Pamiętam ten dzień. Miałam dziewięć lat, a mój książkowy świat ograniczał się
do Jeżycjady i Abby Hayes. Wtedy tata zabrał mnie do sklepu z książkami
(nazwanie tego księgarnią byłoby przesadą) i tam miałam wybrać sobie jedną z
nich. Dlaczego padło na Anię? Nie pamiętam. W każdym razie, było ich dwie –
opasła „Ania z Zielonego Wzgórza” w tandetnej okładce i „Anię z Avonlea” w
pięknym wydaniu WL. Oszołamiający wybór.
O książkach młodzieżowych za wiele nie wiedziałam, mój
tata również, więc musieliśmy zdać się na intuicję. Pudło. Wybraliśmy drugi tom
nie znając pierwszego (teraz dla mnie to nieprawdopodobne, gdzie sprzedawca,
gdzie opis z okładki?).
Wróciliśmy do domu. Zaszyłam się w pokoju i czytałam.
Pierwszy raz – by poznać najważniejsze wydarzenia, skupić się na głównym wątku.
Drugi – by delektować się językiem, odkryć opuszczone szczegóły, które ominęłam
przy pierwszym czytaniu. Trzeci – fragmentami, wracając jedynie do tych
najbardziej zapadających w pamięć wydarzeń: pierwszy dzień Ani w szkole,
odwiedziny u panny Lawendy i najważniejsze: spotkanie panny Lawendy z jej
księciem.
Do końca dnia przeczytałam tę książkę prawie trzy razy i
byłam oczarowana!
Teraz patrzę na to z sentymentem i może nawet
pobłażaniem? „Ania z Avonlea” jest inna niż kolejne części. Nie ma tak wiele głównej
bohaterki, akcja płynie wolniej. Głupich błędów i wpadek Rudzielca oczywiście
nie zabrakło, jednak nie są za specjalne. Jak zawsze, trzeba roześmiać się, gdy
wali się dach lub przy wszystkich operacjach z krową. Inne jakoś nie porywają.
Czytanie drugiego tomu po kilku latach było całkowicie
inne, niż to pierwsze. Spokojne, chociaż nigdy nie nudne. Przewidywalne, a
jednocześnie zaskakujące. Najbardziej naładowana emocjonalnie część, bo
przecież ta pierwsza. Jedna z nudniejszych? To już nie jest ważne, bo przecież
i tak jest najważniejsza. Pełna wspomnień, pierwsza.
"Ania z Avonlea" L.M.Montgomery, Wydawnictwo Literackie, 2005, tł. S.Fedyński
Pięknie napisane. Ja chyba 2 lata temu zaczęłam nadrabiać Anię. Jednak ja sentymentem darzę "Wymarzony dom Ani":)
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam "Wymarzony domek", a sentyment mam do wsyzstkich, jednak zawsze jest ta jedna, prawda? Chociaż jedna ze słabszych to najważniejsza:)
UsuńMoje wspomnienia z Anią są mniej miłe. Pamiętam, że kazano nam przeczytać I część (lektura szkolna), a że nie znosiłam, gdy ktoś mi coś narzucał, to dotrwałam do pewnego rozdziału. Nawet dobrze mi się czytało, ale dawniej nie pałałam zamiłowaniem do książek i jakoś tak... do dziś nie przeczytałam do końca pierwszej części. Inne wspomnienia z Anią? Miałam test abcd z lektury, pierwsze zadania nawet mi dobrze szły, aż tu znalazłam się przy pytaniu o część książki, do której nie dotrwałam - pytanie: na jaki kolor Ania przefarbowała sobie włosy? Koleżanka podpowiedziała mi, że na zielony i do dziś pamiętam tylko ten fakt. :)
OdpowiedzUsuńMam w domu ,,Anię ze Złotego Brzegu", choć byłam święcie przekonana, że z Avonlea. Dziwne. Cóż... ;D Dostałam tę książkę od cioci i liczę na to, że w końcu przeczytam poprzednie części i tę którą od niej dostałam, a później następne, by móc razem z Tobą zachwycać się nad dziełami Montgomery. :)
Też miałam z tym problem i do teraz mam, nienawidzę czytać lektur. Nie dlatego, że są złe, a dlatego, że ktoś każe mi je przeczytać. I dopiero po którymś podejściu przeczytałam "Anię z Zielonego Wzgórza". Za to kolejne całkowicie inaczej. Sięgaj po kolejne i się zachwycaj:)
UsuńJa na tym tomie zakończyłam przygodę z Anią. Podobała mi się, owszem. Ale nie miałam tyle czasu. A później o niej zapomniałam...
OdpowiedzUsuńSzkoda, jednak wszystkiego się przeczytać i polubić nie da...
UsuńCzytałam pierwszą część, ponieważ była moją lekturą szkolną. Choć za lekturami szkolnymi nie przepadam, "Ania z Zielonego Wzgórza" była niesamowitą i piękną powieścią, którą bardzo miło wspominam. Mam nadzieję, że sięgnę i po następne części tej serii :)
OdpowiedzUsuńJa też mam taką nadzieję. Szczególnie, że taka jest magia serii - im dalej w głąb, tym bardziej lubimy bohaterów i wciągają nas ich przygody.
UsuńJa przeczytałam tylko pierwszą część. I chociaż mam drugą, jakoś w tym wieku nie umiem przekonać się do jej przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńWiek na pewno robi swoje, jednak spróbować zawsze można.
