"Chwała mego ojca. Zamek mojej matki" M.Pagnol


Tytuł: Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Espirt
Ilość stron: 410 
Ocena: 5/6

Gdy za oknem szaro, buro, każdy marzy by choć duchowo przenieść się do ciepłych krajów. Co powiedzielibyście na Prowansję?  Tak?  To zapraszam.

Razem z małym Marcelem Pagnolem, mamą Augustyną, tatą Józefem, bratem Pawłem i  siostrzyczką wybierzemy się do słonecznej Francji.  Tam będziemy śledzić  beztroskie dzieciństwo chłopca. Uczestniczyć w polowaniu na kuropatwy, zaśmiewać się z żarcików, poznawać nowe słowa,  czuć smak przyjaźni, przemierzać  kolejne pola, łąki, lasy, podpatrywać życie owadów, uczyć się zastawiać pułapki, odczuwać na własnej skórze co to strach, planować ucieczkę z domu, bawić się w Indian.
Niby nic specjalnego, jednak czy jest coś przyjemniejszego od tak spędzonego czasu?

Książka „Chwała mego ojca. Zamek mojej matki” zaskoczyła mnie pozytywnie swoim ciepłem, komizmem, ironią. Coraz mniej jest dorosłych, którzy przywołując wspomnienia umieją spojrzeć na nie oczyma dziecka, a nie z chłodną wysokością i lekceważeniem. Widać, że Marcel Pagnol do końca życia zachował w sobie tę cząstkę dziecka.

Każda z postaci była opisana po mistrzowsku. Niektóre wprawiały mnie w podziw, inne wywoływały złość, czy onieśmielenie. Pagnol choć niby opisywał życie własnej rodziny przemycał również strzępki z życia społecznego. Mogliśmy poznać mentalność ludzi na początku XX wieku we Francji gdzie niejednokrotnie dochodziło do komicznych sytuacji.

„-Mój Boże, nie kupuję tego do muzeum, ale żeby mi służyło.
Starzec wyglądał na zasmuconego tym wyznaniem.
-A więc nie robi na panu wrażenia, że ten mebel może widział Marię Antoninę w koszuli nocnej? – zapytał.
-Sądząc po jego stanie – rzekł mój tata – nie zdziwiłoby mnie, gdyby widział króla Heroda w kalesonach!”
I jak tu nie wybuchnąć śmiechem? Jednak prócz tego autor wplatał subtelnie swoje dorosłe przemyślenia.

„Życie nauczyło mnie, że ojciec się mylił, bo naprawdę słabi jesteśmy wówczas, gdy jesteśmy uczciwi.”

Z moich niczym nieuzasadnionych wątpliwości, że się wynudzę nie zostało nic już po pierwszych stronach lektury. Klimat Prowansji, dzieciństwa ogarną mnie na początku i urzekał do końca. Przed sobą widziałam pola lawendowe, zielone lasy, co więcej razem z Marcelem i Lili biegałam po nich.


Jedynie zakończenie jest inne. Takie dojrzało – dziecięce. Poruszające trudny temat. Jednak wcale nie gryzie się ono z resztą książki, co więcej, wspaniale ją uzupełnia.

Oczywiście, nie mogłam nie wspomnieć o grafice. Cudowne obrazki Sempego w których zakochałam się gdy po raz pierwszy poznałam Mikołajka zdobią również tę powieść. Dlatego prócz walorów duchowych jest również czym cieszyć oko.

Książka nadaje się idealnie na jesienne wieczory. Myślę jednak, że przypadnie do gustu tym, którzy nie będą od niej oczekiwać nie wiadomo jakiej akcji, tempa, czy przygód. Ot, zwykła opowieść o życiu zawierająca to co w nim najważniejsze. Serdecznie polecam.

Za możliwość
przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Esprit