Na gorszy dzień...

Ostatnie dni do udanych nie należały, więc i lektura musiała być dopasowana do nastroju czytającego. Słowem, troszkę nużąca Kochanica Francuza, z którą się zapoznawałam w ramach Tygodnia bez nowości nie miała szans w starciu z Grą na cudzym boisku.

Kryminały Marininy mają bowiem tę zaletę, że odprężają i jednocześnie zmuszają do wysiłku. Nie mam czasu myśleć o sprawach codziennych, od razu zatapiam się w rosyjskim świecie milicjantów, przestępców, mafii czy przedziwnych nielegalnych działalności.  Oczywiście podstawą jest zawsze skomplikowana zagadka kryminalna i jedna z moich ulubionych postaci – Anastazja Kamieńska.

W zacisznym sanatorium na peryferiach niewielkiego miasta gdzieś w głębi Rosji działa świetnie zorganizowana szajka. Bandyci produkują na zlecenie pełne okrucieństwa filmy, do których angażują samotne, niczego niepodejrzewające dziewczyny. Niespodziewanie sytuacja wymyka się spod kontroli, a senne dotąd sanatorium staje się miejscem morderczej rozgrywki. Właśnie wtedy przyjeżdża tam na urlop major Anastazja kamieńska. Zlekceważona przez miejscową milicję, znajduje nieoczekiwanego sojusznika w[spojler] rozwścieczonym bezczelnością „filmowców” miejscowym „ojcu chrzestnym”, który za wszelką cenę chce przywrócić w swoim mieście porządek.*

Tym razem było troszkę bardziej drastycznie niż w Złowrogiej pętli, jednak cały czas na granicy normy. Tym razem było jak zawsze u Marininy, czyli spokojnie, wręcz usypiająco a jednocześnie napięta atmosfera, troszkę niedomówień, znajomość praktycznie wszystkich faktów, aż nagle obowiązkowy boom i o ile nie wszystko się wali, to rozwiązanie niespodziewane, zaskakujące (jak dla mnie, do teraz).

W przysłowiowym międzyczasie możemy również podumać nad specyfiką ludzkich umysłów i losów (gratis dla bardziej ciekawych). Nasza Anastazja – irytująca wiele osób, a mnie wprawiająca w miłe zaskoczenie i podziw, Damir – muzyk geniusz, z pozoru fircykowaty i od razu podejrzany, mnie uwiódł pewną sceną końcową…, Eduard Pietrowicz – biznesmen, człowiek sukcesu i …? No właśnie? I kto?

Ale nie, wróćmy do najważniejszego w kryminale: wątku i efektu końcowego. Ten pierwszy, jak zawsze u Marininy jest dopracowany w stopniu zadowalającym, tak by czytelnik nie mógł się oderwać. Jedyne co można zarzucić autorce, to fakt, że troszkę miejscami jest za chaotycznie, czasem troszkę za dużo uchylonego rąbka.  Jednak gdy mamy przy sobie Kamieńską, to się nie dziwimy. A za potwierdzenie może służyć fakt, że mnie nigdy nie udało się jej uprzedzić z rozwiązaniem zagadki.  Efekt końcowy – zaskakujący i zawsze jakże oczywisty. Bo przecież najciemniej zawsze pod latarnią.

Jednym słowem: Ot, kolejny dobry kryminał, najlepszy na melancholijne, jesienne wieczory.

"Gra na cudzym boisku", A.Marinina,  wyd.W.A.B, 2007
"Trójka e-pik"

31 komentarzy:

  1. Autorce nie słyszałam, ale z twojej recenzji wynika, że warto zapoznać się z jej twórczością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, warto, warto. Oczywiście, jeśli ktoś lubi takie klimaty. Bo jakaś strasznie ambitna lektura to to nie jest;)

      Usuń
  2. Nie czytam kryminałów, tzn. nigdy nie czytałam i jak na razie nie chcę tego zmieniać. :) / I znów nowy szablon, niezły - fajne tło zewnętrzne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybór Twój, ja tam mam słabość do wszelakich łamigłówek logistycznych:)
      Szablon mam nadzieję, że na dłuższy czas się ostanie. Albo i nie...

