Pamiętam...

...gdy napisał po raz pierwszy. Nic dziwnego, pamiętam jak większość z Was napisała swój pierwszy komentarz. Bo ten pierwszy komentarz, nowy Czytelnik, to dla mnie sama radość. To cały czas takie onieśmielenie, że przecież ja z tymi moimi nieudolnymi tekstami i nieobeznaniem, a pojawiają się ludzie, którzy chcą to czytać i jeszcze piszą, że są zainspirowani i że pięknie.

Więc pamiętam, gdy napisał po raz pierwszy. Długi komentarz. Zrobiłam to co zawsze - weszłam na jego bloga. I oniemiałam. Może w mojej głowie tysiące głosów sobie gadają różne rzeczy, każdy co innego i każdy ciągnie mnie w inną stronę, a większość w dół. I możliwe, że nie umiem nawet w połowie docenić tego, co piszę i dlatego też, połowę pomysłów zabijam w zarodku, choć mogłyby być świetne. Możliwe. Dlatego też, może połowę blogów, które wcale nie są lepsze, oceniam dużo wyżej. Ale ja też jakoś umiem rozpoznać genialny blog. A jego blog był genialny. Po prostu.

Jednak w tamtych czasach inaczej działo się w moim życiu. Różnie. Może nawet teraz nie jest jakoś specjalnie lepiej, tylko ja taką iluzję tworzę. W każdym razie, wtedy jego teksty czytałam, wywoływały one tęsknotę i za ich sprawą marzeń przybywało. Nie zawsze regularnie zaglądałam, bo mój kokon był gruby i szary, a on kokonu nie miał. I spod tego kokonu serce się wyrywało, a nie mogło. To bolało (dziś też boli, chociaż mniej).  Potem miałam długą przerwę. Miałam przerwę od wszystkiego, od tego więc też.

Dziś jednak dzień był dziwny. Bo niby ten nowy rok miał być taki genialny, niby tak bardzo idealny, a dzisiejszy dzień był dziwny. Jedną lekcję spędziłam nad rysunkami motywów Alicji. I może dlatego właśnie, gdy wracałam ze szkoły, pomyślałam o nim? Uświadomiłam sobie, że potrzeba mi jego tekstów. Więc wstukałam adres w przeglądarkę, weszłam i...

Ostatni post. On nie żyje. Był chory, nie żyje. Przechadza się gdzieś daleko. Ale ten mój post tutaj nie tworzy się, by uczcić jego pamięć. Przeczytałam ten ostatni tekst. Przeczytałam też ten chwilę przed nim. Gdy teoretycznie jeszcze dobrze mogło być, choć dobrze nie było nic. Przeczytałam jeszcze poprzedni. Dużo mam do nadrobienia, zawsze miałam.

I pomyślałam sobie, że Wam też bym chciała tego bloga pokazać. Tego bloga, który jeszcze nie raz mnie zainspiruje, który jeszcze nie raz odkryję. Bo ja szłam i tęskniłam dzisiaj za tamtymi tekstami, które mi się w głowę wbiły, a jest jeszcze tak wiele tych, których nie przeczytałam. I dlatego dzisiejszy dzień stał się piękniejszy. Bo byli tacy ludzie, bo zostawili coś w nas. On pewnie nawet tego pierwszego komentarza nie pamiętał. I kilku kolejnych. Ja nie skomentowałam nigdy. I chociaż może prawa nie mam, to jestem wdzięczna, to czuję, że on też to dobrze wie. Że mi pomógł. I jeszcze zapewne nie raz pomoże.