Ten zbiór felietonów, o jakże przyjemnej nazwie, czytałam już trzy (jeśli nie cztery) lata temu. Wtedy sięgnęłam po nie idąc za tzw. ciosem. Skończyłam Jeżycjadę i wypożyczyłam wyżej wspomniane, chociaż Pani Bibliotekarka mówiła, że to dla trochę starszych. Jednak ja się uparłam i sparzyłam (jak to zwykle bywa). To już nie były beztroskie harce czterech panienek. Tym razem pani Małgorzata opowiadała o książkach. Nie umiałam wtedy tego docenić. Co prawda, kilka felietonów mnie rozśmieszyło i zaciekawiło, lecz większość po prostu nudziła. Omijałam bogate cytaty, niektóre opowiastki… Stojąc wtedy w księgarni nad tą książką postanowiłam dać „Frywolitkom” jeszcze jedną szansę.
Zaczęło się od wstępu, który nie był typowym wstępem. Był pierwszym felietonem i był taki jak całe frywolitki. A co to są frywolitki? Posłuchajcie:
…tytuł naszych felietoników pochodzi od francuskiego słowa f r i v o l e - płochy, lekkomyślny, błahy. F r y w o l i t k i zaś, czyli, powiedzmy, b ł a h o s t k i - to nazwa prześlicznych koronek, które potrafi wykonać własnoręcznie moja Mama. Pomysł, by nazwa tych koronek była tytułem felietonu, wziął się, mówiąc otwarcie, z bezsilnej zawiści. Uczucie to opanowuje mnie zawsze, gdy widzę, co moja Mama potrafi zrobić swoimi rękami, w zasadzie bardzo podobnymi do moich , z tym, że jednak moje są bardziej – jak to się mówi – maślane. Frywolitki, jakie wykonuje moja Mama przy użyciu Specjalnego Czółenka, są tak precyzyjne, wdzięczne i ładne! Zaczyna się od małego oczka, a potem już tylko – ba, t y l k o! – snuje się i nawija w kółeczko, dorabiając oczka następne, oraz zawijaski, figlaski, ząbki, wypustki i inne dygresje. Kiedy raz siedziałam, wpatrując się z nabożnym podziwem w to, co Mamie udaje się wyczarować ze zwykłych nici, pomyślałam sobie na pociechę, że właściwie to i ja tak potrafię, tylko nie rękami, a głową. I że można by spróbować zrobić frywolitki – mentalnie.
Ja do tych nitkowych frywolitek mam słabość. Posiadam trzy cudowne zakładki zrobione właśnie tą techniką (robiła je, notabene, Czytelniczka pani Musierowicz) i za każdym razem się nimi zachwycam. Więc, jeśli takie mi się podobają, to dlaczego miałyby mi się nie spodobać mentalne?
Moje zakładkowe frywolitki-prezent od pewnej Miłej Osoby |
Pierwsza właściwa frywolitka (po frywolitce wstępnej) opowiadała o pani Elizie Orzeszkowej – pisarce znanej w całej Polsce, której opisy przyrody, dla większości uczniów, są zmorą. Ta właśnie pani Eliza, od dłuższego czasu chodzi mi po głowie, od dłuższego czasu się do niej uśmiecham. Po części, dlatego, że czytałam wspomnienia Zuzanny Rabskiej, po części dlatego, że ciągle mam w pamięci piękną recenzję Eliny. Chyba właśnie dlatego, że od tego felietonu zaczęła się ta książka i od faktu, że autorka podchodziła do tematu pełna zrozumienia, polubiłam z miejsca frywolitki. Co prawda, Bardziej Doświadczonych Czytelników mogą razić wszelkie zwroty trochę jakby nie z tej szarej ziemi, takie słoneczne, optymistyczne i pełne uśmiechu, które kieruje pani Małgorzata do odbiorców. Ale to chyba ich problem, prawda? Ja zapisałam kolejny tytuł na liście „must read” i czytałam dalej.
