Wołanie...

Odkryłam ją dziś, przez przypadek. Dokładnie rok temu była przeze mnie ona przerabiana, przekręcana, dopasowywana do gustu komisji, do słów, które miały jej towarzyszyć. Dzisiaj żyje własnym życiem...


Był August Ruhs, który muzyką zachwyca, był, istniał, udowadniał. Ale dzisiaj, chociaż towarzyszył mi i Lennon i Audrey Hepburn i Louis Armstrong to ona wygrywa. Współistnieje wraz z piękną książką, którą właśnie czytam, z listem, ze wspomnieniami. Woła i akceptuje jednocześnie. Chociaż tak gwałtowna, uspokaja...
A książka na dzisiejszy wieczór... Książka, którą na razie trudno określić słowami. Bo określa ją tylko ta muzyka.