Po
przeczytaniu „Śmierci pięknych saren” uśmiechnęłam się do siebie i nagle
zrozumiałam tych ludzi. Bo na pytanie: o
czym jest ta książka? trzeba by odpowiedzieć: o rybach i będzie to jedyna prawdziwa odpowiedź, za razem tak
daleka od prawdy. A jeśli drążyć by temat, powiedzielibyśmy o tatusiu autora,
który w tej historii odegrał jedną z ważniejszych ról, będąc komiwojażerem
handlującym lodówkami i odkurzaczami sławnej firmy Elektrolux, a jednocześnie
wielkim miłośnikiem ryb. Dalej trzeba opowiedzieć o mamusi Oty Pavela, jego
dwóch braciach i wujku Karolu Proszku. Można by również wspomnieć o pani Irmie,
o doktorze Emilu, lecz po co? I tak po kostki ugrzęźniemy w temacie RYB.
Ryby są w
tej książce wszechobecne. Jednak to jeszcze nie znaczy, że każda osoba, która z
wędkarstwem nie ma nic wspólnego, nie powinna po tę książkę sięgać. Wręcz
przeciwnie! Z chęcią zaaplikowałabym ją wszystkim ludziom po kolei, by przystanęli,
odetchnęli, przypomnieli sobie i się uśmiechnęli…
Najpierw jednak, opowiem Wam o autorze.
Ota Pavel nie był pisarzem. Był dziennikarzem sportowym i na zimowej olimpiadzie w Innsbrucku dostał pomieszania zmysłów. Książkę zaczął pisać w ramach terapii. W epilogu powiedział: Najgorzej, gdy za pomocą proszków doprowadzają człowieka do stanu, w którym zdaje sobie sprawę, że jest wariatem. Oczy zasnuwa smutek, człowiek już wie, że nie jest Chrystusem, ale biedakiem, któremu brak zdrowych zmysłów, czyniących z człowieka człowieka. […] Jest się skazanym bez sądu. Ludzie na zewnątrz sobie żyją i zaczyna się im zazdrościć.
Tylko cudem można z tego wyjść. Pięć lat czekałem na ten cud. Siedzisz samotnie n krześle przez całe tygodnie, miesiące, lata. Nie mogę twierdzić, że cierpiałem jak zwierze, bo nikt nie wie, jak zwierzę cierpi, choć tak często o tym opowiada się i pisze. Wiem tylko, że cierpiałem potwornie, tego nie da się wypowiedzieć. A zresztą nikt by nawet w to nie uwierzył, ludzie nie chcą słyszeć o tej chorobie, bo się jej strasznie boją.
Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym, co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałem o miłości ani o tym, że się włóczyłem po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach przez oceany ani o tym, jak grałem w praskiej Sparcie w kanadyjskiego hokeja. Chodziłem znowu na ryby – nad potoki, rzeki, stawy i przegrody. I uzmysłowiłem sobie, że najpiękniejsze, co na świecie przeżyłem, to było właśnie to.
Najpierw jednak, opowiem Wam o autorze.
Ota Pavel nie był pisarzem. Był dziennikarzem sportowym i na zimowej olimpiadzie w Innsbrucku dostał pomieszania zmysłów. Książkę zaczął pisać w ramach terapii. W epilogu powiedział: Najgorzej, gdy za pomocą proszków doprowadzają człowieka do stanu, w którym zdaje sobie sprawę, że jest wariatem. Oczy zasnuwa smutek, człowiek już wie, że nie jest Chrystusem, ale biedakiem, któremu brak zdrowych zmysłów, czyniących z człowieka człowieka. […] Jest się skazanym bez sądu. Ludzie na zewnątrz sobie żyją i zaczyna się im zazdrościć.
Tylko cudem można z tego wyjść. Pięć lat czekałem na ten cud. Siedzisz samotnie n krześle przez całe tygodnie, miesiące, lata. Nie mogę twierdzić, że cierpiałem jak zwierze, bo nikt nie wie, jak zwierzę cierpi, choć tak często o tym opowiada się i pisze. Wiem tylko, że cierpiałem potwornie, tego nie da się wypowiedzieć. A zresztą nikt by nawet w to nie uwierzył, ludzie nie chcą słyszeć o tej chorobie, bo się jej strasznie boją.
Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym, co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałem o miłości ani o tym, że się włóczyłem po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach przez oceany ani o tym, jak grałem w praskiej Sparcie w kanadyjskiego hokeja. Chodziłem znowu na ryby – nad potoki, rzeki, stawy i przegrody. I uzmysłowiłem sobie, że najpiękniejsze, co na świecie przeżyłem, to było właśnie to.
Czemu owe chwile były najpiękniejsze?
Nie potrafię tego jasno wytłumaczyć, ale starałem się
znaleźć odpowiedź, pisząc swoje wspomnienia.
I tak, ja, osoba, która z rybami nie miała nic wspólnego, dla której wędkarstwo to siedzenie w ciszy kilka godzin, zakochałam się w tej książce. I uspokoiłam się przy niej, i odpoczęłam i uśmiechnęłam.
"Śmierć pięknych saren" to zbiór opowiadań Widzimy w ich tle przedwojenne Czechy, widzimy jak żydowską rodzinę Pavelów zastała wojna, jak Niemcy zabierali własności, jak bracia Oty poszli do obozów, widzimy też kawałeczek powojennej historii. Jest jednak coś czego nie ma w innych książkach, albo raczej nie ma czegoś co jest we wszystkich innych książkach. Nie ma tego pośpiechu, ciągłego stresu, przemocy, nienawiści do drugiego człowieka. Nawet o Niemcach Ota Pavel pisze bez jakiejś pogardy czy złości.
Mimo wcześniej wymienionych epitetów, książka nie jest nudna. Ją chce się czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Dużą w tym zasługę ma tatuś autora, który chociaż kocha mamusię, to nie zawsze był jej wierny, który miał smykałkę do interesów, lecz również dawał się "nabijać w butelkę", który kocha ryby. Znów ryby? Ano tak jakoś się składa. Ale po tej książce autentycznie zachce Wam się łowić ryb.
Jednak możecie wtedy nie poczuć tego co Ota Pavel, ba, jestem prawie pewna, że nie poczujecie. Bo dla każdego coś innego jest tą rybą. Wy po prostu przeczytajcie tę książkę. Zachęcam, polecam i nie wiem co jeszcze.
I tak, ja, osoba, która z rybami nie miała nic wspólnego, dla której wędkarstwo to siedzenie w ciszy kilka godzin, zakochałam się w tej książce. I uspokoiłam się przy niej, i odpoczęłam i uśmiechnęłam.
"Śmierć pięknych saren" to zbiór opowiadań Widzimy w ich tle przedwojenne Czechy, widzimy jak żydowską rodzinę Pavelów zastała wojna, jak Niemcy zabierali własności, jak bracia Oty poszli do obozów, widzimy też kawałeczek powojennej historii. Jest jednak coś czego nie ma w innych książkach, albo raczej nie ma czegoś co jest we wszystkich innych książkach. Nie ma tego pośpiechu, ciągłego stresu, przemocy, nienawiści do drugiego człowieka. Nawet o Niemcach Ota Pavel pisze bez jakiejś pogardy czy złości.
Mimo wcześniej wymienionych epitetów, książka nie jest nudna. Ją chce się czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Dużą w tym zasługę ma tatuś autora, który chociaż kocha mamusię, to nie zawsze był jej wierny, który miał smykałkę do interesów, lecz również dawał się "nabijać w butelkę", który kocha ryby. Znów ryby? Ano tak jakoś się składa. Ale po tej książce autentycznie zachce Wam się łowić ryb.
Jednak możecie wtedy nie poczuć tego co Ota Pavel, ba, jestem prawie pewna, że nie poczujecie. Bo dla każdego coś innego jest tą rybą. Wy po prostu przeczytajcie tę książkę. Zachęcam, polecam i nie wiem co jeszcze.
"Śmierć pięknych saren" O.Pavel, wyd. Biblioteka Gazety Wyborczej, 2011, tł.A.Czcibor-Piotrowski, J.Waczków
Ciekawe co dla mnie byłoby tą rybą...:)
OdpowiedzUsuńNo ja też jestem ciekawa, Ewuś;)
UsuńA książkę, wiesz - musisz przeczytać. Po pierwsze, ja Ci nie odpuszczę, po drugie, autor bądź co bądź, był Żydem i Holocaust również jego rodzinę dotkną.
Jeżeli wpadnę na nią, oczywiście przygarnę do siebie. :)
OdpowiedzUsuńTo liczę, że ta książka jednak gdzieś tam Ci wpadnie. B zdecydowanie jest godna uwagi:)
Usuńnigdy dotąd nie słyszałam o tej książce, ale będę miała ją na uwadze
OdpowiedzUsuń:) Mam nadzieję, że będziesz miała okazję ją przeczytać:)
UsuńUspokoiłam się, odpoczęłam i uśmiechnęłam już przy Twojej recenzji, to co dopiero przy samej książce! Zdecydowanie chcę ją przeczytać, choć nie przepadam za rybami w żadnej postaci. :)
OdpowiedzUsuń"-Nie lubię ryb. Biedactwa.
Usuń-Na środku stołu będzie im najlepiej.
-Im już nigdzie będzie najlepiej. I nigdy. [...]Ciekaw jestem, czy w dwudziestym pierwszym wieku ludzkość nadal będzie tak mięsożerna.":)
Przepraszam, silniejsze ode mnie.
A książkę czytaj, czytaj:)
Hmm, zaciekawiłaś mnie :). Ale powiem szczerze, że jedynym od czego teraz muszę odpocząć wydają mi się właśnie ryby! Mój brat od miesięcy non stop gada o spławikach, spiningach, przynętach i kołowrotkach i jakoś tematyka ryb - choć wcale nie obca i być może nie monotonna - znużyła mnie dogłębnie. Odpocznę i być może wezmę się za lekturę :)
OdpowiedzUsuńW takim razie odpoczywaj. Jednak co za dużo ryb to niezdrowo.
UsuńPS. Widziałam w internecie. Ostatnio szperałam głównie po bibliotekach i nie miałam czasu, by zaszyć się w Empiku i przejrzeć regały. Ale spokojnie, wybieram się na "polowanie" ;).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą biografię, podobno warta przeczytania, okraszona pięknymi fotografiami.
Tutaj jest recenzja "człowieka z blogsfery" ;) :
http://mateuszminda.blogspot.com/2012/08/recenzja-anastasi-krasnal-ktory-sta-sie_24.html
A Ty, zdecydowana na kupno? :)
Oczywiście, że zdecydowana. Tylko jeszcze nie w najbliższym czasie, nie stać mnie. A co do recenzji Mateusza, to cieszę się, że to jest biografia a nie autobiografia. Mając w pamięci "Moje miejsce" nie jestem przekonana co do pisarskich talentów naszych trenerów;) Ale wybaczamy im to. Przecież to nie ich zawód.
UsuńMam dokładnie tak samo. Ale również zdecydowałam, że zakupię tą pozycję :). Przekonało mnie to, że jest to biografia, no i piękne fotografie, które zachwala Mateusz, bo powiem szczerze, że fotografowanie to - oprócz siatkówki i czytania oczywiście - moja pasja :)
UsuńAaaaaaa, widziałaś? Teraz masz TAKIE promocje na stronie tego wydawnictwa:
Usuńhttp://www.labotiga.pl/wydawnictwo-sqn
To ja bym jeszcze tego Ikera w kredowym papierze kupiła;) Tylko sponsor mi potrzebny.
Muzyka, sport, książki, teraz fotografia (to ja lekcje jakieś poproszę, bo zdjęcia robię...hmmm.... delikatnie mówiąc słabe;)), ciekawa jestem co jeszcze wyciągniesz z rękawa, jakieś... sporty walki?
Czytałam! przepiękna :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Tobie też się podobała:)
UsuńTen tytuł mam od jakiegoś czasu w planach, jednak po raz pierwszy raz czytam recenzję tej książki.
OdpowiedzUsuńChyba teraz każdemu potrzeba takiej anty-depresyjnej lektury, bo lada chwila dotkną nas jesienne wieczory.
Rozejrzę się za nią podczas następnego buszowania w bibliotece. : )
Rozglądaj się, rozglądaj.
UsuńA co do jesiennych wieczorów, ja tam je lubię. Zresztą one są zazwyczaj wypełnione różnymi obowiązkami i w przerwach aż miło usiąść ze świetną lekturą.
Z przyjemnością przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńTo się cieszę:)
UsuńNie podobała mi się ta książka - najzwyczajniej w świecie mnie znudziła i dziwiło mnie, że nazywana jest najbardziej pozytywną ze wszystkich.
OdpowiedzUsuńMoże jestem mało wrażliwa na takie subtelności? ;-)
Nie odpowiada mi ten rodzaj pisarstwa, ale miło wiedzieć, że na innych robi wrażenie i obwoluta nie jest tylko tanim chwytem marketingowym. ;-)
Mam już na liście "do przeczytania", upewniłaś mnie tylko. A jak zachciewa mi się ryb, czytam "Światła bakanów" :)
OdpowiedzUsuńJa dotychczas, gdy zachciewało mi się ryb czytałam... "Nowe przygody Pana Samochodzika":D
UsuńTeraz to się troszkę zmieni (co nie znaczy, że do książek pana Nienackiego nie będę wracać:))
Kiedyś zmierzę się z tą książka, chociaż powszechne zachwyty trochę hamują mój zapał. Co będzie jak "Śmierć pięknych saren" mi się nie spodoba? Niesmak lekki, że wychwalana książka nie zrobiła na mnie wrażenia.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony, rozumiem Cię bardzo dobrze, a z drugiej, to już prawie klasyka. No, może jeszcze nie tak "pełnowymiarowo", ale jednak. I o ile niesmak może budzić zachwycanie się ciągłe np. "Igrzyskami śmierci", które na naszym rynku zaistniały nie dalej jak cztery lata temu, a prawdziwy boom był w tym roku, to "Śmierć pięknych saren" jest prędzej jak jakiś Dickens, który, wiesz, że jest dobry, ale mimo to go czytasz (nie żebym ja, broń Boże, porównywała wielkiego Karola do Oty;)).
UsuńKsiążka o rybach. Ciekawe, muszę się z nią zapoznać ;)
OdpowiedzUsuńJa polecam:)
UsuńNie, nie...to zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńCóż, szkoda, że nie chcesz się zdecydować.
UsuńHmmm. No nie wiem. Spróbuję znaleźć w bibliotece;)
OdpowiedzUsuńJak to mówi pani Musierowicz w swoich felietonach, w każdej szanującej się bibliotece, ta książka powinna być (co prawda, dotyczyło to innego tytułu, ale "Śmierć pięknych saren" też można podciągnąć pod tę wypowiedź:))
UsuńLubię literaturę czeską, ale Ota Pavel zawsze mi umykał. Jakoś nie mam do niego szczęścia.
OdpowiedzUsuńA ja, literatury czeskiej praktycznie nie znam... No, ale Capek, Harbal, Hasek już są w planach. Ten drugi w całkiem bliskich:)
UsuńHrabal bywa prześmieszny ale i drastyczny. Do dziś na półce stoi książka nieprzeczytana "Auteczko". Zaskakująca jest "Fabryka absolutu" Karela Capka.O literaturze czeskiej pojawiła się jakiś czas temu niewielka książeczka "Praski Elementarz" Kaczorowskiego, polecam.
UsuńHm, pewnie przeczytam, pożyczę od kolezanki. :)
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie: http://ksiazkowo-recenzjowo.blogspot.com/
Polecam, jeśli będziesz miała okazję, czytaj.
UsuńA za zaproszenie dziękuję. Postaram się zajrzeć w wolnej chwili:)
Brzmi ciekawie, więc jak wpadnie w moje ręce, z pewnością przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że jednak w te ręce wpadnie;)
UsuńIdealnie pasuje do mojego nastroju :) Wręcz czuję, że jej potrzebuję. Bardzo ciekawi mnie główny bohater jak i autor, i ta olimpiada. Jestem słaba z historii.
OdpowiedzUsuńPS. Ładny wystrój, taki spokojny i ciepły :)
No wiesz, takiej historii z datami to tam nie za wiele. A co do Twojego obecnego stanu ducha (i wiecznie pustej do połowy szklanki) to ja polecam, polecam, jeszcze raz polecam.
UsuńPS. Dziękuję bardzo.:)
Pierwsze słyszę o tej książce, ale niestety nic mnie w niej nie zaciekawiło szczególnie, więc mimo pozytywnej recenzji spasuję.
OdpowiedzUsuńNo cóż, szkoda. Mam nadzieję, że jednak kiedyś się do niej przekonasz. Może nawet w najlepszym dla Ciebie momencie?
UsuńRzeczywiście, z recenzji za dużo się o fabule nie dowiedziałam, ale przebija z niej ten nastrój... Anty-depresyjna książka świata - jestem na tak :)
OdpowiedzUsuńTo ja się cieszę, przy takich książkach po prostu trzeba być na tak:)
Usuń