O pragnieniach, marzydełkach i sztuczkach, czyli Only Lovers Left Alive.

Nie znałam Jarmuscha. Ten kawałek kultury, który zostawił nam, ten zachwyt kilkanaście lat temu, to wszystko mnie ominęło. Aż w końcu obejrzałam Only Lovers Left Alive. Trzeba napomknąć, że to film strasznie specyficzny, praktycznie bez fabuły, film o który kłócą się wszyscy, dzieląc się zgodnie na krytyków, zauroczonych i żyjących tym filmem. Bo to zdecydowanie jest film, który nie spodoba się każdemu, na którym niektórzy zasną, a potem będą krzyczeć, że tego nie powinno się pokazywać (zresztą, polskie kina te krzyki wzięły sobie do serca). Jak niektórzy mówią, po prostu Jarmusch.

Jednak to nie o Jarmuschu dziś będzie. Nie znam Jarmuscha. Mówiłam już. Dziś będzie o mnie, o Adamie, o Ewie, o pragnieniach, książkach, o marzydełkach, Szekspirze i sztuczkach. 


Pragnienia - to te wszystkie niespełnione myśli, bo inni, to te wszystkie potrzeby, by być samemu, samemu oddychać, samemu smakować, powoli, całkowicie, w skupieniu - tylko tak da się potem tym wszystkim podzielić. To również to wszystko czym żyją Adam i Ewa, na pograniczu depresji i euforii, w obiektywie uśmiechniętym. 

Sztuczki - sztuczek jest strasznie dużo. Sztuczki książkowe, sztuczki obrazowe, sztuczki muzyczne. 
Adam i Ewa żyją właśnie wśród takich sztuczek. Sztuczek bez których obejść się nie mogą, które wypełniają im dni, zachwycają na nowo. 
A widzom wydaje się tylko, że Jarmusch upycha w rozmowy, przestrzenie i gesty tych wszystkich pisarzy, kompozytorów, dla własnej przyjemności. I dlatego też widz zaczyna się czuć jak w wymarzonej krainie, gdzie na każdym kroku znajduje inspiracje, spokój i jednocześnie całą wieczność... I co najważniejsze, sam to wszystko czuje i rozumie.

Tak wygląda mieszkanie Adama...
Świat - jednak Adam i Ewa nie żyją jedynie pośród książek i muzyki. Jako wampiry, mają przed sobą całą wieczność i doceniają nie tylko tworzywa ludzkie. Natura, jakiś jedyny w swoim rodzaju związek z nią, taniec, szczęście... Umieją docenić. Zachwycają się sztuką, ale również wybrykami natury. 

Wampirzastość i pierzastość - ale to przecież miał być film o wampirach. I jest. Miało być jak nie z tej ziemi, i jest. Tylko paradoksalnie tę niesamowitość tworzy całe otoczenie dostępne również dla nas, śmiertelników. Wszystkie ciche wieczory, książki, grzyby, poezja, księżyce, muzyka, cytaty wplatane w dialogi. A wampiry? Ta ich nieśmiertelność, która wiąże się ze zdobywaniem krwi, nietolerancją światła... te defekty upodabniają ich do ludzi i dzięki temu właśnie nie czujemy się, jakbyśmy oglądali film o ludziach, nie wampirach. O ludziach, którzy mają trochę więcej czasu na przeżycie życia niż my.

Adam i Ewa 
Ona zrozumiała już to wszystko. Pojęła mechanizm obracania się świata, znalazła najważniejsze wartości, poczuła o co powinna dbać, czego zgubić nie można.
On jeszcze nie. Genialny, jednocześnie strasznie zamknięty, hamletowaty, jakby miał zostawić dla nas perły, jednak chwilę późnej odejść niedoceniony. 
Obydwoje jak dwie twarze jednej osoby. Dwie twarze nas, ta przed i ta kiedyś. Każde inne, chociaż podobne.


Cała reszta - bo przecież nawet ich świat nie ograniczał się do dwóch postaci. Wchodzą ludzie tła - karykaturalnie przerysowana siostra, Szekspir i  człowiek. Wszyscy tworzący tłum, jakby koloryt. Działają, też coś pokazują.

Muzyka i zdjęcia - nawet przeciwnicy nie umieją nie docenić jednego. Ten film ma genialną muzykę, wpasowującą się już nie tylko w obraz tamtego świata. To muzyka do naszej ponurej namiastki również wspaniale przylegająca, która umie zachwycać nawet bez obrazu.
I te zdjęcia. W ogóle, miejsca w których się te wampiry obracają, widoki, gra świateł.

