotuj, tylko czytaj. Na pewno Ci się spodoba. Zobaczysz, będzie jak z "Alibi...":D

      Usuń
  5. Mam ją d niedawna na półce i póki co, jeszcze trochę tam zostanie. Jednak po takiej recenzji nie mogę jej od tak omijać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nie mam jej na półce, ale to tylko kwestia czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahh, uwielbiam ją! <3 Ta książka jest po prostu wspaniała, kiedy ją skończyłam nie mogłam znaleźć dla siebie po prostu miejsca, więc przeczytałam ją ponownie ;)) I świetna recenzja, zgadzam się z nią w zupełności! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, właśnie czytam ją jeszcze raz...:)

      Usuń
  8. Jeszcze jej nie czytałam, ale po takiej zachęcającej recenzji muszę po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś pierwszą osobą, która naprawdę zachęciła mnie do tej książki. Dziękuję!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatriz, jestem zaszczycona. I cieszę się. Znowu się cieszę. Tym razem, że to Ty będziesz mogła odkryć tę historię:)

      Usuń
  10. Wszyscy chwalą to i ja pochwalę, choć jej nie czytałam. Mam na nią ochotę, ale jest teraz takie BUM na nią i mnie odrzuca. Jak ucichnie to przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antyśka, dobrze, przyznaję, pierwszego zdania nie rozumiem. Sarkazm? Niestety, nie widać tutaj waszej mimiki, więc po prostu pominę pierwsze zdanie.

      Co do bumu, no jest, no wszyscy chwalą (podobnież, ja czytałam ze trzy recenzje), jednak przekonała mnie do tej książki eM. Jeszcze przed bumem. Więc wcale tej książki nie traktuję jak bestsellera. Ale wiadomo, każdy do tego podchodzi inaczej...

      Usuń
  11. Nie chciałam jej czytać, ponieważ z nią jest podobnie jak z "Wybranymi", wszędzie widzę recenzje tej książki. Trochę mnie to męczy, ale nadszedł twój post, który trafił w samo sedno. Książka musi znaleźć się na mojej półce. Wiem, że jak Mery coś się spodoba to mi również:) Nie wiem tylko co kupić w pierwszej kolejności "Jane Eyre" czy "Gwiazdę naszych win". Ciężki wybór. Dochodzi do tego jeszcze "Wyznaję" Cambre. Czas zbierać kasę, bo po egzaminach biorę się za czytanie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widzę, że podejście mamy podobne. Od "Wybranych" stronię jak mogę, chociaż naszej Black się podobało. "Gwiazd naszych winę" przeczytałam przede wszystkim z tego powodu (co pisałam w poprzednim komentarzu), że jeszcze zanim wszyscy zaczęli ją chwalić, czytałam recenzję eM. Recenzję książki kompletnie nieznanej (tutaj: http://empoleca.blogspot.com/2012/07/john-green-fault-in-our-stars.html). I chociaż odebrałam ją inaczej niż eM, jestem jej teraz strasznie wdzięczna za to, że napisała o niej, że zdecydowałam się ją przeczytać.
      Jednak w pierwszej kolejności kupuj "Jane Eyre", bo to jest arcydzieło. A "Gwiazd naszych wina" jest ważna, dla niektórych bardzo.
      Ciekawa jestem, jak przypadnie Ci do gustu "Wyznaję". Ja jestem trochę sceptycznie nastawiona. Zobaczymy jak to się jeszcze z tą książką potoczy...

      Usuń
    2. Miałam napisać komentarz, że czytałam i to przed bumem, ale zauważyłam, że mówiono o mnie i że nie muszę mówić, jak bardzo mi się ta książka podobała.

      Cieszę się, że spowodowałam, że przekonałaś się i spróbowałaś "Gwiazd naszych wina" :D

      Usuń
    3. Taaak, ubiegłam Cię. I dziękuję, dziękuję strasznie (a z Twojego postu o ekranizacji Gwiazd naszych wina nic nie zrozumiałam... Nawet nie jestem do końca pewna, czy to tak na serio)

      Usuń
    4. Zdarza się, że chaotycznie piszę, zwłaszcza pod wpływem emocji. ;)

      W skrócie: będą robić ekranizację.
      Główna rola obsadzona, Hazel Grace będzie grała Shailene Woodley (czy jak jej tam), która ku mojemu zdumieniu już ma główną rolę w innej znanej ekranizacji książki młodzieżowej.

