Letnie wspomnienie

Pamiętam, że była końcówka lata, ta spokojna, bez walizek, rozjazdów i gubiących się biletów. Po prostu, była końcówka lata, hamak i mój uśmiech, który słałam różnokolorowym liściom brzoskwini. Była też ta książka i dokładnie ta "Harfa traw".

Piękna była. O dorastaniu, różowym pokoju, miłości mimo różnic, strachu, własnym zdaniu, Katarzynie, wyborach i wolności, którą wtedy zobaczyłam w całkowicie inny sposób. 
Dopracowana była. Capote wtedy po raz pierwszy zaczął jawić mi się jako człowiek wspaniały, który równie dobrze sam mógłby być tym kolorowym listkiem brzoskwini i do którego ze zrozumieniem mogłabym się uśmiechać.

I wtedy właśnie zanotowałam krótką myśl: Capote napisał "Śniadanie u Tiffany'ego", by Audrey Hepburn stała się nieśmiertelna, "Z zimną krwią", by samemu stać się nieśmiertelnym, a "Harfę traw", bym mogła pokochać jego twórczość. Zdecydowanie.


* * *

Śniegu co prawda za oknem nie ma, jednak jest zima. A zimą chyba najbardziej tęsknię do tej letniej opowiastki. I to jest dobre wspomnienie na początek tego nowego roku.

"Harfa traw" T.Capote, Czytelnik, 1962, tł. B.Zieliński

8 komentarzy:

  1. A ja nadal poluję na "Śniadanie u Tiffaniego" w bibliotece. Do dzisiaj tylko ta książka istniała dla mnie z nazwiskiem Capote, jednak teraz będę polować na całą jego twórczość.
    Myśl ciekawa, o której sama będę musiała się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco! Chociaż na razie jedynie "Śniadanie" i "Harfę". Ale na półce już czekają inne jego książki, ciekawa jestem, jak wypadną. :)

      Usuń
  2. Ciekawą, ale trafną myśl zapisałaś. mam te samą książkę i na razie przeczytałam "Śniadanie..." a "Harfa traw" jeszcze przede mną. A jak odbierasz film po przeczytaniu książki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmu jeszcze nie znam. W porównaniu z nagłośnionym, wręcz kultowym Śniadaniem, ekranizacja Harfy przeszła bez echa. Szukałam jej w internecie, trudno gdziekolwiek dostać.

      Usuń
    2. Chodziło mi o Śniadanie - nie wiedziałam, że Harfa też została zekranizowana.

      Usuń
    3. Ze Śniadaniem jest taki problem, że najpierw obejrzałam film i dopiero potem przeczytałam pierwowzór, który wypadł strasznie blado na jego tle. Jednak z każdym kolejnym czytaniem, czy to całościowo, czy tylko fragmentami, zaczynałam doceniać opowiadanie Capote'a i chyba na dzień dzisiejszy powiedziałabym, że to film w porównaniu z książką jest strasznie spłycony. I nawet nie chodzi tu o zakończenie, a takie pojedyncze, doceniane po czasie zdania i słowa, które zbudowały całą opowieść Trumana. Chociaż za pierwszym razem nie doceniłam (bo i film, a szczególnie główna bohaterka, bardzo dobry).

      Usuń
  3. A ja po raz pierwszy słyszę o tym autorze, chociaż naturalnie o "Śniadaniu u Tiffany'ego" słyszałam. Trzeba by się przyjrzeć bliżej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam dobrego autora na nowy rok. I przy okazji dobry film o nim. "Capote" się zwie. Chociaż "Śniadanie..." poleca się jeszcze bardziej (proszę uważać na skracane wersje telewizyjne i z dubbingiem, takie nigdy prawdy nie powiedzą).

      Usuń