Baśniowy zamek.

Zaczęło się od tego, że nie miałam czasu na czytanie. Ferie się skończyły, zaczęły się niewyspane poranki i niewygodne popołudnia szybko zmieniające się w długie wieczory. Bez książek.  Żadnej beletrystyki. Odrobinka poezji. W oczach Zaspanego Człowieka wagi nabrały od razu łatwo przyswajalne opowieści z dzieciństwa, ruda dziewoja czy inna historynka. Siłą rzeczy pojawił się także „Ruchomy zamek Hauru”. Dlaczego? Podobnież miało być o czarownicach, demonach, kapeluszach, zamkach i magii. A czy jest coś milszego niż porządna czarownica po całym dniu przyswajania sobie kolejnych chorób genetycznych?

Nastawiłam się więc na czarownicę. I czarownica, a raczej Wiedźma z Pustkowia, była. Pojawiła się chwilę po czarodzieju, zmieniła niepozorną młodą główną  bohaterkę w staruszkę, zaśmiała się i poszła. A staruszka, która jako dziewczę była niezbyt szczęśliwa, nie miała zamiaru czekać na śmierć. Ruszyła, by odzyskać młodość, a przy okazji wyrwać się z okropnego domu i może znaleźć choć trochę radości.

Słowem, tak, zaserwowano mi baśń, co  nawet zmęczonym okiem można dostrzec.  Jednak zmęczone oko zwraca się przede wszystkim uwagę na to, jak autorka bawi się z sympatycznymi bohaterami, bez względu na standardy baśniowe. Nasza staruszka – Sophie, jako dziewczyna młoda była pracowita, nieśmiała, uczynna i bojaźliwa. Zaklęcie Wiedźmy jednak nie tylko dodało lat zewnątrz, ale i wewnątrz – Sophie nadal była pracowita, przy tym zyskując trochę odwagi, zgryźliwości i wygadania. Podobnie rzecz ma się z innymi postaciami – po co bawić się w czarne i białe, jeśli może być kolorowo? Hauru, Wiedźma, Kalcyfer, Michael – wydaje nam się, że wiemy, po jakiej stronie znajduje się każde z nich, a chwilę później okazuje się, że jest całkowicie inaczej.

Ale baśń baśnią, autorka czerpie ze znanych nam historii garściami – siedmiomilowe buty, Rivendell - dodając trochę od siebie, jednak cały czas trzymając się ram. Jest coś do ratowania, jest dobro, jest zło, trochę walki, zaklęć. Opowieść zaczyna nas wciągać, losy się przeplatają, chociaż wydaje się, że wszyscy starają się dążyć do pokonania tego zła, które nie jest tam, gdzie się go spodziewają. A potem na koniec jeszcze kilka fajerwerków, szczypta romantyzmu i koniec. Koniec? Nie zrobione zadania z matematyki, ćwiczenia z angielskiego, jednak koniec? Już?

Gdy opowieść się kończy, zauważamy, że była świetna, że najchętniej mielibyśmy ją na półce i sobie czasem wracali. Jest jedną z tych, które powinno się przeczytać w dzieciństwie, bo wtedy smakuje najlepiej, jednak nawet w późniejszym życiu, nie przeszkadza nam wiek i coś, co wyniośle nazywają doświadczeniem. Mimo to, można bawić się wspaniale, czuć emocje, kibicować z całego serca, wracać i stwierdzać: nie mam czasu na lekcje. Czytam.

"Ruchomy zamek Hauru" D.W.Jones, wyd.Amber, 2005

15 komentarzy:

  1. Świetna recenzja:)Uwielbiam takie magiczne historie:)Jestem zdania,że klimatów fantasy nikt tak dobrze nie potrafi przekazać jak pisarze angielscy.Chętnie przeczytam o ruchomym zamku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angielscy pisarze dla dzieci i młodzieży rzeczywiście mają jakąś niespotykaną moc. Też ich strasznie lubię. ;-)
      I dziękuję za miłe słowa. :) I witam w Krainie:)

      Usuń
  2. "Ruchomy zamek Hauru widziałam mm bajkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też widziałam bajkę, która jednak różni się od pierwowzoru. Tylko cały czas nie doszłam, czy na gorsze, czy lepsze. ;-)

      Usuń
  3. Oo, czyżby to była ta książka, o której ja myślę? Ta z romantycznym zakończeniem? :o
    Ale pomijając to, to i tak jestem jej bardzo ciekawa, chętnie przeczytam, bardzo chętnie, naprawdę bardzo chętnie przeczytam, chętnie bym sobie ją kupiła... :D Co do Twojego tekstu to, weź, idź kobieto, zazdrość mnie zżera. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, że dobrze myślisz. Ale nie wyobrażaj sobie, że ja tu teraz coś zaspoileruję, aż tak strasznie Kraina nie podupada :D
      O kupieniu też możesz na razie marzyć, książka jest niedostępna. Chyba że w oryginale. Jednak 40 zł na razie przekreśla moje szanse na kupno. Więc się waham, czy chcę ją w oryginale za te nieszczęsne 40 zł... :D

      Usuń
  4. Ja ostatnio czytałam Muminki, mimo że powinnam czytać zdecydowanie coś innego... Chętnie przeczytam baśń, którą tu proponujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że nie miałam okazji przeczytać jej w dzieciństwie, ale też myślę, że teraz nie ma powodów, aby tych zaległości nie nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko teraz jeszcze nic straconego, bawić można się wybornie. :)

      Usuń
  6. Początek brzmi jakbym sama opowiadała o tym, co nadeszło na początku mijającego tygodnia. Eta ostatnio czytała "Muminki" i aż tak mnie zainspirowała, że sama zaczęłam szukać swojego "zmęczonego" egzemplarza :) Chętnie przeczytałabym coś baśniowego, coś co przypomni o dzieciństwie, by oderwać się od codzienności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Muminki" przebijają wszystko. Zależy jeszcze co prawda, która część, jednak to chyba najlepsze co można zrobić - czytać Muminki. :)

      Usuń
  7. Czytałam w liceum i mi się baaardzo podobało. Niestety druga część, "Zamek w chmurach" nie jest już tak wciągająca, ale ją też polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i Anonimowego Gościa ;)
      Po drugą część zapewne niedługo sięgnę, szczególnie, że spotkałam się już z opiniami, że druga jeszcze lepsza. A nawet gdyby było tak jak twierdzisz, sama przyjemność czytania takich książek rekompensuje wszystko.

      Usuń
  8. Ależ baśniowo u Ciebie ;) a ja takie baśniowe klimaty lubię więc chętnie wieczorem bym się w takim innym świecie zatopiła :)

    OdpowiedzUsuń