      Nie ma 100% pewności, że będzie ekranizacja, ale już John Green na vlogbrothers się chwalił i mówił, że Shailene wysyłała do niego listy zanim została wybrana do obsady.

      Jaaaaśnieeeej? :D

      Usuń
    5. Taaaaaaaaaaaaaak!:D
      I teraz wszystko wiadomo, dobrze jest mieć taką eM ;)

      Usuń
    6. Ufff.
      Cieszę się!
      I miło mi

      A na przyszłość, to poproszę informację w komentarzu, że coś napisałam tak, że się zrozumieć nie da!
      :D

      Usuń
    7. Eeeej! Nie pokazało, że ukłon zrobiłam!
      *kłania się* <- (ukłon, tak na wszelki ywpadek, gdyby znowu komentarze z eM nie współpracowały)

      Polecam się na przyszłość ;)

      Usuń
    8. Jasne, Mery pamięta i będzie się stosować i pisać:D

      Usuń
  12. Chyba udało Ci się mnie przekonać :)
    Kiedy na blogach pojawiały się pierwsze recenzje tej książki podchodziłam do nich dość sceptycznie. Wiadomo jak to jest, kiedy pojawia się w księgarniach nowa książka to na blogach również posypują się jej recenzje. Myślałam sobie, że trochę poczekam. Wszystko przycichnie, a wtedy ja udam się do Empiku i książka zagości na mojej półce. A teraz, przez Ciebie, cały proces bardzo się przyśpieszy! :) Będę musiała w najbliższych dniach zakupić "Gwiazd naszych wina". A komu, jak komu, ale Tobie mogę zaufać w sprawach książkowych :)
    Dobrze, że trafiałam na Twoją recenzję. Dzięki niej szybciej poznam tę zachwalaną historię. :)

    P.S. Przyjrzałam się dokładniej dyskusji na nakanapie.pl. Rzeczywiście kłótnia zrobiła się bardzo poważna. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego ma miejsce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, wiadomo, chyba większość bloggerów tak ma. Ja kupiłam ją sobie chwilę przed naszym spotkaniem i zdecydowanie nie żałuję. I dziękuję za taką ufność we mnie pokładaną, czasem aż się boję. Chociaż ta książka nie mogłaby Ci się nie spodobać:-)

      PS.W ogóle wątek współpracy na kanapie to jest coś. Chociaż, nie udawajmy, blogosfera święta nie jest...

      Usuń
    2. Widziałam na spotkaniu tę książkę u Ciebie. Od tamtego momentu byłam ciekawa Twojej opinii :) Jak tylko się pojawiła w księgarniach czułam, że mi się spodoba. Mam nadzieję, że masz co do tego rację. Niestety na razie nie będę mogła jej przeczytać... Za dużo książek czeka na półce:) Zaczęłam niedawno "Władcę pierścieni" oraz "Ruth". I jeszcze dzisiaj zamówiłam Larssona, a Lewis jest już w drodze do mnie. Muszę jeszcze znaleźć czas na naukę... Jednak znając siebie i tak pójdę gdzieś na tygodniu po szkole do Empiku:)
      Blogosfera święta nie jest, ale nie spodziewałam się, że można być aż tak nieuczciwym! Przed własnym sumieniem! Ja bym tak nie potrafiła...

      Usuń
    3. Aaaaa, Larsson, Larsson! Bardzo lubię Larssona, mam nadzieję, że i Tobie on przypadnie do gustu. Poza tym, jakie Ty książki czytasz! Wspaniałe!
      A co najgorsze, to nie jest tylko jeden przypadek... Ale to wszystko zależy już od prowadzącego bloga. Jak w życiu.

      PS.Widziałaś, że zmienili datę Targów?

