Książka wszystkich kolorów ("Dziecko piątku" M.Musierowicz)

Obrazek oczywiście nieadekwatny, jednak zdecydowanie
jeden z ulubionych z całej serii
Jeżycjada jest niewątpliwie jedną z bardziej popularnych serii młodzieżowych w Polsce i zawsze rozmowom o niej towarzyszy krępujące, powodujące zmieszanie pytanie:Jaka jest twoja ulubiona część?

Bo co taki czytelnik może odpowiedzieć? Borejków poznawało się stopniowo, każda historia łączyła się z kolejną, a wszystkie zebrane razem tworzyły dziwny, wypełniony ciepłem i humorem obraz. Gdy ktoś miał niewątpliwą przyjemność zagłębiać się w kolejne tomy stopniowo, zaczynając w wieku młodzieńczym, musiał zauważyć, jak zmieniały się upodobania, jak tasowała się kolejność, jak w pewnej chwili Aniela z najbardziej irytującej postaci robi się jedną z ulubionych, jak przyjemny "Kwiat kalafiora" zostaje zepchnięty przez niepozorną "Szóstą klepkę" z wydawać by się mogło niepodważalnego pierwszego miejsca.

Co zrobić. Młodzieńcze, nieociosane życie.

Jednak ostatnio, w czasie przesytu literaturą, gdy umiem jedynie skołowana wybierać kolejne książki i nie mam siły zacząć ich czytać, z wahaniem, wyrzutami i uśmiechem, odpowiedziałabym - "Dziecko piątku".
Powieści ulubione mają niewątpliwie jedną, koronną zaletę - można je czytać kilkanaście razy, wracać jedynie do fragmentów, a i tak za każdym razem historia wydaje nam się całkowicie inna poprzednio.
Gdy po przerwie otworzyłam "Dziecko piątku",  zaskoczyło mnie. Jak zwykle. Smutne, melancholijne, miejscami ściskające za gardło. Pamiętałam z poprzednich wizyt uśmiechniętą Aurelię pośród malin, dzisiejsza wyłania mi się pośród nieprzespanych nocy i rozmów z automatu. Pamiętałam trudne relacje z ojcem, nie pamiętałam aż takiego napięcia, intensywnego, a jednocześnie spokojnego jeśli chodzi o relacje z matką. Zauważyłam wreszcie pana Jankowiaka od tej innej, samotnej, listopadowej strony.

I w jednej chwili w kolorowej części pojawiło się tak wiele melancholijnych przebłysków. Oczywiście, dla nieznających, tom utrzymał poziom humoru, było miło, były dwie trzpiotki, warstwa wierzchnia powieści, pierwsza, jaka rzuca nam się w oczy. Jednak, gdy dochodzimy do momentu, gdy pewne wyrażenia, cytaty, zdarzenia mamy zakodowane w podświadomości, z łatwością umiemy powtarzać je z pamięci, w książce znajdujemy więcej. I wszystko idealnie do nas pasuje.

Nad walorami literackimi, nad bystrym okiem, nad ciepłem, językiem i wartością uczuciową rozwodzili się już wszyscy, w obydwie strony idąc i szukając niuansów niewidocznych dla czytelnika. Więc dziś nie będzie. Powiem tylko, dziękuję, pani Małgosiu. Za cudowne, wielokolorowe części. Czasem lepsze, czasem gorsze (albo po prostu jeszcze nie zrozumiane?). No i za kunsztownie utkane z łez i malin "Dziecko piątku".

źródło obrazka

"Dziecko piątku", M.Musierowicz, 1993

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz