Tak w skrócie można by określić położenie Idusi Borejko na dzień 1 sierpnia 1979. Nie za różowo. Dlatego też zrozumiała jest chęć działania. Nasza piętnastolatka biedna, wymęczona łonem natury postanawia wrócić do Poznania, do domu, do wanny z gorącą wodą. Jednak jak skwapliwie potwierdzi większość starszych Czytelników, w czasach PRLu nie przelewało się. A przypływu gotówki to już na pewno nie miała nasza bohaterka, dlatego jedyne na co jej starczyło, to marny PKS, który dowiózł ją do domu oraz bułka, topiony serek i ogórek kiszony. Z tego wyżyć się nie da... Dlatego zostaje jedno - praca. Oczywiście wszelkiego rodzaju oferty typu zatrudnię pomoc domową odpadają, bo Idusia ma problem ze sprzątnięciem po samej sobie. Korepetycje też raczej nie wchodzą w grę. Za to dama do towarzystwa brzmi już całkowicie inaczej, zdecydowanie bardziej kusząco. A jeśli dodatkowo ta praca oddalona jest o ledwie kilka kroków od kamienicy przy Roosvelta 5, którą państwo Borejkowie zamieszkują, to jest to wręcz zrządzenie Losu...
Tak zaczyna się jedna z moich ulubionych historii, tak zaczyna się jedna z historii, która bawi już od trzydziestu lat wiele nastolatków i cały czas nie traci na wartości. Ida sierpniowa, bo to o niej mowa, towarzyszy nieprzerwanie wszystkim fanom pani Musierowicz. To w niej mamy opisy koła zamachowego, jedzenia posiłków a la Paulinka i zielonego psa. Na te słowa wierny Czytelnik uśmiechnie się zalany wspomnieniami i zaraz pobiegnie do półki, przypomnieć sobie losy ryżej nastolatki.Ci, którzy nie czytali, nie mają wyjścia, zostają ze mną.
Siądźcie więc spokojnie w fotelu i Posłuchajcie...
Pierwsze wrażenie, które towarzyszyło mi podczas czytania, to był strach. Wiem, Ida sierpniowa, nie ma w sobie nic z horrorów czy kryminałów, które aktualnie połykam, jednak dobre pięć lat temu ja po prostu drżałam. Drżałam, gdy Tajemnicza Osoba z pokoju nie chciała wyjść, gdy okazało się, że pan Rochester trzyma zwariowaną żonę na poddaszu... Siedziałam skulona pod kołdrą i czytałam, co będzie dalej...Dlatego chyba, kilka lat później dziwiłam się, dlaczego krytycy widzą w książkach pani Musierowicz to ciepło i spokój, a dawki adrenaliny, jakiej mi wtedy dostarczyła - już nie.
Z drugiej strony - byłabym niesprawiedliwa, gdybym powiedziała, że nie ma tam ciepła. Jest, jest. Zalewa nas hektolitrami podczas niezwykle plastycznych opisów, szczególnie w obecności Mamy. Jednak spokoju próżno tam szukać. O ile pani Mila jest jego gwarancją, to zwariowana tytułowa bohaterka jest jego przeciwieństwem i największym wrogiem. Daleko jej do spokojnych dziewoi typu Mary Bennet. Dlatego, nie dość, że ze swym porywczym charatkerkiem pakuje się w kłopoty, to jeszcze (jakżeby inaczej) zakochuje się na śmierć i życie.
Fabuła iście pensjonarska. Mamy nastolatkę krwi i kości, miłość... Jednak jak to bywa w tego typu powieściach - najważniejsze jest wykonanie. Do wykonania pani Musierowicz chyba nikt przyczepić się nie może. Duża dawka humoru (list Lisieckich), nieprzeciętna nastolatka z silną osobowością i charakterkiem ( bo wiadomo, rudy to nie kolor włosów, to charakter...), ciekawa fabuła (praca u pana P...), rodzinny klimat (u Borejków mogłoby być inaczej?) i to co tam wszechobecne, czyli... książki.
Jak niektórym wiadomo, a innym jeszcze nie. Mieszkanko przy Roosvelta 5 jest wręcz wypchane książkami. Ojciec - bibliofil nawet w tak ciężkich czasach woli kupić książkę niż czekoladę dla córek. Dlatego cztery panienki dorastają w oparach cytatów łacińskich, Wergiliusza, Seneki, ale również Jane Eyre czy Jane Austen. Tworzy to niepowtarzalny klimat, unoszący się nie tylko nad Idą sierpniową, ale i całą Jeżycjadą.
Teraz powinnam zacząć pisać o wadach, o stylu, o kreacji bohaterów (świetna!!! a Ida znakomicie przerysowana, jak porządna nastolatka wpadająca z rozpaczy w euforię), jednak nie chciałabym, żeby ta książka przez moje słowa zgubiła swój blask, tak jak gubią go wiersze interpretowane w klasie... Dlatego sami musicie zaryzykować. Pomyślcie tylko: ta książka bawiła, była światełkiem w szaro-burym PRLu. Lekko opowiadała o wartościach, nie była szablonowa, nie starała się spłycić bohaterów (czy tylko mi się wydaje, że wiele "młodzieżówek" XXI wieku właśnie tym się szczyci i właśnie to notorycznie w nich spotykamy?) i do dziś jest wznawiana. Dlaczego nie mielibyśmy dać jej szansy?
Dla mnie Idusia zostanie zawsze jedną z ulubionych książek - tych przy których bez względu na to, który raz je czytasz - wybuchniesz śmiechem, takich do których będzie można zawsze wrócić, by poszukać odpowiedzi, takich, które dobre są na wszystko.
"Ida sierpniowa" M. Musierowicz, Nasza Księgarnia, 1981