      Usuń
    4. Ja właśnie nie znam jeszcze Larssona, a że wszyscy go tak zachwalają, więc chciałabym go przeczytać. Kryminały bardzo lubię, więc myślę że mi się spodoba. Trafiłam na Allegro na dosyć korzystną ofertę. Nowa trylogia kosztowała tam 58zł, natomiast w Empiku aż 90 (!). Udało mi się trochę zaoszczędzić (będzie akurat na "Gwiazd naszych wina") :)
      Chodzi Ci o datę 16-19 maja? Szczerze mówiąc jak patrzyłam wcześniej na stronę targów to jakoś nie zwracałam szczególnej uwagi na datę. Dopiero niedawno zaczęłam się bardziej interesować terminem targów, więc jak weszłam na ich stronę to zobaczyłam datę 16-19. Nie wiedziałam, że to jest zmiana. Nie znam nawet wcześniejszego terminu :) W każdym bądź razie ja już się nie mogę doczekać:)

      Usuń
    5. Larsson to taki porządny kryminał. Wątek obyczajowy jest i w ogóle wszystko rozwinięte ładnie...
      Ja byłam nastawiona na termin 9-12 maja, w ogóle jeszcze gdy się spotkałyśmy w Lublinie była rozmowa o tej dacie... Ale też dużej różnicy mi nie robi... Ważne, że są, i to w dodatku niedługo!

      Usuń
  13. Chciałabym przeczytać, tyle pozytywnych recenzji i w ogóle... Zapewne jednak dorwę tę książkę za wiele miesięcy, ale chociaż szum medialny ucichnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno plus, chociaż to zależy od podejścia, można się odciąć i po prostu przeżyć tę książkę.

      Usuń
  14. Im więcej recenzji na temat tej książki czytam tym bardziej żałuję, że nie skusiłam się na nią, gdy była ku temu dogodna okazja...ale...co się odwlecze to... :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hm.. Nie wiem co mam sądzić o tej książce. Czytałam już kilka o podobnej tematyce (nie powiem, podobały mi się), ale czy to nie będzie jednak to samo? Aczkolwiek chyba nie. Po raz kolejny czytam dobrą recenzję tej lektury i chyba będę zmuszona ją przeczytać. :)

    Ps. Zapraszam serdecznie do siebie. Jestem początkująca i próbuję jakoś rozpowszechnić tego bloga. :P

    http://kto-czyta-ksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pytaniem odsyłam do przedostatniego akapitu. Poza tym, troszkę to porównanie Ci nie wyszło. Tak samo można powiedzieć, że wszystkie książki o Holocauście są takie same.

      PS. Dziękuję za zaproszenie. Postaram się w wolnym czasie zajrzeć.

      Usuń
  16. Wiesz, że książkę uwielbiam i bardzo się cieszę, że Tobie też przypadła do gustu.
    Nominowałam Cię do Liebster Award. Wiem, że nie lubisz tego typu zabaw, ale może tym razem się skusisz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem.
      I dziękuję za nominację, ukazał się już (trochę schowany) post: podstrona "łańcuszki" i tam ostatni obrazek:)

      Usuń
  17. Chyba nie trafia to zupełnie w mój gust, ale przyznam że opinie są niezwykle pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy od gustu. Chociaż książka moim zdaniem "uniwersalna";)

      Usuń
  18. Och jak ja marzę o tej książce !

