Zwariowany dwupak, czyli Chmielewska po raz kolejny ("Romans wszech czasów"&"Wszystko czerwone" J.Chmielewska)

No i się zaczęło. Co? Otóż dopadła mnie… obsesja.
Nie chodzę często do biblioteki. Aktualnie kupuję nałogowo, a następnie ustawiam na półkach i podłogach. Oczywiście, gdy średnio w miesiącu przybywa 10 nowych książek (albo więcej), to z czytaniem się nie wyrabiam. Jednak mimo, że dziesiątki tytułów zalegają, to i tak przynajmniej raz w miesiącu muszę wybrać się do biblioteki. Chodzę bo mam manię dotykania, poznawania nowych książek. A gdy już jestem w tejże bibliotece (gdzie idę ze ściśle określoną listą, która i tak zazwyczaj na nic się nie przydaje) to zawsze wypożyczam… Chmielewską. Ten absurdalny humor i niepodważalne wariactwo głównej bohaterki uzależniło mnie. O ile nie mam czasu na czytanie cięższych, bardziej wymagających tomiszczów (po przyswojeniu sobie wszelakich dziwactw związanych z językiem niemieckim czy fizyką, kto by miał?) to na przygody pani Joanny czas zawsze się znajdzie.

Dzisiaj będzie dwa w jednym, w dodatku na świetnym poziomie. Otóż, zaczęło się od zepsutego auta i chęci pomocy zakochanemu szaleńcowi. Zresztą, co ja piszę, poczytajcie sami:

"Za drzwiami stał obcy człowiek, wyglądający dość gburowato. - Są tu kury? - spytał niegrzecznym tonem. Szaleństwo zakotłowało się we mnie. Co za bydlę jakieś, budzi mnie o wpół do szóstej rano, żeby pytać o kury!!! - Nie warknęłam, usiłując zamknąć drzwi. Facet je przytrzymał. - A co? - spytał niecierpliwie. - Krokodyle - odparłam bez namysłu, bliska uduszenia go gołymi rękami. Antypatyczny gbur jakby się zawahał. - Angorskie? - spytał nieufnie. Tego było dla mnie doprawdy za wiele. O wpół do szóstej rano angorskie krokodyle...!!! - Angorskie - przyświadczyłam z furią. - Wyją do księżyca. - Marchew jedzą? - Nie, nie jedzą! Trą na tarce! O co, u diabła, panu chodzi?"


Nie żebym ja coś zdradzała. Przytaczam jedynie opis z okładki. A zanim Wam go przytoczyłam, sama przeczytałam. Najpierw opis, potem całość. I po raz kolejny przepadłam. Bo jak to się mówi, wariat z wariatem zawsze się dogada.  O ile ja nie czuję potrzeby  pomagania nieszczęśliwie zakochanym sierotom, to pani Joanna czuje. Tak się więc zastanawiam, jeśli wszelkie dobre uczynki tak przyjemnie się kończą, to może i ja powinnam zacząć pałać do wielu osobników chociaż szczątkowymi uczuciami. Coś na kształt empatii czy chociażby sympatii?  Mniejsza o to, że w międzyczasie główna bohaterka zaplątała się w grubszą aferę (coś na skalę europejską). Jednak mimo wszystko dobrze się kończy, czyż nie? I jeszcze, jak zwykle zresztą, mamy dawkę cudownego, komicznego i groteskowego humoru.

Lecz jak to niestety bywa, przyszło i poszło. Problemy samochodowe się skończyły, przystojniak się ostał, bandyci… a o tych, przecież żadna szanująca osoba nie powie, bo zdradzi zakończenie. Słowem, ja też zamilczę, ale dla ciekawych, oczywiście wszystko się rozwiązało.

Na szczęście, pani Chmielewska ma w dorobku tyle pozycji, że nie było problemu, sięgnęłam po kolejną. A że kolejną było Wszystko czerwone, to już inna sprawa…

Otóż, tym razem nasza kochana Joanna wybrała się do Danii, gdzie czekała na nią Alicja i masa niespodziewanych gości. Oczywiście, czekało też morderstwo (jakże by inaczej) i… tego chyba nie spodziewał się nikt. Czekał również duński milicjant mówiący piękną polszczyzną! A jakże bogatą polszczyzną!  Próbka dla ciekawych:
- Kogo zewłoka pani życzy sobie tu? - spytał bardzo uprzejmie i równie stanowczo, na nowo otwierając swój notes - Ucho moje słyszało. Jakiego zewłoka, pragnie wiedzieć. Bez zwłoki. Zewłoka bez zwłoki - powtórzył z pewnym trudem i wyraźnym upodobaniem, najwidoczniej delektując się bogactwem subtelności polskiego języka.

Dalej znajdziemy kolejne trupy, które trupami się jednak nie okazują, czerwoną poświatę i zagadkę do rozwiązania.
Jednak jak to bywa u tej autorki, nie kryminał jest tu najważniejszy, bo dziecko by lepszą intrygę wymyśliło, a humor, dynamika akcji, groteska, przekoloryzowane postacie. Zarówno w „Romansie wszech czasów” jak i „Wszystkim czerwonym” znajdziemy kwintesencję tego wszystkiego. Obydwie książki, chociaż jako rasowy kryminał powinny znaleźć się gdzieś pod koniec zestawienia (o ile w ogóle by się tam znalazły) to  na liście odprężających i świetnie napisanych lektur powinny być w czołówce. A w moim zestawieniu czytadeł to wyżej wywindować ich chyba się nie da.


"Romans wszech czasów" J.Chmielewska, wyd.Alfa, 1990; "Wszystko czerwone" J.Chmielewska, wyd. Kobra Media, 2001