"Dziewczynka w zielonym sweterku"

Autor: Krystyna Chiger
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2011
Ocena:---


Biorąc książkę do ręki zawsze (czasem nieświadomie) czegoś od niej wymagamy, nastawiamy się na coś. Gdy trzymamy przed sobą kryminał oczekujemy poplątanej intrygi, od fantasty – niezapomnianych wrażeń, od obyczajówki – chwilowego oderwania się od własnych problemów.
A czego możemy wymagać od książki na temat Holocaustu? Czy możemy czegoś w ogóle wymagać?
Przecież każda z pozycji o tej tematyce to kawałek historii, bardzo często opisany niewprawną, trochę drżącą (nie wiadomo, czy z emocji, czy ze starości) ręką. Każda jest jak poplątana książka fantasty, gdzie małe cuda się zdarzają, jak najdziwniejszy i najokropniejszy obraz surrealistyczny w którym widzimy niby niedawną rzeczywistość  i rzeczy o których nam się nie śniło.

Sięgając więc po taką książkę musimy czuć strach. Ja zawsze zastanawiam się, czy udźwignę te emocje, to okrucieństwo. Jednak postawmy się na miejscu pisarza. On też nie będzie targał naszymi uczuciami. Dlaczego? Bo on to przeżywa dwa razy bardziej.

„Dziewczynka w zielonym sweterku” jest chyba jedną z najpopularniejszych książek o tematyce Żydów w czasie wojny w naszym kraju. Historię małej Krysi oraz jej rodziny, Polacy znają nie tylko ze wspomnień wydanych ostatnio przez PWN, ale również filmu nominowanego do Oscara – „W ciemności”.

Fabuła? W dwóch słowach: ukrywanie się w kanałach. Troszkę bardziej szczegółowo? Wspomnienia pani Krystyny to opowieść o ludziach wspaniałych, o bohaterach, o czasach, które mam nadzieję nigdy nie powrócą, o woli przetrwania, o miłości macierzyńskiej, o odpowiedzialności za innych. 

Opowieść pani Krystyny to historia ludzi, którzy w kanałach spędzili kawałek swojego życia, utrzymując się tylko z dobroci innych, to historia pełna małych cudów, pełna pokazywania że wszystko może dobrze się skończyć, jednocześnie to historia o okropnych czasach, o zwierzęcym traktowaniu ludzi, o rzeczach, których powinniśmy mieć świadomość, a nie odsuwać na dalszy plan i kwitować stwierdzeniem: „To było dawno temu i nieprawda”.

Narracja jest prowadzona w czasie przeszłym, w formie wspomnień z wplatanymi czasem refleksjami na temat przyszłości czy teraźniejszości. Zrozumiała dla każdego.  I trafiająca prosto w serce.

„Dziewczynka…” nie opowiada o wojnie z całą brutalnością. Opowiada o tym jak ten okropny okres przeżywała mała Krysia, jak odbierała ona zachowanie swoich rodziców, jaka odpowiedzialność spoczywała i na niej, mimo, że miała ledwie sześć lat. Oczywiście, historia chwyta za serce, jest wprost niezapomniana, jednak nie powoduje (tak jak np. „Wybór Anny”), że kolejne słowa sprawiają nam trudność a w głowie mamy mętlik. 

 Czasem spojrzenie dziewczynki wydawało mi się trochę naiwne. Jednak tak samo naiwne były wtedy czasy. Naiwne i bezwzględne za razem. 

[SPOLIER] Postacią, która w pełni poruszyła moje serce, która najbardziej zadziałała na moją wyobraźnię była kobieta zabijająca własne, przed chwilą narodzone dziecko, tylko dlatego, że mogło ono zdradzić wszystkich innych ukrywających się w kanałach. Jednak prawdziwym ciosem była późniejsza wiadomość od Sochy, że dziecko można oddać do sióstr. Jak matka musiała się z tym czuć?!


Jest to książka, którą powinien przeczytać każdy, by choć raz postawić się na miejscu ludzi, których Hitler uważał za niżej urodzonych, których postanowił zniszczyć. Jest to książka, którą zapamięta każdy z Was.Ja polecam z całego serca.

Za książkę dziękuję: