"Opowiadania wszystkie" L.Tyrmand


Autor: Leopold Tyrmand
Wydawnictwo:MG
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 375


Tyrmand. Człowiek, pisarz, bikiniarz, popularyzator jazzu w Polsce. Troszkę by jeszcze można było wymieniać. Nasz autor był naprawdę ciekawą personą. I właśnie o tym (a jednocześnie i nie o tym) jest ta książka.

 „Opowiadania wszystkie” to zbiór czternastu historii mających miejsce na przestrzeni kilku lat. Widzimy tu wojenną i powojenną Polskę, miejscami Francję czy Norwegię. Czytamy zapisy różnych gatunkowo wydarzeń, a czujemy, jakbyśmy zaglądali do życia obieżyświatowi. Czasem to życie jest napięte, pełne ryzyka i szczęścia. Innym razem wraz z bohaterem jesteśmy tylko obserwatorami historii przeciętnego włóczęgi czy szesnastolatki. Jednak za każdym razem wiemy, że ta historia nie będzie schematyczna, przewidywalna.

Dzięki czemu udało się uzyskać takie efekty? Przede wszystkim dzięki rzadko spotykanemu talentowi.  Bo wcale nie jest łatwo napisać coś lekkiego w odbiorze, a jednocześnie przemawiającego do głębi człowieka. Niepodważalny jest fakt, że Tyrmand taki talent miał. Po raz pierwszy od długiego czasu spotkałam się z autorem, który piórem posługiwał się tak umiejętnie. Prosto, przejrzyście, a jednocześnie z całą paletą przenośni i porównań. Nawiązania do innych autorów (może nie bezpośrednie, ale zapisane między wierszami), łatwość opowiadania historii i wszechobecne znamię absurdu – z czymś takim spotykałam się nieczęsto. U Boya, Plicha… Nie przychodzi mi do głowy nikt więcej. No, prócz Tyrmanda, oczywiście.

Kolejnym atutem jest różnorodność. Każde z opowiadań jest inne. Jednak mogłabym podzielić je na dwie grupy: sportowe i wojenne. Te pierwsze są troszkę słabsze. Nie przekonały mnie wszystkie. Jednak uspokajam, że nie traktują one o sporcie szeroko pojętym, czyli wyczynach naszej kadry narodowej. Są raczej próbą zajrzenia w ludzką duszę, szukania dobrych rozwiązań, wybierania własnego „ja”.  Jednak niektóre wprost prosiły się o coś oryginalniejszego (chociaż nie przeczę, niektóre swą prostotą trafiały w czuły punkt).

Drugie, czyli wojenne to kwintesencja tej książki. Szczególnie niektóre, pojedyncze.
Znajdziemy w nich przywiązanie do własnej ojczyzny (lecz nie takie przereklamowane, na pokaz), czasem szczyptę brawury, grę słowną, absurd, realia tamtego okresu i wprost świetnych bohaterów nad którymi wprost mogłabym się rozpływać w zachwycie lub ganić z zawziętym wyrazem twarzy.

Jednak największym atutem tej książki jest sam autor. Nie poprzez swoją biografię, rodzinę czy inne zewnętrzne czynniki. Tyrmand po prostu w tych opowiadaniach staje przed nami jak żywy.  Widzimy go, możemy zrozumieć, wręcz polubić. Anegdoty, docinki czy po prostu fascynujące historie i przemyślenia wciągają czytelnika w tamten świat i dają poznać choć częściowo tak interesującą postać jaką niewątpliwie był Leopold Tyrmand.

Jak na recenzję przystało teraz przyszła pora na wady. Tych, prócz wyżej wspomnianych potknięć w „sportowej” części, raczej nie uraczymy.
Odbiór tej lektury zależy od naszego nastawienia. Dlatego dla osób szukających zapierającej dech w piersiach fabuły ta książka będzie rozczarowaniem. Tych oczekujących okropieństw wyrządzanych Polakom i Żydom podczas II wojny światowej czy samych śmiesznych opowiastek, również. Do „Opowiadań wszystkich” trzeba podejść z dystansem i bez uprzedzeń. Wtedy, gwarantuję – będzie smakowało!

Za książkę dziękuję wydawnictwu MG.