Od dość długiego czasu w parze z książkami papierowymi idą
audiobooki czy e-booki. Od tegoż również czasu, napawają mnie niechęcią. Jak
to? Moje uwielbiane powieści, zazwyczaj pachnące starością lub farbą drukarską,
upchane w czytnik? Albo zrzucone na mp3, czytane przez obcą osobę? Wydawało mi
się to wręcz profanacją.
Nie można mi zarzucić braku dobrej woli. Owszem, próbowałam czytać w wersji elektronicznej (jednak bez czytnika było to śmiechu warte) i próbowałam również słuchać (tutaj również w roli głównej mój komputer). Jednak po chwili wsłuchiwania się czy też wpatrywania w ekran miałam zwyczajnie dość. I wróciłam do moich „papierzysk”. Aż wreszcie dopadło mnie coś nazywanego Brak Czasu Dla Książki. Około północy, z mokrymi włosami (bo kto by jeszcze miał czas suszyć czy prostować) i klejącymi się oczyma, leżałam dzielnie w łóżku, próbując przeczytać choć jeden rozdział. Jednak po prostu nie miałam siły. Powieki same opadały, a ja zasypiałam. Budziłam się, biegłam do szkoły, potem różne obowiązki i spać. Błędne koło się zamykało.
Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Za pośrednictwem Syndykatu ZwB ściągnęłam Psa Baskerville’ów. Krok jakże ryzykowny, bo nie miałam do czynienia nigdy z Sherlockiem. Ale w planach miałam. Czas było więc zrealizować plany.
Zaczęło się od słuchania przy rutynowych czynnościach. Holmesa dopiero poznawałam. Jednak skojarzenie pierwsze nasuwało się samo – jakaś nić łącząca książki sir Artura i królowej Agathy. Ten angielski klimacik, mżawka, Londyn, powozy, laski, bilety wizytowe. Styl jednocześnie bogaty i lakoniczny. Pełen kontrastów. Uśmiech wypłyną mi na twarz i coś mówiło będzie dobrze.
Niestety, na pierwsze rozczarowanie nie trzeba było długo czekać. Otóż na sławetnej Baker Street Sherlocka Holmesa odwiedził niejaki doktor Mortimer. Zagadka, o rozwiązanie której prosił detektywa, zahaczała wręcz o działania sił nadprzyrodzonych. Oto kawałek opisu fabuły:
Akcja książki rozgrywa się na ponurych bagnach hrabstwa Devon. W tajemniczych okolicznościach giną kolejni spadkobiercy majątku Baskerville ów. Miejscowa ludność przypisuje te zagadkowe zgony pradawnej klątwie prześladującej rodzinę Baskerville ów od ponad dwustu lat.
Mając zakodowane, że Doyle pod koniec swego życia zaczął parać się okultyzmem, przestraszyłam się, że nici z logicznej zagadki, za to posłucham sobie o duchach psa nawiedzającego biedną rodzinę. Na szczęście, oszczędzono mi tego. Pies, jak można było się domyślać, wcale nie był niematerialnym stworem, niepewne było, czy istniał naprawdę. Niepodważalny za to był fakt, iż sir Karol Baskerville zmarł na moczarach w wyniku ataku serca, a tuż obok jego ciała znaleziono wielkie ślady psa…
Dwór odziedziczył po nim niejaki Henryk Baskerville i jak wynikało z wielu przesłanek i na niego czekało niebezpieczeństwo. Jednak Holmes z doktorem Watsonem byli na posterunku.
Zagadka z rodu tych, do rozwiązania, do logicznych przemyśleń. Trudna, zmuszająca szare komórki do myślenia, a jednocześnie utrzymująca w napięciu. Klasyczny angielski kryminał. Dlatego nic dziwnego, że w pewnej chwili, nie rejestrując już nic innego, siedziałam zasłuchana, wykonując tylko mechaniczne czynności.
Zgadnąć nie zgadłam, mogłam się jedynie domyślać i pod koniec być pod wielkim wrażeniem całego toku myślenia Holmesa – mojego nowego znajomego.
Jednak słuchowisko się skończyło, pstryk, a ja zostałam z uczuciem niedosytu. Bo, o ile wiem, jak cała sprawa się zakończyła, poznałam również Sherlocka Holmsa i jego sposób myślenia oraz osobowość, to jednocześnie poczułam się czegoś pozbawiona. Jakiejś cząstki mnie, która sprawia, że to właśnie litery działają na mnie tak a nie inaczej. Cząstki, która zawsze zwracała uwagę na rys psychologiczny bohaterów, opisy, jakieś poboczne fragmenty. Niestety, to właśnie jest konsekwencja słuchania audibooka. Oprócz faktu, że historia się podobała, że wciągnęła, oprócz kilku niuansów - trudno jest mi ją ocenić. Po prostu należę do tego niereformowalnego gatunku czytaczy papierowych.
Nie można mi zarzucić braku dobrej woli. Owszem, próbowałam czytać w wersji elektronicznej (jednak bez czytnika było to śmiechu warte) i próbowałam również słuchać (tutaj również w roli głównej mój komputer). Jednak po chwili wsłuchiwania się czy też wpatrywania w ekran miałam zwyczajnie dość. I wróciłam do moich „papierzysk”. Aż wreszcie dopadło mnie coś nazywanego Brak Czasu Dla Książki. Około północy, z mokrymi włosami (bo kto by jeszcze miał czas suszyć czy prostować) i klejącymi się oczyma, leżałam dzielnie w łóżku, próbując przeczytać choć jeden rozdział. Jednak po prostu nie miałam siły. Powieki same opadały, a ja zasypiałam. Budziłam się, biegłam do szkoły, potem różne obowiązki i spać. Błędne koło się zamykało.
Postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Za pośrednictwem Syndykatu ZwB ściągnęłam Psa Baskerville’ów. Krok jakże ryzykowny, bo nie miałam do czynienia nigdy z Sherlockiem. Ale w planach miałam. Czas było więc zrealizować plany.
Zaczęło się od słuchania przy rutynowych czynnościach. Holmesa dopiero poznawałam. Jednak skojarzenie pierwsze nasuwało się samo – jakaś nić łącząca książki sir Artura i królowej Agathy. Ten angielski klimacik, mżawka, Londyn, powozy, laski, bilety wizytowe. Styl jednocześnie bogaty i lakoniczny. Pełen kontrastów. Uśmiech wypłyną mi na twarz i coś mówiło będzie dobrze.
Niestety, na pierwsze rozczarowanie nie trzeba było długo czekać. Otóż na sławetnej Baker Street Sherlocka Holmesa odwiedził niejaki doktor Mortimer. Zagadka, o rozwiązanie której prosił detektywa, zahaczała wręcz o działania sił nadprzyrodzonych. Oto kawałek opisu fabuły:
Akcja książki rozgrywa się na ponurych bagnach hrabstwa Devon. W tajemniczych okolicznościach giną kolejni spadkobiercy majątku Baskerville ów. Miejscowa ludność przypisuje te zagadkowe zgony pradawnej klątwie prześladującej rodzinę Baskerville ów od ponad dwustu lat.
Mając zakodowane, że Doyle pod koniec swego życia zaczął parać się okultyzmem, przestraszyłam się, że nici z logicznej zagadki, za to posłucham sobie o duchach psa nawiedzającego biedną rodzinę. Na szczęście, oszczędzono mi tego. Pies, jak można było się domyślać, wcale nie był niematerialnym stworem, niepewne było, czy istniał naprawdę. Niepodważalny za to był fakt, iż sir Karol Baskerville zmarł na moczarach w wyniku ataku serca, a tuż obok jego ciała znaleziono wielkie ślady psa…
Dwór odziedziczył po nim niejaki Henryk Baskerville i jak wynikało z wielu przesłanek i na niego czekało niebezpieczeństwo. Jednak Holmes z doktorem Watsonem byli na posterunku.
Zagadka z rodu tych, do rozwiązania, do logicznych przemyśleń. Trudna, zmuszająca szare komórki do myślenia, a jednocześnie utrzymująca w napięciu. Klasyczny angielski kryminał. Dlatego nic dziwnego, że w pewnej chwili, nie rejestrując już nic innego, siedziałam zasłuchana, wykonując tylko mechaniczne czynności.
Zgadnąć nie zgadłam, mogłam się jedynie domyślać i pod koniec być pod wielkim wrażeniem całego toku myślenia Holmesa – mojego nowego znajomego.
Jednak słuchowisko się skończyło, pstryk, a ja zostałam z uczuciem niedosytu. Bo, o ile wiem, jak cała sprawa się zakończyła, poznałam również Sherlocka Holmsa i jego sposób myślenia oraz osobowość, to jednocześnie poczułam się czegoś pozbawiona. Jakiejś cząstki mnie, która sprawia, że to właśnie litery działają na mnie tak a nie inaczej. Cząstki, która zawsze zwracała uwagę na rys psychologiczny bohaterów, opisy, jakieś poboczne fragmenty. Niestety, to właśnie jest konsekwencja słuchania audibooka. Oprócz faktu, że historia się podobała, że wciągnęła, oprócz kilku niuansów - trudno jest mi ją ocenić. Po prostu należę do tego niereformowalnego gatunku czytaczy papierowych.
Mimo wszystko, mam zamiar dać jeszcze jedną szansę audiobookom. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, prawda? Szczególnie, że styl zarówno sir Artura jak i Agathy świetnie się nadają do słuchania. Bez ozdobników, masy pobocznych wątków. Dlatego chyba tak dobrze mi się słuchało i chociaż troszkę wyżej wspomnianego niedosytu pozostało, to kolejne audioksiążki będą zapewne jeszcze nie raz towarzyszyły mi w drodze do szkoły.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
"Pies Baskerville'ów" A.Conan-Doyle, czyta Jakub Sender, Audeo
Za możliwość wysłuchania dziękuję Audeo.pl i Syndykatowi ZwB
Nie mogę się przekonać do audiobooków. Muszę się skupiać jedynie na słuchaniu, bo podczas wykonywania jednocześnie innych czynności za bardzo się rozpraszam i tracę wątek;)
OdpowiedzUsuńCo do "Psa Baskerville'ów" - według mnie nie byłoby źle, gdyby wątek paranormalny jednak okazał się prawdziwy;) Ale to książka o Sherlocku, tutaj mamy rzeczywistych sprawców zbrodni i realne zagadki;)
No to zależy od osoby, niektórzy preferują takie sposób "czytania". Ja osobiście - papierowe książki.
UsuńWątku paranormalnego nie było, i dobrze. Przyznam, że gdyby był, to nie sięgnęłabym po kolejne książki sir Arthura. A tak to podobało się, więc będzie można je czytać.
Mam takie same odczucia co Ty w kwestii audiobooków. Próbowałam słuchać książek, ale nie dałam rady żadnej dokończyć w ten sposób. Charakterystyki bohaterów mi umykają, często coś odciąga uwagę od słuchania itd. Jestem zwolenniczką papierowych wersji i to się chyba już nie zmieni. Natomiast co do tej powieści, to widziałam ekranizację, więc muszę sięgnąć po literacki pierwowzór. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie najgorsze jest, gdy uciekają. No i fakt, że nie możemy się wrócić do danego zdania, które nam umknęło itp. Małe szczegóły, a daje się je odczuć;)
UsuńFilmu nie widziałam jednak mam w planach i liczę, że przypadnie mi do gustu. Mam nadzieję, że u Ciebie będzie tak samo, gdy przeczytasz książkę:)
Zgadzam się z tymi audiobookami. I tak muszę się skupić na słuchaniu więc inne czynności odpadają, jedynie w autobusie czy tramwaju mogłabym ich słuchać. Wolę wersję papierową, a ostatnio coraz bardziej się przekonuję do e-booków. Co do Psa..., czytałam i bardzo lubię, ale przypomnę sobie w najbliższym czasie:)
OdpowiedzUsuńE-booków? Jejku, może gdybym posiadała jakiś tablet czy czytnik, to ok. Ale przy komputerze i laptopie nie jest to zbyt fajne rozwiązanie - zdecydowanie. Męczę się za szybko.
