Musicalowy wieczór

 ***
Przyznaję, Krainie Andersena przydałoby się okurzenie. Nie w tym klasycznym znaczeniu, bo jest czyściutko i dosyć często się odzywam (nie zawsze z sensem i na temat, ale zawsze jakoś), jednak ostatnio jak zanurkowałam w starociach, to tylko czubek zadartego nosa widać. Makuszyński, Hepburn, Orwell, pensjonarskie lektury i Chmielewska. Gdzieś w oddali Dahl, cichcem przemyka w pobożnych życzeniach Pruszkowska. A teraz jeszcze to... Jednak jeśli tak mi dobrze, to co ja będę kombinowała? Bo kiedyś wszystko robili porządnie, panie tego.

***
Zapraszam więc na deszczową podróż w przeszłość (połączoną z tańcami):






Osobom mającym wolny wieczór polecam cały musical Deszczowa piosenka (zapewne jeszcze o nim usłyszycie w Krainie Andersena). Sama zafundowałam go sobie dzisiaj, zapominając o bożym świecie (i lekcjach, oczywiście), a teraz moje myśli zaprząta jedno zagadnienie: może by się tak zapisać na lekcje stepowania?