      Usuń
    2. Ja w sumie też lubię, ale tylko w wybranych filmach/serialach, do kryminałów książkowych jeszcze się nie przekonałam. :) Za bardzo się ich boję ;D / Z szablonami zawsze jest problem: znaleźć odpowiedni, dopasować wszystko i później przyzwyczaić się do niego.

      Usuń
    3. Jako, że ja filmów maniakalnie nie oglądam (a seriali prawie w ogóle) to się nie wypowiem. Chyba, że Szklane pułapki i Jamesy Bondy (no i obowiązkowo Ojciec Mateusz;p;p) się liczą?:)
      Na razie jest dobrze z szablonem, tylko mam jeszcze trochę zastrzeżeń do nagłówka.

      Usuń
    4. Ojciec Mateusz? No, proszę Cię xD / Zmienię trochę temat, bo mam problem, głupi, ale jednak - opublikowałam ostatnio recenzję ,,Made in Poland". Książkę napisał Niemiec, ale została opublikowana tylko w języku polskim (sam autor przyznał, że nie może przeczytać jej w ostatecznej wersji, bo nie zna polskiego, a w Niemczech oczywiście nikt nie kupi książki o Polakach), więc dodałam ją do kategorii: literatura polska. Dobrze zrobiłam? ;D Cały czas chodzi za mną literatura niemiecka przez narodowość autora. xD

      Usuń
    5. Oj, żarcik xD
      Wiesz, ja bym dała w tym przypadku literaturę niemiecką... Jednak autor bądź co bądź, Niemiec. Lecz wybór należy do Ciebie.

      Usuń
  3. Jeszcze nic tej autorki nie czytałam, więc może sięgnę po tę książkę? ;)
    Widzę, że wprowadziłaś drobne zmiany w szablonie. Podoba mi się nagłówek, taki swojski. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Czyżbyś ominęła te wieczorki w Przystani, gdy Natalia rozprawiała o tej autorce? Naprawdę, niektóre jej książki to majstersztyk.

      Cieszę się, że nagłówek się podoba. Taki miał być, spokojny, ciepły, swojski, po prostu:)

      Usuń
  4. Tej książki autorki nie czytałam, a zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jest ciekawa, jest:)
      Zresztą jak i pozostałe.

      Usuń
  5. nie znam twórczości tej autorki, ale zaufam Tobie i zmienię to. Bardzo podoba mi się nowy szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to się cieszę:)
      I mam nadzieję, że Tobie Marinina również się spodoba.

      Usuń
  6. Świetna recenzja, bardzo zachęcająca do czytania dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że kolejna książka Marininy Ci się spodobała :) I żałuję, że nie mam pod ręką żadnej jej książki, bo chętnie poczytałabym o jakimś trudnym śledztwie Nastii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie czeka jeszcze nieprzeczytany jeden tom. Dokładnie "Płotki giną pierwsze". Ale to kiedyś, na razie cieszę się dobrą kondycją psychiczną o czeka na mnie trochę klasyków;)

      Usuń
  8. Kurczę, przez chwilę zastanawiałam się, czy dobrze trafiłam. Czy Ty nie masz co robić, że tylko szablony zmieniasz? ;p Ale jest ładnie, jak zawsze. Nagłówek jest baaardzo przyjemny.

    Co do Marininy, już Ci trochę na ten temat pisałam, bo i Ty mi o niej pisałaś (Tak, zamotane, ale wierzę, że zrozumiałaś). Ostatnio wpadłam na nią w bibliotece, niestety nie pamiętam tytułu. Nie wypożyczyłam, bo gonią mnie terminy, nieruszony stos na półce powoduje wyrzuty sumienia, a biologia, matematyka, historia, wos i fizyka śnią mi się po nocach. Muszę w końcu przyłożyć się do nauki, bo jak na razie uczę się tak jak w gimnazjum, czyli bazuję na mojej w miarę dobrej pamięci (ale krótkiej!).
    Do kryminałów mnie nadal nie ciągnie i myślę, że najsampierw sięgnę po Christie i Chmielewską. Marininę zostawię na później, jeśli ten gatunek mnie wciągnie.