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja się cieszę, że Ci się "Gwiazd naszych wina" podobało. Naprawdę cudowna książka. Dużo daje do myślenia i tak myślę, że właśnie z tego powodu ta książka jest dla mnie w pewien sposób ważna, bo coś sobie uświadomiłam i to coś sporo mi dało. I sobie tak odliczam do czerwca i premiery "Papierowych miast", bo bardzo ciekawa jestem innych książek Greena.
    Aż się w sumie cieszę, że zrecenzowałaś (właśnie, wspaniała recenzja!) coś, co już czytałam, bo co nie napiszesz, to ja na tę książkę mam od razu ochotę. Co prawda mam na półce ileś tam książek do przeczytania, ale co chwila siedzę w księgarniach internetowych i czyham na nowe, które tak bardzo, bardzo pragnę mieć u siebie, a funduszy brak... Tak sobie wypatruję "McDusi", bo jeszcze nie czytałam, a niedawno mi "faza" na Jeżycjadę wróciła (swoją drogą, wyczekiwać książki z niecierpliwością przez dwa lata, a jak przyjdzie co do czego to tę premierę przegapić...) i się bardzo z tego cieszę. I jeszcze takie promocje w Merlinie są, że się chyba na coś skuszę. Tak sobie myślałam właśnie o "Ruth", polecasz?
    Chyba się trochę za bardzo rozpisałam, no ale nic. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czekam na "Papierowe miasta", chociaż na razie jeszcze żyję "Gwiazd naszych winą". No i jestem strasznie ciekawa innych książek pana Greena. Coś mi się wydaje, że właśnie takiego autora brakowało na rynku książek młodzieżowych.
      To się bardzo cieszę (i dziękuję za tak miłe słowa!) i mam nadzieję, że jeśli tylko będziesz miała okazję przeczytać książki przeze mnie polecane, Ciebie urzekną tak samo.
      A "McDusię" kupuj, czytaj, wypożyczaj. Co prawda, wiele osób ma do niej zastrzeżenia, ale mi bardzo się podobała. W ogóle cała Jeżycjada mi się bardzo podobała.
      Ja "Ruth" praktycznie kończę, chociaż teraz akcja nabiera jeszcze większych rumieńców, i jestem zdecydowanie na tak. Pani pastorowa stanęła na wysokości zadania (chociaż oczywiście swej przyjaciółce nie dorównała, ale na co ja liczyłam? i tak jest pięknie!), ale tutaj gusta są różne. Czasem czytałam takie recenzje, że włos się na głowie jeżył... Ja bym powiedziała tak: jeśli lubisz literaturę wiktoriańskiej Anglii (z naciskiem na Charlottę) to kupuj. Spodoba Ci się:)
      I dziękuję za tak miły komentarz. Również pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Mi się chyba u Greena spodobało to, że nie stara się spłycać nastolatków na siłę, ale ludzi, którzy mają jakieś przemyślenia, wątpliwości, nie wiem za bardzo jak to ująć, ale chodzi mi tu szczególnie o rozważania Gusa. Właśnie, szkoda tylko, że takich autorów i takich książek jest tak mało...
      Kiedy pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga i przeczytałam recenzję "Przeminęło z wiatrem" to zwariowałam kompletnie, od razu zamówiłam, przeczytałam w dwa dni (zawalając jednocześnie sprawdzian z matmy, ale co tam!), zaryczałam się na śmierć, wyłam z zachwytu, przeżywałam cały weekend, mimo, że skończyłam czytać w czwartek. A po obejrzeniu filmu zaczęła się moja fascynacja Vivien Leigh i tak zwanym "old Hollywood". Pozostaje mi chyba tylko podziękować. :)
      Jeżycjada owszem, psuje się od "Języka Trolli", a może i od wcześniejszych tomów, ale ja jakoś tego nie odczuwam. Także sądzę, że i "McDusia" mi się spodoba. Co prawda będę musiała chyba zainwestować(mam jedną całkiem dobrze wyposażoną bibliotekę w mieście, niestety trzymam książkę od trzech lat, więc unikam jej jak ognia :D). Ale i tak zamierzam powoli kolekcjonować Jeżycjadę, bo na półce tylko dwie części mam.
      Wiktoriańską Anglię lubię, nawet bardzo, właściwie to kocham. I jak pomyślę, że niedługo tę Anglię (co prawda nie wiktoriańską) zobaczę, to aż nie mogę uwierzyć. No i się chyba za tę "Ruth" w końcu zabiorę, bo nie dość, że same pozytywne recenzje to i fabuła wydaje się całkiem interesująca. Właśnie, Charlotta! A "Jane Eyre" nadal na półce czeka...

      Usuń
    3. Aaaa! To mamy identyczne podejście co do Gusa! Ale się cieszę!

      Nie żartujesz z tym "Przeminęło z wiatrem"? Bo ja aż nie mogę uwierzyć. Jedna z notek, których nie lubię. W ogóle myślałam ostatnio, żeby jeszcze raz napisać o tej cudownej książce na jakimś poziomie... Ale cieszę się przeogromnie, że poznałaś tę książkę i też się tak zakochałaś. Klasyk, ukochany, wspaniały... Najlepszy!

      Kolekcjonowanie Jezycjady wciąga jak nie wiem co. Ja też już prawie finiszuję, dwóch tomów mi brakuje, a wraca się do tego tak często... Coś wspaniałego.