Chociaż felietony miałam sobie dawkować, tak jeden przed snem, nie umiałam. Na raz przeczytałam kilka i nie było mi dość. Dawno bowiem nie spotkałam się, żeby ktoś opowiadał z takim znawstwem i pasją za razem, o książkach czasem wręcz klasycznych, a czasem nieznanych chociaż pięknych. Poza tym, sam styl autorki wręcz zachęcał do kolejnej lektury, do notowania sobie poszczególnych tytułów, które po prostu CHCE się czytać. Chciałam dalej poznawać chociaż kawałek życia Andersena, Krzysia z bajki o Kubusiu Puchatku, Jane Austen. Chciałam czytać, kupić od razu te książki i wszystkie na raz poznać. Pani Małgosia po prostu zaraziła mnie swoją pasją.
Jednak jak to bywa w przypadku felietonów, nie mówiły one tylko o książkach. Autorka pisała o ogrodach, spotkaniach, ludziach, listach od Czytelników, miejscach… Opowiadała przeróżne anegdotki, często cytowała opisywane przez siebie książki. Jednak o czym by nie pisała i tak przez wszystkie słowa wybijał się ten optymizm, który jest tak widoczny również w Jeżycjadzie.
Pozycja jest wprost obowiązkowa dla miłośnika cyklu o Borejkach. Dla miłośników książek również. Jednak jeśli nie znacie domowników mieszkanka przy Roosvelta 5, to najpierw zajrzyjcie do „Szóstej klepki",a dopiero potem smakujcie "Frywolitki". To jest jedna z tych książek, do których często się wraca.
"Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałam książkę" M.Musierowicz, wyd. Akapit-Press, 2008
Bardzo lubię Musierowicz, dlatego chętnie sięgnę po tę książkę - umili mi oczekiwania na kolejny tom Jeżycjady. :)
OdpowiedzUsuńQuerido, baaardzo umila. Czas szybciej płynie do tego października. Poza tym, to całkowicie inna odsłona niż dom Borejków. Ale równie interesująca.:)
UsuńUwielbiam "Jeżycjadę", choć nie jestem pewna czy Fryolitki również mi się spodobają, bo to jednak zupełnie co innego. Nie wiedziałam, że tematyką są książki i pisarze, tym bardziej Ci mało przeze mnie znani. Ale spróbować nie zaszkodzi, przyciągają mnie te różnorodne anegdotki :)
OdpowiedzUsuńTak jak wspomniałam, są też klasycy typu Orzeszkowa czy Prus, ale też autorzy o których czytałam po raz pierwszy. Myślę, że powinna Ci się spodobać, jeśli uwielbiasz Jeżycjadę. Chociaż ja całkowicie się nią zachwyciłam dopiero za drugim razem.
UsuńMyślę, że jeszcze się wstrzymam, żeby się nie sparzyć ;)
OdpowiedzUsuńPaulo, wszystko zależy od Ciebie. Jednak jeśli nie miałaś do czynienia z książkami tej Pani, to ja tak jak już pisałam, na początek polecam "Szóstą klepkę".
UsuńNigdy nie słyszałam to tej książce. Najwyższy czas jej poszukać, bo brzmi interesująco. Co do tych zakładeczek... są wspaniałe! Muszę poszukać jak je wykonać. :)
OdpowiedzUsuńJak mi powiedziałam Autorka tych zakładek, robi się je bardzo łatwo, trzeba tylko cierpliwości. No, ja tej cierpliwości chyba caly czas mam za mało;)
UsuńKsiążka od dawna znajduje się na liście "muszę przeczytać" :)
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że w najbliższym czasie będziesz miała taką okazję.
UsuńNo właśnie, czy jest w ogóle taka osoba w Polsce (na świecie), która jest fanem Pani Musierowicz, a nie zna jej Frywolitek? Mam nadzieję, że nie ;) Swoją przygodę z Frywolitkami zaczęłam podobnie do Ciebie, tj. byłam młoda, uparłam się, że chcę przeczytać, wtedy nie bardzo potrafiłam docenić, aczkolwiek czytałam z zainteresowaniem. Teraz bardzo chętnie powróciłabym do nich.
OdpowiedzUsuńZakładki są urocze!
A tak poza tym, czytałaś kulinarne "Całuski pani Darling"? Jest tam super przepis na przepyszne bułeczki :3
Wracaj do nich, mam nadzieję, że Tobie też tak przypadną do gustu za drugim razem:) Ma na to chyba również wpływ, że teraz prowadzimy bloga i czytamy więcej o książkach, a więc mamy jako takie porównanie. Przynajmniej ja tak to odbieram.
Usuń"Całuski" czytałam, ale jako, że nie mam ich w domu, to za wiele nie pamiętam. Zrobiłam chyba jeden czy dwa przepisy... Za to w czytaniu ciągle jest "Łasuch literacki" - małdrzyki Kreski (te które robiła wraz z Gieniusią) cieszą się u nas w domu niebywałą popularnością i większość niezapowiedzianych gości, którzy zostają nimi poczęstowani (bo robi się je błyskawicznie) proszą o przepis;)
Kurcze, ja właśnie "Łasucha..." nigdzie nie mogę zdobyć ;( Toteż zazdroszczę Ci!
UsuńZdecydowanie muszę do nich wrócić, bo tak jak Ty, czytałam je kilka lat temu i trochę się sparzyłam. :)
OdpowiedzUsuńPiękne są te zakładki!
Mam nadzieję, że i Tobie tym razem się spodoba;)
UsuńCo do zakładek, mi oczy wyszły z orbit jak je zobaczyłam. Ile to pracy!
Lubię Musierowicz, a więc być może przeczytam. Poszukam, chyba powinny być w bibliotece
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będą, bo są godne uwagi.:)
UsuńMnie najbardziej podoba się właśnie pierwsza część Frywolitek; kolejne mnie trochę nudziły, choć uwielbiam Jeżycjadę i chętnie wracam do książek pani Musierowicz.
OdpowiedzUsuńJa kolejnych nie pamiętam za dokładnie, tak dawno czytałam! Ale niedługo postaram je sobie przypomnieć.
UsuńMuszę koniecznie przeczytać! Dopiero od niedawna zaczęłam czytać Jeżycjadę, ale seria tak mi się spodobała, że od razu polubiłam Musierowicz. Tej pozycji nie mogę sobie odpuścić. Mam nadzieję, że i "Frywolitki" przypadną mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję:)
UsuńMam wszystkie części Frywolitek, uwielbiam. Ja również inne jej, na przykład Tym razem serio lub o gotowaniu z przepisami
OdpowiedzUsuńKasiuuuuuu, masz "Tym razem na serio"?! Zazdroszczę Ci strasznie (wiem, że to nie wypada, ale taka jest prawda). Tę książkę próbuję dostać, ale jeśli nie zaporowa cena (nie stać mnie na wydanie 100 zł za niewiele ponad 100 stron) to nie ma towaru. I tak kręcę się w kółko.
Usuńjestem fanką Musierowiczowej od lat wielu już, bo wiekowa, haha, kupowałam jak się ukazywało wszystko po kolei, to i mam. Nawet nie wiedziałam, że osiąga to takie ceny. Napisz do Acapit Press o tym, moze wznowią
UsuńKiedyś była chyba o tym rozmowa na stronie autorskiej MM. Pani Małgosia nie chce wznawiać tej książki, ponieważ musiałaby ją uzupełniać, a od czasu wydania "Tym razem na serio" trochę zdarzyło się w jej życiu (przynajmniej ja tak to zapamiętałam, mam nadzieję, że sensu nie zgubiłam). Więc wznowienia nie ma się co spodziewać. Podobnież w Krakowie można spotkać tę książkę po normalnych cenach w antykwariatach, ale do Krakowa daleko...;)
UsuńJeżycjady jeszcze nie skończyłam, niestety. Do Frywolitek nigdy mnie nie ciągnęło. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńTo kończ Jeżycjadę, Kochana (nie żebym zmuszała, broń Boże, ale...:)). A na "Frywolitki" przyjdzie czas.