Marzydełka Jarmuscha - jednak przede wszystkim widz czuje, że reżyser zrobił ten film dla siebie. Jakby w jeden obraz chciał wepchnąć wszystko co go inspiruje, zachwyca, co zobaczył, zrozumiał, poczuł. Taka zjawka tego wszystkiego, co zawiera jego życie. Z odrobiną humoru, dużą dozą ciepłego uśmiechu, po swojemu, nie tracąc dystansu i nie wpadając przypadkiem w sentymenty i górnolotne słowa.

A ja obejrzałam i do dziś się zachwycam. Do dziś również marzę, by się tam przenieść, co dzień tworzę jakąś namiastkę tego wszystkiego u siebie. Do dziś wspominam ten film, miejscami żyję nim, uśmiecham się na myśl o nim, czerpię z niego. 
I cieszę się, że nie okazał się tylko filmem, który oglądam dla genialnej obsady.
Polecam. 


18 komentarzy:

  1. Piękny film. Aktorzy, zdjęcia, muzyka, nawiązania do kultury i sztuki... ogląda się to wszystko z przyjemnością i z uśmiechem na twarzy. Po seansie wyszłam z kina zachwycona;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, że w kinie, ja musiałam się ograniczyć do własnego komputera, a wtedy trochę magii ucieka ;)

      Usuń
    2. Oj ucieka... Zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę i zdjęcia. Ale z drugiej strony, nie musiałaś się zastanawiać, czy coś jest z Tobą nie tak: ja i moje znajome śmiałyśmy się, kiedy bohaterowie filmu rzucali nawiązaniami do kultury/sztuki. Bawiło nas, że komuś chciało się coś takiego wymyślić i że mniej więcej wiemy, o co chodzi. Reszta sali milczała. Albo mamy dziwne poczucie humoru, albo Oni nie zrozumieli przekazu...

      Usuń
    3. Albo po prostu uśmiechali się pod nosem. ;) Chociaż nie wątpię, że wyszło też kilka osób okropnie rozczarowanych. :p

      Usuń
  2. Ale inaczej napisane o filmie... Myślę, ze produkcja mimo świetnych zdjęć i przedstawianych obrazów nie miałaby tak wielkiej wartości, gdyby odpowiednia muzyka. Koniecznie muszę obejrzeć tę realizację, o której słyszę po raz pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam, chociaż też ostrzegam. Jednak jeśli nawet nie dla samego Jarmuscha, który bez wątpienia jest wyzwaniem, to dla Toma i Tildy. ;-)

      Usuń
  3. Kiedy na początku usłyszałam, ze to film o wampirach, stwierdziłam: "szkoda." Ale Twoja recenzja odmieniła nieco moje spojrzenie na tę produkcję. Zaciekawiła mnie przede wszystkim. Odniosłam wrażenie, ze to może być cos dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się na początku trochę przeraziłam, bo wampiry?! Jednak nie, tam nie ma wampirów. Tam są tylko cienie ludzkie.
      Serio.

      Usuń
  4. Parę dni temu też o nim napisałam :D
    Pięknu film!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba udało Ci się mnie zaciekawić. :) Jak znajdę chwilkę to obejrzę sobie ten film. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekałam na ten tekst. Bardzo. I jak się już spotkamy, obejrzymy OLLA razem i się znów pozachwycamy, okay?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zabieram się i zabieram do napisania czegoś do siebie o tym filmie. Gdzieś. Jeszcze nie wiem gdzie. I tak od marca. Odkąd wylądowaliśmy w pustej salce filmowej :D

    Jest piękny zupełnie specyficzną pięknością. Dziś już (prawie) takich nie robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja czekam, aż ubierzesz wszystko w absyntowe słowa :)
      I strasznie żałuję, że już takich nie robią. Chociaż może nie podobny, jednak w tym klimacie jest jeszcze Nothing personal - polecam, jeśli jeszcze nie znasz :)

      Usuń
  8. Na film jakiś czas temu zwróciłam uwagę, ale nie byłam pewna, czego się właściwie mam po nim spodziewać. Cieszę się, że przeczytałam Twoją recenzję (pięknie napisaną, nawiasem mówiąc ;)), bo teraz już wiem. I myślę, że jeszcze na niego poczekam, ale z pewnością obejrzę. A jeśli nawet mi się nie spodoba, to przynajmniej sobie dla Toma zobaczę, którego ostatnio bardzo polubiłam :)
    No, i ta muzyka... Uwielbiam muzykę filmową, zawsze tak dobrze mi się jej słucha, a tutaj zapowiada się coś naprawdę wyjątkowego, więc chociaż z tego tytułu warto obejrzeć :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego filmu nie da się oglądać tylko dla Toma, chociaż ten film wypełniony jest Tomem. To jeden z tych filmów, które ogląda się przede wszystkim dla siebie. I zachwyca się. :)

      Usuń