…z notatek czytelnika
W dodatku, z tych notatek głęboko w szufladach trzymanych, w których nie ma nic obiektywnego.
Z kontynuacjami zazwyczaj jest tak, że są albo coraz gorsze albo coraz lepsze. W przypadku książek pani Ficner-Ogonowskiej jest inaczej. Każdy tom różni się całkowicie od poprzedniego. Pierwsza część była długa, do czytania, delektowania się, słodzenia i zachwycania. Druga krótsza o połowę, z fabułą bardziej rozbudowaną, z bardziej odważnymi wyborami bohaterów. Trzecia nie za długa, nie za krótka. Nie za zdecydowana, nie za spokojna.
Hania (wreszcie!) pozbywa się większości swych lęków i jak napisano na okładce, decyduje się dzielić swe życie z Mikołajem. Jednak los nie zasypia, lubi się bawić w chowanego i podrzucać niemiłe wydarzenia do życiorysów. Tym razem uderzających nie bezpośrednio w dwójkę głównych bohaterów, ale we wszystkich ich bliskich.
Hania (wreszcie!) pozbywa się większości swych lęków i jak napisano na okładce, decyduje się dzielić swe życie z Mikołajem. Jednak los nie zasypia, lubi się bawić w chowanego i podrzucać niemiłe wydarzenia do życiorysów. Tym razem uderzających nie bezpośrednio w dwójkę głównych bohaterów, ale we wszystkich ich bliskich.
A zwykły czytelnik, wcześniej przy każdym smutku sięgający do tego szaro-miodowego cieszy się, że znowu powrócą do niego dawni bohaterowie, może czasem przerysowani, ale mimo wszystko sympatyczni. Tacy, z którymi po prostu miło się przebywa. I którzy też mają źle na tym świecie. Więc można sobie czasem z nimi popłakać. Albo się pośmiać.
Tylko, że ich już nie ma. Nie ma przede wszystkim przeciwwagi dla wszystkich smutków tej książki, czyli Dominiki. Ulubiona bohaterka większości czytelników popada w dziwną depresję, z której pod koniec równie dziwnym trafem wychodzi (koniec serii, więc trzeba było wszystko z uśmiechem zakończyć). Ale przez całą książkę jest nieobecna. I to strasznie nie pasuje. A już Hanka starająca się zastąpić Dominikę była kompletną pomyłką. Zresztą, ona nie mogła zastąpić Dominiki, bo była tylko Hanką. I pomijając jedno zdanie w książce, w ogóle nie było widać, żeby ją zastępowała. Więc czujemy się troszkę samotni i zaskoczeni. Jakby do tego szaro-miodowego świata wkradło się za dużo obcych czerni. Nic miłego.
I druga, sztandarowa sprawa – nie dość, że Dominiki nie ma, to na bohaterów spadają w takim czasie i odstępie takie problemy, że nawet biedny czytelnik, któremu wydaje się, że ma najgorzej na świecie, zaczyna się łapać za głowę. W dodatku, wcale nie myśli Jacy oni biedni, jednak mają gorzej ode mnie…, tylko raczej Taaaak, jasne, a na koniec ich traktor przejedzie…(jeśli jest człowiekiem troszkę złośliwym).
I druga, sztandarowa sprawa – nie dość, że Dominiki nie ma, to na bohaterów spadają w takim czasie i odstępie takie problemy, że nawet biedny czytelnik, któremu wydaje się, że ma najgorzej na świecie, zaczyna się łapać za głowę. W dodatku, wcale nie myśli Jacy oni biedni, jednak mają gorzej ode mnie…, tylko raczej Taaaak, jasne, a na koniec ich traktor przejedzie…(jeśli jest człowiekiem troszkę złośliwym).
Teraz spokojnie wychodzi, że niezbyt miło czytelnikowi poznawać kolejne perypetie bohaterów. Ależ nie! Miło, tylko jakby troszkę już nudno… Szczególnie, że w ostatniej części bohaterowie nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Iść tu czy tam. Załamywać się, czy cieszyć. Rozdrapywać kolejne rany z przeszłości, czy może się z nimi godzić… Atuty poprzednich części, których nigdy dużo nie było, zostały gdzieś schowane bądź zniszczone. Ale wiecie jak to jest. Cały czas, w głębi serca lubimy bohaterów, więc ostatecznie się i z tym się godzimy.
Przyjaciół przecież się nie opuszcza ot tak.
Ostatecznie można dla pocieszenia wrócić sobie do dwóch poprzednich części.
Przyjaciół przecież się nie opuszcza ot tak.
Ostatecznie można dla pocieszenia wrócić sobie do dwóch poprzednich części.
"Zgoda na szczęście" A.Ficner-Ogonowska, wyd.Znak, 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz