Śniegowa niedziela.


Uff, to tylko ja. Już nie prycham, kicham, warczę. Czuję się na prawdę bardzo dobrze, a co spojrzę na swój stos śmiać mi się chce i co chwila zachodzę w głowę jak ja mogłam wybrać akurat takie pozycje. Wam go łaskawie nie pokażę, powiem tylko, że Picoult tam jest:)
Przez te trzy dni siedzenia w domu, albo raczej leżenia w łóżku z zasady nie miałam siły podejśc do komputera. Dlatego przeglądałam książki, trochę czytałam i kupowałam. Tego ostatniego najwięcej. Najpierw mama przyniosła mi "Pamiętniki Jane Austen"z Biedronki, potem kurier pukał dwa razy, potem jeszcze listonosz...
No, ale co do Austen. Mamusia trafiła oczywiście z "Pamiętnikami..." wtedy kiedy ja przypominałam sobie fragmenty "Dumy...", a więc zaprychana czytałam list pana Darcego (strasznie lubię ten moment:D). Jednak dzieło pani James to zupełnie inna bajka.Ja nie wiem jak to jest, ale na razie podobała mi się tylko przedmowa. I ugrzęzłam na 43 stronie. Cóż, może potem dokończę...
Jednak jak nie Austen to Murakami. Wczoraj skończyłam "Norwegian Wood" i jestem oczarowana. Przyznaję, nie jest to arcydzieło, ale mała perełka i owszem. Teraz w głowie i głośnikach lecą tylko i wyłącznie Beatlesi.
 

W planach jest jeszcze cudowna cieplutka herbatka, ciasteczka i "Na południe od granicy...". Jak na razie u mnie rządzi Murakami!
No, ale najpierw lekcje. Nawet nie chcę o nich myślec.

A Wy co porabiacie?