UsuńU mnie było tak z "Anią z Szumiących Topoli", miałam wtedy straszną manię na powieści epistolarne i tę czytałam chyba cztery razy - też wydanie WL :) Teraz trochę się dziwię, bo przecież tak mało w niej Gilberta i Avonlea, no :) Czytanie po latach zawsze jest trochę inne, już nie zwraca się uwagi na te same rzeczy, patrzy się pod innym kątem... ale Ania to zawsze Ania :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z Tobą. :)
UsuńW czasach szkolnych przeczytałam całą serię o ,,Ani z zielonego wzgórza''. Teraz nie mam już czasu na powtórkę tej historii, ale całkiem niedawno oglądałam ekranizacje, która również wzbudziła we mnie wielki sentyment.
OdpowiedzUsuńJa też myślałam, że czasu nie będzie, przecież czeka tyle innych książek. Jednak Ania to lektura na jedno miłe popołudnie. Więc warto:)
UsuńPrzeczytałam tylko pierwszą część Ani, jednak zamierzam zapoznać się z całą serią, jakiś czas temu naszła mnie taka ochota. A jeszcze mama przekonuje mnie do tego, był to kiedyś jej ulubiony cykl :)
OdpowiedzUsuńTo zapraszam do wyzwania (link na dole posta), bardzo mobilizujące:)
UsuńOch, uwielbiam takie wspomnienia... :) Ani nie czytałam, ale z równym sentymentem wspominam, kiedy rodzice podarowali mi "Słoneczko" albo "Polyannę"... I jasne, że po czasie wygląda to zupełnie inaczej, dorastamy, zmieniamy się, dlatego czytanie lub oglądanie ulubionego filmu sprzed lat może spotkać się z naszym rozczarowaniem... Wobec tego cieszę się, że tego nie doświadczyłaś.
OdpowiedzUsuńPS. "odwiedziny u panny Lawendy i najważniejsze: spotkanie panny Lawendy z jej księciem"? To brzmi ciekawie! :D
Myślę, że to dlatego, że Ania jest taka słodko-gorzka (w przeciwieństwie do "Słoneczka" czy "Pollyanny":)) i tego rozczarowania nie było...
UsuńPS. A i owszem. Myślę, że mogłabyś dać szansę pannie Lawendzie.:)
Czytałam chyba ze dwa razy całą serię. Bardzo miło wspominam. Wtedy jeszcze miałam domek w ogródku i w nim to wszystko przeżywałam, płakałam, śmiałam się. Właśnie z tą serią
OdpowiedzUsuńUwielbiam Anie, czytałam wszystkie książki :) i to nie raz :P
OdpowiedzUsuńRównież lubię czytać o wspomnieniach, związanych z daną książką. Zawsze ciekawi mnie, jak inni przeżywają swoje literackie spotkania.
OdpowiedzUsuńZ "Anią ..." wiąże się wiele moich wspomnień :)
OdpowiedzUsuńNie miałam przyjemności czytać całego cyklu, ale "Ania z Zielonego Wzgórza" to piękna opowieść, która również zajmuje ważne miejsce w mojej czytelniczej "karierze". Jednak najwięcej wzruszeń dostarczyła mi, czytana przez mamę "Calineczka". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Anię" całą, ale jakoś "Anię w Avonlea" czytało mi się średnio, choć i tak najdłużej przekonywałam się do Szumiących Topoli. Moją ulubioną częścią i tak zawsze pozostanie pierwsza i "Ania w Złotym Brzegu" <3 Choć i tak całą serię kocham i mogłabym czytać każdego dnia <3
OdpowiedzUsuńJa też tak mogłabym, przynajmniej fragmentami.Jednak mają magię lektury z dzieciństwa...:)
UsuńWiesz, że mam swój własny cykl, związany z Anią? I właśnie mi uświadomiłaś, że muszę za jakiś czas się za Anię zabrać. Tak pięknie i przekonująco to napisałaś! :)
OdpowiedzUsuńA w ogóle to jakoś inaczej się u Ciebie zrobiło! Ale tamten nagłówek był piękny i nie wiem czemu go wyrzuciłaś? Tak go lubiłam :D
Nie rozumiem, jak to własny cykl? A Anię polecam zawsze i wszędzie. Nawet moja kochana kuzyneczka, która książek nie czyta, Anię uwielbia:)
UsuńWróciłam do dawnego szablonu, żeby zrobiło się jakoś troszkę bardzie wiosennie. Ale nie martw się, jeszcze ujrzysz tutaj ten nagłówek. Tylko za jakiś czas:)
Wzruszenie, sentyment, miłe chwile z dzieciństwa to czuję, gdy czytam Anię. A dzięki Tobie przeczytam to po raz kolejny, bo mnie przekonałaś.
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę, bo warto:)
UsuńMnie, szczerze mówiąc, zawsze najbardziej nudziły Szumiące Topole... Jakoś tak nie umiałam się na maksa przekonać do tego tomu. Jednak i tak kocham całą serię :)
OdpowiedzUsuńA ja "Szumiące Topole" tak lubię! Teraz jeszcze czytam je w oryginale, świetne są.
UsuńSprzedawco ze sklepu, który żeś wcisnął Mery drugi tom-skąd Ty się urwałeś?!
OdpowiedzUsuńJa przez "Anię z Avonlea" przebrnąć nie mogłam. Za to pierwszy tom wielbię bezgranicznie. Ale spokojnie, niedługo zrobię kolejne podejście do kontynuacji przygód Ani, no bo to przecież wstyd i hańba przeczytać tylko "Anię z Zielonego Wzgórza"!
Właśnie ja nie wiem, co on sobie myślał. Z tego co zrozumiałam, tłumaczył nam, że to ta sama książka, tylko w innym tłumaczeniu:D
UsuńWiesz, pamiętając o Twojej awersji, ja mam propozycję: od razu weź się za "Anię na uniwersytecie", ok?;)