    I...ach, tak, Rett jest po prostu zabójczy. Tak cudownie arogancki i cyniczny... A dzisiaj dopiero miałam okazję poznać tę jego "słodką" stronę. Bardzo się rozczuliłam, gdy roztrzęsiona Scarlett biła go w piersi i krzyczała, a on... Matko, ja kocham tego faceta! :D
    Filmu raczej nie obejrzę. Nie przepadam za ekranizacjami książek, zazwyczaj nie zgadzają się z moimi wyobrażeniami. A później gdy przywołuje sobie na myśl jakiegoś bohatera literackiego, to ukazuje mi się aktor, bleee. Chociaż "Pana Wołodyjowskiego" uwielbiam, uważam, że obsada aktorska jest świetna. A Magdalena Zawadzka w roli Baśki wypadła cudownie. Kiedyś nawet umiałam recytować z pamięci jej kwestie, teraz trochę pozapominałam. A, no i "Opowieści z Narnii"! Ekranizacje są bardzo przyjemne ;) "Duma i uprzedzenie" też mi się podobała.
    Darcy przy Retcie wypada dość blado. W ogóle na śmierć i życie nie jestem w nim zakochana. Zdecydowanie pana Rochestera. Uwielbiam jego wypowiedzi. Ale masz rację, Bulter jest niepokonany.
    Ach, a Edward Snaith? On tez jest cudowny ;D
    Jeszcze uwielbiam Mateusza z "Ani...", był taki czuły i kochany. Zawsze płaczę na jego śmierci. Ale to już inna miłość, jak do dziadka :D

    Wiesz co? Tych "Listów" ja Ci nie odpuszczę (i dziękuję bardzo, ogromnie mi miło :*). Ty masz je przeczytać, i już! Tym bardziej, że posiadasz swój egzemplarz (nawet dwa, prawda?). Nie są bardzo proste, ale wciągają. I są strrrasznie mądre. Błagam Cię wręcz, przeczytaj je! Jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń.

    Na maila czekam na razie cierpliwie i jak widzisz, rozpisuję się tutaj :P Ech, ciężkie życie człowieka, ciągle na coś czeka (Czy Ci się nie wydaje, że ciągle jakieś rymy mi się tworzą?). Chyba najbardziej czekam na święta, tak mi tęskno za tą atmosferą... I jakieś nowe książki na półce by się przydały. W ogóle odpuściłam "Krok do szczęścia". Może kiedyś przeczytam, jeśli biblioteka kupi. Wolę Lewisa :D (i miliony innych, poważniejszych książek).

    Tak, ten komentarz jest mało składny i strasznie chaotyczny, ale mam nadzieję, że nie miałaś problemów z "rozczytaniem się".
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko kochana, pobiłaś chyba jakiś rekord w długości komentarza;p

      Oczywiście, nie mam co robić. Bo przecież nie będę się uczyła;p A tak na serio, wiesz jak trudno powtarzać wszystko, gdy się wie, że w szablonie coś nie gra? Oczywiście rzuciłam wszystko w diabły i zaczęłam zmieniać wystrój bloga (a biologia nie doczekała się zainteresowania).

      Rett, no Rett jest cudowny i nie ma co dodawać. A teraz czekaj, bo jeszcze kilka twarzy tam pokaże. Ach, zazdroszczę Ci, że czytasz i przeżywasz to wszystko po raz pierwszy!!!
      Film można obejrzeć, bo też jest dobry, jednak to dopiero wtedy, gdy emocje chociaż połowicznie opadną (ja cały czas, gdy widzę w głowie niektóre sceny ze Scarlett to wybucham niepohamowanym śmiechem).
      Tak czytam dalej i widzę: Edward Snaith. Ludzie, skąd ja go znam? Szukam między innymi klasycznymi romansami, dopiero potem przypomniały mi się wszelkie tabletki i inne mikstury jego ojca. Tak dawno nie czytałam "Błękitnego zamku"... A sam Edward jest, jest cudowny, fakt (szczególnie scena na torach i potem w domu Buby), jednak nie mi zawsze tam coś zgrzytało, że on się tak zgodził na to małżeństwo... Nie pamiętam dokładnie, jednak o tam gdzieś mi podpadł na początku. Muszę się wybrać do biblioteki i przeczytać tę książkę jeszcze raz!