      Tej Anglii strasznie Ci zazdroszczę. Jedno z moich marzeń (chociaż najpierw na oku mam troszkę inne państwa). Nie tylko Londyn, ale i Bath i plebania sióstr Bronte. Jeszcze przed wyjazdem przeczytaj JE i coś Dickensa. Wtedy będzie się czuło ten klimat...

      Ech, po takich komentarzach mam jeszcze większą nadzieję, że spotkamy się na tych targach... W ogóle, mogłabyś mi podrzucić swojego maila? Albo odezwałabyś się na mój: pudelko-czekoladek@wp.pl?

      :)

      Usuń
    4. Nie żartuję! Absolutnie się zgadzam, chociaż przyznaję - wcześniej myślałam o "Przeminęło..." jako romansie, klasycznym, owszem, ale jednak romansie i tak jakoś mnie odrzucało... A po przeczytaniu się samej sobie dziwię.
      O tak, do Jeżycjady się wraca i to jest jedna z tych książek - w tym przypadku serii - które się nie starzeją. U mnie się zaczęło dość nietypowo, bo mama swego czasu podsunęła mi "Żabę", a potem poleciałam do biblioteki i wszystkie osiemnaście części połknęłam wręcz. :)
      O, jakie? Ja się cieszę niewyobrażalnie, Anglia to takie moje marzenie od dzieciństwa. Właśnie, mi się marzy jeszcze "Na plebanii w Haworth", ale nigdzie znaleźć nie mogę. "(...) ten klimat.", z miejsca o wrzosowiskach pomyślałam. :D
      Jej, jak miło, ja również! Już się nie mogę maja doczekać.
      cyanidesuicide@vp.pl, pisz śmiało! :)

      Usuń
    5. Jak czytałam kiedyś, każdy porządny Amerykanin oburzyłby się, słysząc stwierdzenie, że "Przeminęło z wiatrem" to romans. To zdecydowanie coś więcej. Tylko nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą.
      A Vivien w ekranizacji jest świetna. Kocham ją tam!

      Takie Mamy to dobry wynalazek, moja też mi kiedyś Jeżycjadę podsunęła i tak się zaczęło. A tutaj już dwudziesty tom "w pisaniu"! I już niedługo będziemy go mogły przeczytać!:)

      Tak właśnie rzuciłam naukę do egzaminów i piszę o Plebanii z Haworth. Jedno zdanie z mojego tworzącego się tekstu: "I od razu można napisać: nie czytajcie dzieł sióstr bez lektury tej książki!" Coś czuję, że mogę mieć w tym zdaniu trochę racji:D A można ją kupić na allegro. Trzeba kupić, bo Świat Książki wydał, teraz go nie ma i na kolejne wznowienie będziemy trochę czekali. A książka jest wspaniała.

      O, dziękuję. Już zapisany, chociaż odezwę się zapewne dopiero po weekendzie majowym. Bo na razie, nawet na komentarze nie mam jak odpowiadać. Czas ucieka...

      Usuń
  20. Ostatnio mi się wydaje, że chyba nie ma osoby, której nie spodobałaby się ta książka. Ty także zachwalasz, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko zakupić i czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to taka książka jest... Nie genialna, ale ważna dla współczesnych nastolatków. A nawet gdyby ktoś czytał tak, że nie wychwycił tego głębszego sensu to jest nad czym popłakać. Ten Green to sprytny facet musi być!

      Usuń
  21. przeczytam!
    no po prostu przeczytam, słowo Snajperka :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wiem, że ta notka ma już rok i pewnie tu nie zaglądasz, ale i tak skomentuję. :)
    Ostatnio mam małą obsesję na punkcie tej książki. :) Z wielką niecierpliwością wyczekuję dnia, gdy wreszcie będę mogła ją sobie kupić i przeczytać. Póki co czytam wszelkie recenzje Gwiazd naszych wina, na jakie trafiam, poza tym wszystkie nowinki dotyczące ekranizacji. Oczywiście wystrzegam się szczegółów fabuły i zakończenia. :))
    Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie będę ja miała w ręce i kiedy zacznę czytać!!
    Eh ta moja obsesja ;D.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń