Książka miesiąca - styczeń

Przyznam szczerze, że chociaż wszelkie statystyki uwielbiam tworzyć i przeglądać, to jednak nigdy nie decydowałam się, by  takie publikować na blogu. Ze względu na wasze zdrowie i czas, który możecie przeznaczyć na ciekawsze czynności. [słowem, bezczelnie i mętnie się tłumaczę chcąc wyjaśnić, dlaczego nie ma nic nowego w Krainie Andersena], ze względu na moje lenistwo i pytanie: a kogo może interesować, ile ja książek przeczytałam? [wreszcie kawałek prawdy], ze względu na to, że zazwyczaj wtedy wpadam w stan omatkojakmisięniechce...[przyznanie do błędu]
W zamian za brak owych podsumowań proponuję, (prawie)podsumowujący  nowy cykl:
Książka miesiąca
Będzie o najlepszej książce przeczytanej przeze mnie w danym miesiącu, książce, którą powinien przeczytać każdy, książce na poziomie i z klasą. W następnym miesiącu (czyli w tym wypadku, w lutym) będzie coś o autorze książki, będą wypowiedzi bloggerów i ciekawe nawiązania.

W styczniu, chociaż  żadna książka nie odstawała poziomem i 6 z 8 przeczytanych trafiło na listę ulubionych (!) wybór może być tylko jeden: Władca Pierścieni J.R.R.Tolkiena. Moją (co prawda subiektywną i emocjonalną) opinię, a raczej zlepek myśli można przeczytać tutaj.

W 1954 roku książka była już w księgarniach, ale o ogromnej sławie nie było jeszcze mowy. Nie brakowało oczywiście zachwytów, ale odzywały się także głosy krytyki. Sam Rayner Unwin (pamiętacie, recenzował "Hobbita" jako 10-letni brzdąc), który kierował wydawnictwem, uważał, że książka jest świetna, ale się nie sprzeda. Wszyscy mieli trudności z jej zakwalifikowaniem. Dla dzieci – za brutalna, dla dorosłych – zbyt bajkowa.*
Słowem, w sam raz dla ludzi mojego pokroju, dla tych dorosłych, którzy cały czas mają coś z dzieci oraz dla dzieci,  które wcale nie muszą mieć nic z dorosłych.

Potem był oczywiście wielki boom, pieniądze i osamotnienie (umierają kolejne ważne osoby w jego życiu).
Tak wkroczyliśmy w lata 60. - w czas wolnej miłości i hippisów. Dla tego pokolenia Tolkien był niemal Bogiem. Studenci spacerowali wtedy po uczelniach z dwiema książkami: tybetańską Księgą Zmarłych lub "Władcą Pierścieni". W 1965 wydana zostaje bezprawnie kieszonkowa wersja książki Tolkiena. Wydawnictwo Unwin kieruje sprawę do sądu i wygrywa sprawę. To tanie broszurowe wydawnictwo wywołuje niezwykłą eksplozję zainteresowania książką i samym Tolkienem. W 1966 roku w Ameryce powstaje Stowarzyszenie Tolkienowskie.
Po śmierci Tolkiena spuściznę przejął Christopher. W 1977 roku ukazał się "Silmarillion", a potem kolejne opowieści ze Śródziemia. Po śmierci Tolkiena ukazało się znacznie więcej jego tekstów literackich niż za jego życia. Duża część z nich jest dostępna w polskich tłumaczeniach.

Spokojnie przygotowuję teraz trzy wpisy na temat Profesora, których jak już mówiłam, będzie można spodziewać się w lutym, jednak jeżeli nie czytaliście książki, nawet nie zaglądajcie, nie oglądajcie się, tylko czytajcie.

 cytaty pochodzą ze strony: http://wladca-pierscieni.stopklatka.pl