      "Listy" przeczytam, wiadomo, jednak teraz? Teraz czytam "Pocztówki", "Hamleta" i "Krawcową z Madrytu". Więc jak ja mam znaleźć chwilkę? I gości jeszcze dzisiaj mamy... A no i wiesz, ta nauka. Ale nie, mail powinien być dzisiaj.

      :*

      Usuń
    2. Ach, bo wiesz, ja też nie mam co robić, więc pobijam rekordy. ;P
      Biedna biologia... Właśnie, w poniedziałek mam kartkówkę (dobra mi kartkówka z dwóch działów!), jutro na cały dzień wybywam z domu, a dzisiaj nawet podręcznika nie otworzyłam. Moje lenistwo jest nieuleczalne.

      He he, nie dziwię Ci się. Niesamowita książka. I tak mi szkoda Scarlett, mimo ze jest okropna... Biedactwo śliczne.

      E tam, dla mnie Edward jest cudny i nic mi w nim nie zgrzyta. A "Błękitny zamek" jest piękny, też chyba sobie przypomnę tę książkę. Tylko jak, skoro mam peeełno książek do przeczytania, a lista do biblioteki jest ogromna? Jeszcze dzisiaj wyszukałam kolejne książki. I przypomniał mi się Hrabal, którego muszę zacząć czytać ("Auteczko" było straszne i ohydne, ale mimo to naprawdę dobre). Ach, i ostatnio znalazłam rozwalającą się "Marię i Magdalenę", na którą naszła mnie wielka ochota. W końcu dojrzałam do tej książki :D Okazało się, że moja druga biblioteczka także skrywa cudeńka.
      Kurczę, nie wiem za co mam się zabrać po "Przeminęło z wiatrem". Mam pozaczynane książki, ale jeszcze tyle mnie kusi! I Tolkiena przydałoby się poznać...

      O, to w mailu albo tutaj koniecznie mi napisz jak Ci idzie "Krawcowa z Madrytu". Jest w mojej bibliotece. :D
      A chwilka zawsze się znajdzie.Bo wiesz:
      "Sen jest dobry - stwierdził.
      - Ale książki są lepsze".
      :*

      Usuń
  9. Wiesz tak sobie na Twoją recenzją pomyślałam i doszłam do wniosku, że to jednak nie jest książka dla mnie. Świetny nowy nagłówek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zachęcam, bo akurat w tym przypadku możesz mieć rację;)
      No i dziękuję (a sama też masz bardzo ładny, i stylowy - zresztą co z Audrey nie jest stylowe?;))

      Usuń
  10. Rozumiem, że w tej książce nie pojawia się Loszka? Szkoda, lubię go;) Ale rozumiem, że "Gra na cudzym boisku" to kolejny dobry kryminał Marininy. Może kiedyś wpadnie w moje ręce;)
    Ładny nagłówek;)
    Mam nadzieję, że nowy tydzień będzie dla Ciebie lepszy niż ostatnie dni..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, Loszki prawie w ogóle nie ma, tylko jakaś taka mała dygresja gdzieś się pojawia, Loszka przeżywa romans z cycastą blondynką, a Nastia nie jest praktycznie zazdrosna;)
      Tydzień zaczął się o wiele lepiej, nie narzekam, nawet fakt, że następne trzy dni spędzę pisząc egzaminy mnie nie przeraża. Więc jest dobrze:)

      Usuń
  11. Recenzja świetna. Nagłówek też, ale książka niestety nie jest dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja jakoś nie mogę się odnaleźć w kryminałach. Chyba one nie są stworzone dla mnie. ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać po komentarzach, jedyna nie jesteś. Chociaż ja bez kryminałów nie wyobrażam sobie książek i mojego czytania...;)

      Usuń
  13. Marininę bardzo lubię i też na gorsze dni chętnie sięgam :D

    Zmiana na blogu bardzo fajna :) Lubię to tło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jak się ładnie mówi, *żółwik*;)
      I dziękuję bardzo.

      Usuń
  14. Całkiem niedawno pisałam o tej książce - też jestem fanką Nastii. Właściwie zaczynam, ale już ją lubię.

    OdpowiedzUsuń