UsuńLubię Musierowicz, zwłaszcza dlatego że jestem z okolic Poznania i czytam o miejscach w których bywam i podczas lektury mogę sobie wyobrazić jaką trasą idzie bohater itp. Może to głupie, ale lubię to. A mistrzowskie pióro pani Musierowicz to już swoją drogą ;-)
OdpowiedzUsuńNitkowe frywolitki - świetne! Sama pewnie bym takich nie zrobiła. Także zazdroszczę tej osobie która potrafi takie cudeńka zrobi ć.
Aniu, rozumiem Cię doskonale co do tych miejsc. Gdy Hanna Krall wydała książkę, która po części opowiadała o moim miasteczku kupiłam (niestety, jeszcze nie przeczytałam, bo naiwnie najpierw wzięłam się za coś innego a w tym czasie pożyczyło ją sobie już kilka osób;).
UsuńCo do frywolitek nitkowych - próbuj, próbuj, ja w Ciebie wierzę! :D
Te zakładkowe frywolitki - cudeńko. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, teraz praktycznie używam tylko ich. Sprawdzają się znakomicie:)
Usuńmoże kiedyś...
OdpowiedzUsuń[ksiazkowo17]
Jeśli kiedyś się skusisz, to mam nadzieję, że i Tobie się spodoba ta książka:)
UsuńBrzmi fajnie, więc pewnie sięgnę po tę książkę ;) A zakładki przecudne *.* <33
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że książka się spodoba:)
UsuńMusiałabym do niej wrócić, bo pamiętam ją jak przez mgłę. A zakładki szałowe !!!
OdpowiedzUsuńTo wracaj do niej, Tosiu, wracaj. Warto:)
UsuńZdecydowanie na jesienne wieczory.
OdpowiedzUsuńNawet bardzo zdecydowanie:)
UsuńZakładki są przepiękne!!! Co Do Małgorzaty Musierowicz to jakoś nie mogę się przekonać, czytałam chyba ze 3 jej książki i zaprzestałam. Ale może czas dać jeszcze raz szanse sadze o Borejkach?:)
OdpowiedzUsuńSmerfetko, są osoby, którym ta autorka nie odpowiada i trudno. Ja polecam cały czas na początek "Szóstą klepkę" lub mój ukochany "Opium w rosole". Jednak jeśli Tobie nie podchodzi to nie ma co się zmuszać:)
UsuńPS. Cieszę się, że Cię widzę. Dawno Cię nie było w blogosferze...:*
Przeczytałam całą Jeżycjadę, teraz z niecierpliwością czekam na Mcdusię. Uwielbiam M. Musierowicz. Przyznaję jednak, że "Frywolitek" jeszcze nie miałam okazji przeczytać. Po twojej recenzji nabrałam takiej ochoty, że jak uda mi się znaleźć w bibliotece, to na pewno przytaszczę do domu i to już jutro:) Pozdrwiam
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że "Frywolitki" będą w bibliotece.
UsuńA grono czekających na "McDusię" rośnie i rośnie...:)
Gdy tylko przeczytałam "Szóstą Klepkę" wiedziałam, że na jednej książce Pani Musierowicz nie poprzestanę. Zaczytałam się w Jeżycjadzie i lubię do niej wracać :). Na Frywolitki jeszcze się nie odważyłam, ale sądząc po Twojej notce, muszę to zrobić:). Lecę do biblioteki ;). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo leć do biblioteki. Mam nadzieję, że znajdziesz i co najważniejsze, że będzie się podobać:*
UsuńKoniecznie muszę przeczytać. Mam w planach od dawna. A robótkowe frywolitki są poza moim zasięgiem, a szkoda, bo cudne.
OdpowiedzUsuń