UsuńJa bym Psa jeszcze sobie przeczytała w wersji książkowej... Ale to za jakiś czas.;)
Oglądałam ,,Psa Baskerville'ów" w wersji filmowej i nawet mi się podobał. Co do audiobooków, nie miałam jeszcze okazji ich słuchać, ale będę chciała spróbować to zmienić, gdyż czasem nie taki straszny diabeł, jak go malują :-)
OdpowiedzUsuńOtóż to:) Gdy się nie ma czasu, gdy się gdzieś idzie - audiobooki są świetnym rozwiązaniem. I wymagają mniej wysiłku. Jednak to cały czas nie to, co daje książka.
UsuńCieszę się, że i Ty miałaś okazję przesłuchać ten audiobook. Widzę, że mamy podobne opinie :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, czyżbym aż tak dużo przegapiała? Zaraz zajrzę do Ciebie i przeczytam recenzję. Ech, ten czas szybko uciekający...
UsuńAudiobook to nie dla mnie. Książkę czytałam i bardzo mi się podobała
OdpowiedzUsuńMam tego audiobooka. Jeśli najdzie mnie ochota, to przesłucham. Wówczas porównam nasze wrażenia :)
OdpowiedzUsuń"Psa Baskerville'ów" czytałam jeszcze w podstawówce i bardzo mi się ta książka spodobała. Co do audiobooków - chyba nigdy się do nich nie przekonam, podobnie jak do ebooków... Chociaż może dam im drugą szansę.
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu mam zamiar zabrać się za którąś z książek o Holmesie, jednak do audiobooków podobnie jak Ania, nigdy się nie przekonam, szczerze ich nie cierpię.
OdpowiedzUsuńOj, dziewczyny, do wszystkiego da się przekonać, mówię wam. Blueberry, jak do mnie wpadniesz masz zapewnioną akcję: przekonywanie do audibooków. Chociaż te papierowe książki są o niebo lepsze.
UsuńUwielbiam czytać o przygodach Sherlock'a, a ta powieść to jedna z najlepszych historii o tym detektywie :) Choć audiobooka bym słuchać nie mogła, wolę wersję papierową :D
OdpowiedzUsuńSherlocka mam w planach. Audiobooki mi nie wystarczają jestem wierną fanką papierosisk i chyba przy tym zostanę. Rozumiem, jednak, że brak czasu zmusza do pewnych działań. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Sherlocka, ale w wersji papierowej - audiobooki są nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńPS Zgubiłaś "o" w przedostatnim akapicie w słowie "audiobooki" ;)
*spam*
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do wzięcia udziału w moim kryminalnym konkursie : http://miqaisonfire.wordpress.com/2012/10/24/262-kryminalny-konkurs-z-wydawnictem-proszynski-i-s-ka/
Uwielbiam audiobooki i nie wyobrażam sobie bez nich życia literackiego. :)
OdpowiedzUsuńJa tam też jestem z "niereformowalnego gatunku czytaczy papierowych" i nie przekonałam się jeszcze do audiobooków, ale skoro nie mam czasu na książki, to może powinnam? Sherlocka oczywiście przeczytam... kiedyś, jak będzie wolne od szkoły ;)
OdpowiedzUsuń