Autorka „Tysiąca darów” podeszła do tego inaczej. Postanowiła zapisywać każdy dar, który zsyła jej Bóg. Dziękować za wszystkie małe cuda, jakimi jesteśmy obdarzani każdego dnia. Zwykłe proste zadanie. Jednak nie ma ludzi idealnych. Jak dziękować pośród kłócącej się szóstki dzieci, problemów finansowych i widoku cierpienia wokół siebie?
Nie było łatwo. Co gorsza, zanim zaczęła dziękować, musiała uporać się, a raczej pogodzić z tragiczną śmiercią kilkuletniej siostry, której była świadkiem jako dziecko.
„Ale ja wciąż widzę i nie mogę zapomnieć. Jej ciało. Kruche i maleńkie, przygniecione na naszym podwórku ładunkiem ciężarówki. Krew wsiąkająca w spierzchniętą, rozjeżdżoną ziemię.”
Po śmierci dziewczynki matka trafiła do szpitala psychiatrycznego, a ona nie umiała pozbyć się obrazu zabitej siostry. Bóg przestał się liczyć w ich rodzinie, uszczuplonej o jedno małe i jednocześnie niezbędne ogniwo.
„Czy to możliwe, że istnieje Bóg, który jest dobry? Taki, co w swej łasce zsyła dobre dary w te długie noce przy pustej kołysce, kiedy robaki przegryzają się przez drewniane ściany trumien? Gdzież jest ten Bóg? Jakże ma On być dobry, jeśli umierają niemowlęta, rozpadają się małżeństwa, a strzępy potrzaskanych marzeń wiatr unosi w siną dal?”
Jednak czas leczy rany. Śmieszne stwierdzenie: leczy rany. Możemy mówić tak my, którzy nie
przeżyliśmy czegoś takiego. Których życie nie doświadczyło w taki sposób.
Można się podnieść, lecz nie zapomnieć, nie uleczyć. Tak też stało się z Ann. Po takim doświadczeniu przeszła jeszcze trochę. Jednak zaufała. Zaufała i jeszcze raz uwierzyła, że Bóg jest dobry. Dała szansę jemu, a raczej dała szansę sobie i spróbowała przyjmować wszystko, co ześle jej Stwórca.
„Tysiąc darów” jest obrazem właśnie tego. Jest obrazem życia, jest obrazem prób i błędów. Sukcesów i porażek. Jest obrazem osoby poszukującej, wierzącej, ufającej, dziękującej.
Obrazem prostym, lecz jakże przemawiającym do wyobraźni.
W tej prostocie kryje się tajemnica książki, tajemnica szczęścia. Jednocześnie ten niepozorny „pamiętnik” jest naładowany wielką liczbą metafor, porównań, sentencji, myśli. Te miejscami przytłaczają czytelnika. Jesteśmy zmęczeni i MUSIMY odłożyć książkę. Jest to największa wada, a jednocześnie wielka zaleta, ponieważ wiele z tych myśli zapada nam w głowie, czasem aż prosi się o zapisanie na kartce i zawieszeniu w widocznym miejscu.
Spotkałam się również porównaniem Ann do jednego z moich mistrzów – Lewisa. Niestety, daleko jej do lekkości pióra, łatwości słowa, pomysłowości i drogi popularnego „Jack’a”. Voskamp jest po prostu inna. Tak jak jej życie było inne, tak jak jej droga była inna. Dlatego porównania są zdecydowanie nie na miejscu. Co więcej, szkodzą.
„Tysiąc darów” urzeka, miejscami otwiera oczy, czasem dobija, innym razem męczy. Jest lekturą dla wszystkich, jednak taka już specyfika naszego społeczeństwa, że zapewne niewiele na tę książkę się zdecyduje. Kto? Nie wiem. I nie czuję się na siłach, by polecać ją „komuś”. Każdy musi sam zadecydować czy chce.
Można się podnieść, lecz nie zapomnieć, nie uleczyć. Tak też stało się z Ann. Po takim doświadczeniu przeszła jeszcze trochę. Jednak zaufała. Zaufała i jeszcze raz uwierzyła, że Bóg jest dobry. Dała szansę jemu, a raczej dała szansę sobie i spróbowała przyjmować wszystko, co ześle jej Stwórca.
„Tysiąc darów” jest obrazem właśnie tego. Jest obrazem życia, jest obrazem prób i błędów. Sukcesów i porażek. Jest obrazem osoby poszukującej, wierzącej, ufającej, dziękującej.
Obrazem prostym, lecz jakże przemawiającym do wyobraźni.
W tej prostocie kryje się tajemnica książki, tajemnica szczęścia. Jednocześnie ten niepozorny „pamiętnik” jest naładowany wielką liczbą metafor, porównań, sentencji, myśli. Te miejscami przytłaczają czytelnika. Jesteśmy zmęczeni i MUSIMY odłożyć książkę. Jest to największa wada, a jednocześnie wielka zaleta, ponieważ wiele z tych myśli zapada nam w głowie, czasem aż prosi się o zapisanie na kartce i zawieszeniu w widocznym miejscu.
Spotkałam się również porównaniem Ann do jednego z moich mistrzów – Lewisa. Niestety, daleko jej do lekkości pióra, łatwości słowa, pomysłowości i drogi popularnego „Jack’a”. Voskamp jest po prostu inna. Tak jak jej życie było inne, tak jak jej droga była inna. Dlatego porównania są zdecydowanie nie na miejscu. Co więcej, szkodzą.
„Tysiąc darów” urzeka, miejscami otwiera oczy, czasem dobija, innym razem męczy. Jest lekturą dla wszystkich, jednak taka już specyfika naszego społeczeństwa, że zapewne niewiele na tę książkę się zdecyduje. Kto? Nie wiem. I nie czuję się na siłach, by polecać ją „komuś”. Każdy musi sam zadecydować czy chce.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Tysiąc darów"
"Tysiąc darów", Ann Voskamp, wyd.Esprit, 2012
Za książkę dziękuję wydawnictwu Esprit.