Po kwiatach pszczoły i ich sekretne życie.

Czasem tak mam, że gdy jedna książka zapoczątkuje temat, nie dodając nic więcej i trafiając idealnie w nasze rozterki, pojawia się inna sztuczka, która też choć w małym stopniu porusza ten sam temat i chcąc nie chcąc, zaczynam o tym wszystkim myśleć. Tak było gdy chwilę po skończeniu Szukając Alaski wpadłam na Fight Club z Nortonem i Pittem. Tym razem przeczytałam Sekretny język kwiatów, a chwilę później trafiłam na Sekretne życie pszczół.


Podczas przypadkowych rozmów o planach na wieczór, poruszających obrazach, napomykam coś o tym filmie. I większość znajomych, która nie rzuca się tak łapczywie na sztukę, a jedynie nurkuje pośród swoich zainteresowań, dziwi się.
-To jakaś produkcja popularnonaukowa? Przyrodnicze?
-Nie, o dziewczynce, która zabiła swoją matkę, o rasizmie, o poszukiwaniu własnej tożsamości.
-Amerykańskie?
-Mhm.

Bo Amerykanie lubią takie filmy, gdzie balansuje się na krawędzi i co chwila wypada z pluskiem, powielając kolejne motywy. Jednak trudno, nie będziemy się rozwodzić na temat tego, co mogło być inaczej, a będzie o tym, co jest i to jest bardzo dobrze zrobione.

Czyli przede wszystkim główny wątek poszukiwania samego siebie, zmierzenia się z własną przeszłością. I tak jak Victoria, Lily też musi zmierzyć się z przeszłością - na pierwszy rzut oka, przychodzi jej to z większą swobodą, niż bohaterce książki. Wydaje się, że dziewczynka dąży jedynie do znalezienia miłości matki, jakiegoś dowodu na to uczucie, sprawienia, by wszystko stało się inne. Jednak ostatnie chwile - wspaniałe spięcie w całość tej postaci, pokazanie w pełni, i my czujemy, że choć pozornie jedynie lekko związane, obydwie bohaterki były dokładnie w tym samym miejscu, próbując rozwiązać wszystko na swój własny sposób i w mojej głowie, genialnie się uzupełniając.

Jednak reszta? Bo przecież Sekretne życie pszczół, to nie tylko moje linkowanie kolejnych wytworów cudzej wrażliwości.
A więc ten rasizm lat 60 zwiastujących przemiany. Ta kolorowość. Ta hierarchia.
Nie przeszkadzało to tutaj.
Nie wiem, dlaczego, jednak nie lubię, gdy Amerykanie po raz kolejny poruszają ten temat, w którym nic nie mają do dodania. Podobało mi się, że zrobili z niego tło (choć wyraźne), a nie pierwszy plan, że okrasili słodkością i miodem. Niestety, czasem za stereotypowo, za nachalnie, jakby raczej chcąc coś udowodnić.


Wspaniała za to była atmosfera, może przez bajkowość, może przez krajobrazy, może przez uśmiech Queen Latifah, może przez pszczoły. Albo raczej dzięki. Wszystkiego wyważono, dokładnie tak jak powinno się ważyć - łzy, śmiech, suchość i miód - razem mieszane dawały coś pięknego.

Zgrzytała okropna współczesna muzyka, jednak obiecałam sobie o niej nie pamiętać...

...bo to jest film wart tego, by go dobrze wspominać. Słodko-gorzki z przewagą miodu, balansujący między kiczem a sympatycznością, lecz zawsze mający odrobinę więcej tego drugiego. Zmuszający do myślenia, czasem wypełniający nasze oczy łzami.

Tylko jednego nie wybaczę - Paul Bettany nie powinien zawsze tak kończyć. Czy wszyscy chcą z niego zrobić najgorszy charakter, a on zawsze wypada, jako ten, któremu najbardziej współczujemy? I dlaczego nigdy nikt nie chce pociągnąć jego wątku do końca? W Sekretnym życiu... najbardziej obiecująca postać, najmniej wpadająca w stereotypy (chyba, żeby w postrzegać go jedynie jako tego złego białego) i niedokończona, urwana, zostawiona i samotna. Nie rozumiem i wybaczyć nie mogę.

"Sekretne życie pszczół" reż. Gina Prince-Bythewood, 2008

8 komentarzy:

  1. mARYSIA Z APETYTU14 maja 2014 14:39

    muszę obejrzeć, bo książką byłam oczarowana :) czytałaś? :) pisałyśmy o niej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jeszcze przede mną. Chociaż słyszałam już opinie, że tym razem ekranizacja dużo lepsza od pierwowzoru.

      Usuń
  2. Sekretnie, jako facet muszę przyznać się, że to jeden z filmów, który mnie niesamowicie wzrusza.
    Pomimo tej amerykańskiej tendencyjności- bo w swoim kinie prawie zawsze muszą ją gdzieś wcisnąć- film właśnie ma smak tego miodu- niekoniecznie słodkiego. Czasem tego dzikiego, z tą nutą niezastąpionej goryczy. Jak życie- zemdliłaby nas wieczna słodycz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Filmu nie widziałam, ale książkę czytałam. Bardzo mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam, że powstał film. Książkę mam na półce, ale niestety jeszcze nieprzeczytaną. Kiedy to nadrobię na pewno chętnie obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wolny wieczór, szukam jakiegoś ciekawego filmu; ooo Mery dodała nowy post; "Sekretne życie pszczół"?; ostatni film, który Mery polecała, a mianowicie "Tylko kochankowie przeżyją" okazał się strzałem w dziesiątkę, dlatego może i tym razem warto zaryzykować; głupie przeczucie, że film nie przypadnie mi do gustu, jednak mnie nie opuszcza; zapisuję, zostawiam, może kiedy indziej

    OdpowiedzUsuń
  6. "Czytałam sekretne życie pszczół" - urocza pełna ciepła opowieść.

    OdpowiedzUsuń