"Dobrze jest mieć księżyc w pełni"


Trudno unieść pióro, gdy przed chwilą zamknęło się książkę literacko dopieszczoną. Kawałek metalu i odrobina atramentu – wszystko ciąży w dłoni, przygniecione natłokiem myśli, interpretacji, wyobraźni i przyjaźni. Bezsens i zwykła bezsilność aż przytłacza w obliczu nie tyle książki genialnej, co wspaniale współgrających z nami. Tymi prawdziwymi.

Ocean? 

„To był tylko kaczy staw na samym końcu farmy. W dodatku niespecjalnie duży. Lettie Hempstock nazywała go oceanem, ale wiedziałem, że to niemądre. Powiedziała, że przybyły tu zza oceanu ze starego kraju.” 
A więc nie ocean, kaczy staw. Zwykły, prozaiczny, na jaki każdy z nas może natknąć się gdzieś pośród wiejskich domków. Leżący na końcu drogi. Tej drogi, na której zaczyna się nasza podróż pełna magii, innych światów, snów, niesamowitych stworów i niebezpieczeństw.

Książka dziwna do granic możliwości. Zbudowana na tym, co uwielbiamy u Lindgren – kruchych, samotnych zdaniach w których dusza uchwycona jest między słowami, a nie w samych słowach. Dziecku samotnym, kochającym, szukającym, które w pewnej chwili musi stawić czoła złemu. Jednak książki Lindgren są dla dzieci. Ocean jest straszniejszy, przyjęło się, że uważa się go za książkę dla dorosłych.

Zamknięte w ramach powieści strachy słowne, strachy postaciowe nigdy nie wystąpiły by w książce Astrid. Za straszne, za boleśnie przemawiające nie tylko do najmłodszych, do starszych również.
Jednocześnie ta książka jest tak zamarznięta, nieskłonna do obdarzania uczuciem, że czytelnik samoczynnie ją uczuciem obdarza.
Po prostu, lubi ją. Albo raczej, bo niebezpiecznie zaczynamy wchodzić w obszar my:
Po prostu, lubię ją.
Lubię ją tak bardzo, że nie pożyczę jej tobie, bo mazałam po niej i zaznaczałam fragmenty, które chwyciły mnie za serce. Lubię ją, tak jak lubię „Mio, mój Mio”, wracać do niej będę z takim samym niepewnym uśmiechem jak do „Doliny Muminków w listopadzie”.

Jednak zaczynam się gubić w tym momencie, zakładając na siebie niewygodne powiązania, porównania książek cudownych z cudownymi. Tutaj to się kończy dla ułatwienia.

Gaiman jest autorem, którego bohaterowie wiedzą co to strach, samotność, zagubienie. Jeszcze nie weszli na kolejny etap dojrzewania, jednak gdy tylko zamkniemy oczy, widzimy jak będzie wyglądać ich życie za kilka lat. Jak przyznaje bohater na samym końcu:

„Podejrzewam, że historia ma znaczenie tylko wtedy, gdy występujący w niej ludzie się zmieniają. Ale w czasie tych wszystkich wydarzeń miałem zaledwie siedem lat i pod ich koniec pozostałem tą samą osobą jak na początku, prawda? Podobnie wszyscy inni. Bo musieli. Ludzie się nie zmieniają.”
Trudno zgodzić się całkowicie z autorem (zostając tymi samymi jednocześnie cały czas zmieniamy się), jednak jeśli tak to wygląda w jego książce, co tam znajdziemy? Nie ma dynamicznego bohatera, nie ma i naszej wewnętrznej przemiany.
A jednak, jest…

Ukryta w opowieści, trzonie tej książki, gdy to przechodzimy ze świata do świata, rozglądając się czasem panicznie, cały czas czując uścisk Lettie.


* * *

Tak napisany zlepek emocji leży sobie już od dłuższego czasu. Od czasu kiedy zdążyłam po raz pierwszy pokochać Gaimana (nie mogłam go kochać za „Lustra i dym”, nie lubiłam ich), kiedy jeszcze cała pełna 
zachwytów i niepewności przekręciłam ostatnią stronę „Oceanu na końcu drogi”.
Próbowałam poprawiać ten tekst, nie chciał, to nic, że nie miał odpowiedniego zakończenia, nie miał kilku zastrzeżeń jakie już padły kiedyś, w jakichś recenzjach. A chciałam wam o niej opowiedzieć. Już, teraz. Więc tylko jeszcze dopisek, możliwe, że zbędny:
Książka Gaimana zbudowana jest jak książka dla dzieci. I tematykę ma książek dla dzieci. I nie wyróżnia się za bardzo niczym nadzwyczajnym, jeśli porównywać ją do innych dobrych książek dla dzieci. No, poza tym, że jest straszniejsza. A więc, jak każdą dobrą książkę dla dzieci, warto ją przeczytać.
Chociaż może nie niesie za sobą wielkich mądrości i nie jest specjalnie przecudowna obiektywnym okiem patrząc. Może to w ogóle to jest reakcja na pierwsze takie spotkanie ze wspaniałą literaturą Gaimana.
Więc, jeśli podaruję ją wam na urodziny, to nie zdziwcie się. A jeśli jej nie podaruję, to sami sobie ją podarujcie. Dla własnej przyjemności.


Zarówno tytuł tekstu jak i wszelkie fragmenty oznaczone kursywą są cytatami z opisywanej książki.

"Ocean na końcu drogi" N.Gaiman, MAG, 2013, tł.P.Bratiner

1 komentarz: