"Niedziela nad Sekwaną" S. Vreeland

  
 Nie mogę powiedzieć, że znam historię sztuki, albo, że uwielbiam francuskich malarzy. Nie. Wiem, o sztuce i malarzach tyle ile przeciętny gimnazjalista. Jednak, gdy zobaczyłam książkę „Niedziela nad Sekwaną” coś mnie zauroczyło. Troszkę jednak obawiałam się ciężkiego, fachowego nazewnictwa i nudnej fabuły. Nic bardziej mylnego.

Dziesięć lat po wojnie  francusko – pruskiej. Auguste Renoir choć ma kryzys uczuciowy i brak zasobów finansowych, po przeczytaniu krytycznej opinii na temat impresjonizmu postanawia pokazać na co stać go i wszystkich impresjonistów, malując  obraz swojego życia. Ma przedstawiać on miłe popołudnie grupy przyjaciół cieszących się letnią porą. Tematyka jest udowodnieniem, że realizm nie musi być taki w jaki sposób przedstawia go „grupa malarzy Degasa”. Renoir musi jednak zmagać się z problemami, nie tylko finansowymi,  ale i takimi, które rozdzierają grupę modeli, a jednocześnie przyjaciół malarza.

Autora przedstawiła nam postać Pierre-Aguste Renoira we wspaniały sposób. Cudowne opisy, realistyczna fabuła wciągają od pierwszych stron. Co prawda nie jest to jakaś świetna książka przygodowa czy fantasty, ale jak na opartą na faktach autentycznych biografie, umie zaskoczyć i wciągnąć czytelnika. Świetnie zarysowane postacie, których życie, nie tylko to związane z malarzem, również poznajemy, są wielkim atutem książki. O większości z nich można by napisać osobną biografie. Jestem pewna, że byłaby ona równie ciekawa jak ta.

Prócz samego Renoira dwie osoby były dla mnie intrygujące. Alphonsine – jedna z modelek i przyjaciółek Renoira, którą malarz obdarzył uczuciem. Była wdową. Nie wiem dlaczego, ale to słowo kojarzy mi się z otyłą kobietą pod sześćdziesiątkę. Nic bardziej mylnego. Alphonsine miała ledwie trzydzieści lat i prócz męża miała kilka miłości w swoim życiu. Głęboko w duszy skrywała też kilka sekretów…  Drugą osobą była Angele. Ta, jakbyśmy powiedzieli teraz prostytutka, zdobyła moją sympatię. Jej humor i wybuchowość od razu przypadły mi do gustu. Poza tym w poważnych sytuacjach umiała się zachować.

Bardzo podobał mi się wątek uczuciowy w tle. I to nie tylko malarza, ale i innych osób. Był to kolejny plus tej książki. Wszystko zgrabnie ubrane w słowa tworzyło ciekawą powieść. Co prawda nie przepadam za tego typu rodzajem literackim, lecz ta spodobała mi się, a postać malarza bardzo polubiłam. Jedyne z czym nie mogłam się pogodzić to wybór żony Renoira. Szczerze kibicowałam tej drugiej osobie (jak przeczytacie będziecie wiedzieć o kogo chodzi). Cóż, jednak się zawiodłam…

Książka jest jednocześnie małą lekcją sztuki. Bardzo przyjemna jak dla mnie. Dlatego polecam ją wszystkim, którzy znużeni deszczową Polską pragną na chwilę przenieść się do słonecznego Paryża i nad Sekwanę. Zapraszam tam wszystkich!

 "Niedziela nad Sekwaną", Susan Vreeland, wyd. Bukowy Las, ocena: 5/6
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Bukowy Las

2 komentarze:

  1. Brzmi ciekawie. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tego typu książki, ale postaram się to zmienić ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie w moim guście.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń