Tam i z powrotem, czyli opowieść hobbita

W kominku trzaskał ogień, za oknem ciemność, gdzieś w kącie świeciły lampki, ludzie rozmawiali, ktoś grał, ktoś czytał. Po prostu, było miło.
Potem przyszedł on, zapukał, został całkiem uprzejmie, choć niepewnie przyjęty. Bo on chciał, żebyśmy ruszyli w drogę! W drogę, gdy jest ciepło przy kominku, w drogę, gdy tu czujemy się bezpiecznie? Jednak chyba każdy w pewnej chwili chce w drogę ruszyć, ciekawość pcha do przodu. Więc ruszyliśmy, hobbit, 13 krasnoludów, czarodziej i ja.

Ruszyliśmy szlakami znanymi, choć jeszcze nie do końca przetartymi. Przez Śródziemie, zaznaczając na mapie kolejne miasteczka, domy, puszcze. Czasem było strasznie, czasem było zabawnie, czasem bardzo ludzko. Bo tak zazwyczaj jest, że nie tylko człowieki dziwnie myślą i dziwne głupoty robią. Krasnoludom też się zdarza, zdarza się i hobbitom. No, czarodzieje są na bardziej uprzywilejowanej pozycji. Jednak i w ich towarzystwie można czuć się spokojnie.

Problem tej wędrówki był jeden - ja Tolkiena już troszkę znam i już troszkę kocham. I przez Śródziemie zazwyczaj wędruję z uśmiechem na ustach. Jednak, gdyby nie? Gdybym nie przeżyła kiedyś przygód, towarzysząc Frodowi, Legolasowi i Boromirowi? Bo prawda jest taka, że Gandalf już dużo wcześniej zapraszał mnie do ruszenia w drogę. Kilka lat temu. I nie raz, a trzy razy. I za każdym razem, nie docierałam daleko. Bo było tyle innych, piękniejszych krain! Tyle ciekawszych osób!

Tym razem dotarłam do końca, podobało mi się całkiem, jednak ta książka niknie w porównaniu z moim ukochanym Władcą. Tylko ze względu na przyjaźń i przywiązanie, jakimi darzę postacie, całe Śródziemie i autora, szłam dalej. I z nimi była to podróż piękna, nie zaprzeczam.

Było trochę magicznych stworów, był ukochany przez Tolkiena motyw drogi, byliśmy my wszyscy, była przygoda. Nie wiem, co by było, gdybym dotarła tam, przed spotkaniem z Władcą. Może też by się spodobało? Nie zachwyciło, ale chociaż spodobało? Bo Tolkien ma wyobraźnię, pomysły, umie wykonać wszystko dokładnie i tak, by przekonać czytelnika, a przede wszystkim, by zarazić go swoją pasją. W "Hobbicie" czasem brakuje szybszej akcji, czasem zbudowania napięcia i ja, przyzwyczajona do innej literatury, nie umiałam go pokochać.

Teraz go kocham, naprawdę. Tylko cały czas, jest to miłość, która dużo czerpie z mojego uwielbienia do Władcy Pierścieni, a nie sama z siebie. I gdybym miała polecać, mimo wszystko przeczytajcie najpierw Władcę.

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" J.R.R.Tolkien, ISKRY, 1997, tł.M.Skibniewska
PS. Niestety, takiego wydawniczego niechlujstwa nie spodziewałam się ze strony ISKIER, korekta żadna.

26 komentarzy:

  1. Ahh ten Tolkien. Władca Pierścieni, a mianowicie pierwsza część, z którą jak dotąd miałam możliwość się zmierzyć absolutnie mnie oczarowała. Oby z Hobbitem było podobnie i oby ten Hobbit przeszedł korektę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwszej? Zalecane połykać całościowo. Chociaż ja do pierwszego tomu najczęściej wracam (Tom <3).

      Usuń
  2. "Hobbita" czytałam jako lekturę szkolną, "Władcy Pierścieni" mimo wszystko nie miałam jeszcze okazji. I choć już tyle razy się do niego przymierzałam to jakoś nigdy nie jest nam po drodze do siebie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polecam przede wszystkim "Władcę Pierścieni", więc szczególnie jeśli Ci się podobał Hobbit - przeczytaj, perełka.

      Usuń
  3. Ja najpierw czytałam "Hobbita", który bardzo, ale to bardzo mi się spodobał, chociaż jeszcze nie aż tak bardzo jak bym chciała. A później sięgnęłam po "Władcę Pierścieni", byłam zachwycona, jednak, nie ukrywając, czasami niezwykle ciężko się czytało, "Powrót króla" jeszcze przede mną, jestem załamana, bo nigdzie w bibliotece nie ma w takim tłumaczeniu w jakim bym chciała. Buu :< Tylko szkoda, że "Dwie wieże" czytałam praktycznie rok temu i sporo zapomniałam, wiesz co, chyba powtórzę sobie całość od początku, a później będę szukać "Powrotu króla". :-)
    A jeśli chodzi o korektę, to współczuję, ja ostatnio czytałam "Baśniarza", któremu dobra korekta stanowczo by się przydała, bo serce boli jak się czyta. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi akurat Władcę czytało się wyśmienicie - chyba w niecały tydzień połknęłam (a i to tylko dlatego, że w domu miałam jedynie pierwszy tom, więc na kolejne musiałam czekać, aż się do biblioteki wybiorę). Polecam, Muza ładnie wydała (i niedrogo) w jednym tomie. A tak z ciekawości, jakiego tłumaczenia szukałaś?

      Usuń
    2. O, widziałam właśnie, to może kupię, zobaczymy. :-) A szukałam w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej.

      Usuń
    3. To aż dziwne, bo tłumaczenie pani Marii nie tylko uznane za najlepsze, jest chyba najczęściej wznawianym. W moich bibliotekach byłby raczej problem z innymi tłumaczeniami...

      Usuń
  4. Po Hobbita sięgnęła ze względu na film - obejrzałam w kinie pierwszą część jego przygód i ciekawa byłam jak to się dalej potoczy 8) Ciężko było czekać prawie rok czasu do drugiej kinowej odsłony, więc tak to wyszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie film wszystko zapoczątkował, dlatego przeczytałam Władcę, a potem i Hobbita. Więc chwała Jacksonowi! ;)

      Usuń
  5. Też wolę "Władcę". "Hobbit" mnie dość mocno rozczarował... Chyba ekranizacje bardziej trafiają w mój gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie może nie rozczarował, ale widać dużą przepaść między nim a Władcą.
      A to, co robi Jackson, podoba się. Może troszkę czasem jestem zła, za psucie nastroju (tak, ja cały czas choruję na ten romans!), jednak mimo wszystko Tolkien po raz kolejny zyskuje nowe życie.

      Usuń
  6. też mam na oku Hobbita, chcę sobie powtorzyć :D u mnie chyba jednak Hobbit był pierwszy. Ale to było daaaawno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz się przymierzam znowu, bo Zły Ludź zaproponował, że mi oryginał pożyczy. A wiadomo, tłumaczenie jedno, jednak jeśli sam autor pisze - więcej perełek można wyłapać. Tylko, że ja mam jeszcze trochę innych tolkienowskich książek nieprzeczytanych. :)

      Usuń
  7. Z "Hobbitem" miałam już kontakt ładne parę lat temu i od razu przypadł mi do gustu. Teraz powoli zabieram się za trylogię i mam nadzieje, że także mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trylogię, a jedną zwykłą książkę. Podzieloną na trzy części, sześć ksiąg, jednak cały czas książkę. :D
      A poza tym, Władca dużo lepszy od Hobbita. :-)

      Usuń
  8. Ja z "Hobbitem" już próbowałam. Nie dało rady, a brałam się za czytanie kilka razy. Może zacznę od "Władcy Pierścieni" ewentualną przygodę z Tolkienem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radzę tak zrobić, bo ja na Hobbicie też kiedyś poległam...

      Usuń
  9. 'Hobbita' mam w domu, ale jeszcze go nie przeczytałam, a już dwa razy byłam w kinie. Wstyd.

    OdpowiedzUsuń
  10. Za późno "Hobbit" już czeka na półce nawet zaczęłam czytać, więc już skończę a za "Władcę" zabiorę się później, chociaż nie wiem czy dam rady bo kiedyś próbowałam obejrzeć film i przez trzy części cała obsada goni za pierścionkiem podobno ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej! To tak, jakby powiedzieć, że w Mieście Kości cały czas gonią za kielichem! A nawet gorzej, bo w DA to bliskie prawdy jest. :D

      Usuń
  11. Hobbita czytałam parę lat temu i moje osobiste przemyślenie jest takie, że na tę książkę trzeba mieć czas. Oczywiście podobała mi się, ale to nie Władca Pierścieni. Czegoś mu brakuje, ale przynajmniej nie byłam taka zdołowana, bo to dopiero początek był. Chyba czas sb odświeżyć, np na feriach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z drugiej strony, na początku najlepiej od najlepszych zaczynać. Poza tym, Tolkien zostawił jeszcze tyle innych perełek, które trzeba poznać.

      Usuń
  12. Ja Hobbita miło wspominam i nawet chętnie bym sobie go odświeżyła. Zresztą może i Władcę jeszcze raz bym przeczytała? Wprawdzie tak ogólnie nie jestem fanką fantastyki, ale jednak Tolkien do mnie przemówił :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widzę, na podobnych księżycach siedzimy. :) Miłego czytania, też zapewne niedługo sobie powrócę do Śródziemia.

      Usuń