"Farby wodne" na połamanej palecie


Występują:
-Adolf Hitler uwielbiający "Królewnę Śnieżkę"
-Dina Gottliebova malująca Śnieżkę
-Romowie
-szkice z podobiznami Romów powstałe w Auschwitz

* * *
To zaczęło się dawno temu, gdzieś w okolicach 1935 roku. Pamiętasz może? Ja też nie... Jednak to właśnie wtedy Walt Disney postanowił zrealizować szalony pomysł animacji popularnej baśni w czasach niesprzyjających jakimkolwiek produkcjom. Przepowiadano klęskę, był sukces. "Królewna Śnieżka" w 1937 roku podbiła serca widzów na całym świecie.

W tym czasie, w ciemnym, zadymionym pomieszczeniu siedziało kilkunastu ludzi decydujących o losach ludzkości. Wśród nich Adolf Hitler. Po raz kolejny oglądali historię czarnowłosej Królewny i jej małych przyjaciół. W kinach III Rzeszy nie można było wyświetlać produkcji Disneya. Zabronione przez Hitlera. W końcu amerykańskie - nie dla nazistów.

Praga. Młoda malarka Dina "Królewnę Śnieżkę" obejrzała siedem razy, zachwycając się perfekcją rysunków i harmonią.

To było przed 1939 rokiem. Potem zaczęła się wojna. U Disneya strajki, w Europie walki, obozy, getta, śmierć. Dina trafia do Auschwitz, gdzie po przejściach na polecenie jednego z lekarzy maluje portrety przetrzymywanych tam Romów.

I właśnie tutaj, gdzieś w drodze pomiędzy  Auschwitz a Hollywood, pomiędzy Diną, której muzeum po wojnie nie chce oddać jej prac, zasłaniając się dużą wartością historyczną a Romami, zapominanymi we wszelkich obliczeniach i wyliczeniach dotyczącymi wojennych ofiar, tkwi perełka, łza tej książki. Po etapie nieociosanych, przepełnionych emocjami i nieporadnych wspomnień z tamtych lat, dostajemy świadomy reportaż. Łączący czasy przeszłe z teraźniejszością, patrzący z dystansem, utkany misternie, ułożony ze wszystkich możliwych kawałków, oczyszczony z niepotrzebnych nitek czasem nieumyślnie wplatanych w takie historie.


Pani Lidia Ostałowska zazwyczaj kojarzona jest z Romami, ale również ze wszystkimi innymi o których zapomniano i dyskryminowano. W tej książce o Romach nie zapomina, jednak głównym tematem jest Dina Gottliebova - malarka, graficzka, która przez część swojego życia walczyła, by odzyskać szkice wykonane w obozie. By odzyskać spokój.
Oczywiście, wymaganym jest obiektywność autorki wobec opisywanych. Reportaż, te sprawy, żadnych uczuć. Ale z drugiej strony, jak nie pochylić się nad dyskryminacją Romów czy przypadkiem dojść do wniosku, że to jednak oni byli winni? Z Diną jest inaczej. Muzeum powinno oddać prace? Nie jestem pewna do dziś, jak bym się zachowała. Przede wszystkim dlatego, że nie mam pojęcia, jak ona się czuła.

Ale to nie koniec przedstawienia. Mamy podstawowe pytania, mamy bohaterów, mamy dziwne, niezrozumiałe cały czas dla nas zachowania. To już siedemdziesiąt lat! Niektórzy cały czas czekają na odpowiedź, niektórzy walczą tylko o to, by pamiętano. Inni po prostu chcą zapomnieć. A do nas to dociera w całej okazałości, przebijając się przez pozorny bałagan tematyczny i czasowy.

Wszystko zebrane, zamknięte w prostych słowach pani Lidii, ułożone z rozmysłem, zatytułowane przemawiająco. Tak jak być powinno. Porządnie.
I chociaż nie powinniśmy, zauważamy jak dobrą książkę czytamy. Ryzykowne, choć nie w tym przypadku.

* * *

Kurtyna opada. A raczej opadła dawno temu. Teraz czasem zza niej odzywa się krzyk, byśmy nie zapomnieli, bo to najważniejsze. A "Farby wodne" są odpowiedzią. Odpowiedzią do osób posiadających imię, nazwisko, życie. Do osób, które się pomijało. Odpowiedzią, że pamiętamy.

"Farby wodne" L.Ostałowska, Czarne, 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz