O czytadle poprawiającym nastrój, mimo przeszkód wszelakich. ("Krok do szczęścia" A. Ficner-Ogonowska)

Były słoneczne wakacje, a ja jestem typem, który woli wszelakie wichury. Więc cóż, trzeba było sobie radzić inaczej. Opuszczone rolety, kapelusze, okulary przeciwsłoneczne i miejscowy bunt w duszy. Lato nie kojarzy mi się dobrze. Dlatego też potrzebowałam czegoś lekkiego, pogodnego, wręcz przesłodzonego. Sięgnęłam po Alibi na szczęście i urzekło mnie. Chociaż ckliwa, kobieca historia, na mój aktualny nastrój podziałała jak najlepsze lekarstwo. Jakiś czas później wróciłam do tej książki. Wydało mi się nie do pomyślenia, jak ja mogłam zachwycać się czymś takim?

Co prawda, czytało się miło, lecz czasem niektóre zabiegi autorki aż kuły. Moim oczom ukazało się cudowne i bardzo mało prawdopodobne love story, pisane według utartego już schematu: kobieta ostro potraktowana przez życie, w rozpaczy, bez rodziny, w dołku psychicznym (niepotrzebne skreślić) spotyka cudownego, romantycznego, cierpliwego (jak wyżej) księcia z bajki i  żyją długo i szczęśliwie (znaczy prawie żyją, bo to kwestia czasu). Oczywiście nie obyło się bez ukochanej i jedynej przyjaciółki. Ale dobrze dość zgryźliwości. Bo po dobrym okresie znów przyszła, tym razem jesienna, chandra. A wtedy jak termofor, jak najlepszy przyjaciel zadziałał Krok do szczęścia – kolejna część o miłości Hanki i Mikołaja, kolejna część pięknej, poetyckiej historii. W dodatku część dużo lepsza pod względem fabularnym.

Co prawda, zaczyna się w chwili spotkania na plaży (którym kończy się pierwszy tom), jednak tym razem cała opowieść zatacza szersze kręgi. Mikołaj, najpierw ma kłopot z Hanką (hmmm, czy my tego przypadkiem już gdzieś nie widzieliśmy?), jednak są to jedynie złe dobrego początki. Następnie bowiem nastają Święta (mój ulubiony fragment i ulubione bliźniaczki), a zaraz potem nasz Romeo wyjeżdża w siną dal (a mianowicie do Grecji, gdzie haruje równo przez miesiąc bodajże). W tym czasie pojawiają się nowe postacie (hu hu, nadchodzi pierwszy zły charakter tejże książki!), rodzinną tajemnicę, która na szczęście nie jest kolejnym kufrem z pamiętnikiem (chociaż było blisko, jednak wybaczam), dowodzącym o strasznym skandalu czy śmierci sprzed lat co najmniej 100 (takie zabiegi toleruję jedynie u Makuszyńskiego). Było kilka scen podnoszących na duchu, była Dominika, która mimo całej szablonowości nie jest szablonowa, i za tą ją uwielbiam, było trochę humoru, trochę miłości, trochę uśmiechów do czytelnika, trochę muzyki, trochę łez, trochę zadumy i nostalgii, trochę duchów z przeszłości.


Typowe czytadło. Jednak znowu mnie urzekło. Ma bowiem pewną przewagę nad innymi – język. Język jakim posługuje się pani Ficner-Ogonowska. Plastyczny, spontaniczny, urzekający, może trochę poetycki. To dzięki niemu nawet wlokąca akcja się nie dłuży, a co więcej, utrzymuje nas w napięciu. To on sprawia, że do tej książki wracam i mogę sobie czytać od nowa.


Jednak wiem, że gdy wrócę do niej po jakimś czasie, znów odepchnie mnie swoją słodyczą i naiwnością. I znowu pomyślę: jak mogłam się tym zachwycać? Tak to już jest. Jednak chociaż ta książka ma wiele braków i nie przetrwa próby pokoleń, to na ten czas jest dla mnie takim promyczkiem. W jej przesłodzeniu, w jej języku i możliwości wracania do okropnie długich opisów tkwi siła, która przy gorszym dniu wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Cóż, w chwilach zapaści mam chyba trochę zamglony gust. Ale cóż, to mój gust i wara od niego.


"Krok do szczęścia" A.Ficner-Ogonowska, Znak, 2012

45 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy sięgnę, nie jestem wielką fanką tego gatunku ani autorki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zachęcam, jednak również nie zniechęcam. Nie jest to arcydzieło, można z inną książką spędzić wieczór. Co nie zmienia faktu, że ogromnie lubię ten tytuł:)

      Usuń
  2. Nie czytałam pierwszej części, ale skoro powiadasz, że takie dobre z tego czytadło to chyba to sobie skombinuję na odstresowanie po sesji. Bo już czuję stres :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie na sesję będzie idealna. Na przedsesjowy stres również:D

      Usuń
  3. Z jednej strony chciałabym przeczytać tego typu książkę po to by troche odbić od ciężkiej tematyki, która dominuje w moich lekturach, ale z drugiej boję się uczucia straty czasu... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na książkę, choćby totalnego gniota, nigdy nie szkoda czasu. Uczymy się chociaż jakie książki unikać. ;)

      Usuń
    2. A ja tam się nie zgodzę. Chyba właśnie dlatego niektórym książkom nie daję nawet szansy "wypowiedzenia" się do końca i rzucam je w połowie. Szkoda marnować czasu na słabe czytadła. Jednak po prostu czasem są takie sytuacje, że inne książki nie przemawiają:)

      Usuń
  4. A ja lubię takie pocieszacze :). Może rzeczywiście nie okaże super ambitna, ale skoro powieść wywołuje uśmiech to warto jej dać szansę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Catalinko, jeśli się lubi i jeśli ma się ochotę - polecam!

      Usuń
  5. A ja mam ochotę na te dwie części. I gdy będą już na mojej półce, zapewne sięgnę po nie wtedy, kiedy Ty - w chwilach chandry, jesiennej melancholii. W chwili, kiedy potrzebuję czegoś ckliwego i rozgrzewającego. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie w takich chwilach te książki najbardziej się przydają.

      Usuń
  6. Jak wiesz, bardzo chciałam przeczytać. Trochę mi przeszło :) Bo rzeczywiście, pod względem fabularnym itd., itp. autorka nie powala, ale ten język, język! No i klimat jest. I w ogóle fajnie się czyta. I pośmiać się można (tak, jak przy "Alibi..." śmiałam się chyba tylko przy Jeżycjadzie :D).
    Przeczytam. Kiedyś, gdzieś. Zobaczymy. Może biblioteka się zlituje i kupi?

    PS. czytam "McDusię" i ja doprawdy nie wiem, czemu tak na nią narzekają! Podoba mi się bardzo. Oj, bardzo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja biblioteka już się zlitowała i kupiła. A może znajdziesz jakąś promocję kiedyś i 7 zł znajdziesz "Krok do szczęścia"?:p

      PS. Ja tam również "McDusię" bardzo lubię. Jej jedynym mankamentem jest fakt, że inne części Jeżycjady są lepsze;)

      Usuń
    2. O, o, o, będę czekać na promocję! Bo wiesz, tyle innych książek jest do kupienia. Biblioteka ma "Alibi...", a "Kroku..." jakoś nie chce zakupić. Niedobra biblioteka.

      PS. Czemu akurat za 7 zł? :p
      A wiesz, że ostatnio wynalazłam "Klina" i "Szaleństwa panny Ewy" (w tym cudownym starym wydaniu!) za darmo? :D

      Usuń
    3. 7 zł? A ile Ci zostało z tych 135 zł? Czy mnie pamięć myli?;)

      O, a "Szaleństwa" to w którym wydaniu? Bo kilka jest starych wydań. A poza tym, jak to za darmo???

      Usuń
    4. Ach, o to chodziło :P Wiesz, teraz to zostało ok. 4 zł, bo... Poszłam na zakupy. :D W cukierni znajdującej się tuż obok mojej szkoły były takie obłędne świąteczne ciastka, że nie mogłam się powstrzymać! Toteż kupiłam sobie aniołka, bałwanka, Mikołaja...

      Twarda oprawa, Wydawnictwo Literackie, rok 1981, z tej serii co masz "List z tamtego świata". A za darmo, bo ktoś chciał oddać. Za darmo. Sprytna Kinga wyczaiła, uśmiechnęła się do bibliotekarki i ma. Za darmo. :D (Pisałam Ci o kiermaszu, prawda? To stamtąd.)

      Usuń
    5. Cóż, za cztery złote to trudniej będzie...;)

      To widzę, że mamy identyczne wydanie "Szaleństw panny Ewy". "Listu z tamtego świata" niestety nie mam (ani w tym wydaniu, ani w żadnym innym). Ja też muszę wybrać się do biblioteki, bo i u nas oddają (tylko jest tak, że dajemy i oddajemy, taka anonimowa wymiana).

      Usuń
  7. Wydaje się dobra na poprawę humoru. Może kiedyś przeczytam, ale na razie ją sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet nie zachęcam, bo wiem, jak to jest z tymi czytadłami. Tutaj nawet nie ma gwarancji, czy się spodoba.

      Usuń
  8. Już od dłuższego czasu mam ochotę przeczytać pierwszą część. Jeżeli mi się spodoba to sięgnę również po drugi tom. Tylko ciekawe kiedy uda mi się wdrążyć moje plany w życie...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w odpowiednim do tego momencie, bo ta książka jest taka, na moment. I ja za to ją lubię...

      Usuń
  9. Na pewno sięgnę po pierwszą część. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mam nadzieję, że jak sięgniesz, spodoba się:)

      Usuń
  10. Czasem lubię sięgać po takie historie, ale jak na dziś książką nie jestem zainteresowana :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam (i słyszałam) bardzo skrajne opinie na temat tych książek (mam tu na myśli obie części). Tak czy inaczej - dobrze, że są takie powieści, którym może do arcydzieł literatury daleko (przypuszczam, że nawet ich autorzy nie mieli na celu stworzenia dzieła na miarę "Pana Tadeusza" :D ), ale jednak dla wielu czytelników są w jakiś sposób ważne, choćby tylko w danej chwili. Pisałam o tym nawet jakiś czas temu na swoim blogu. Myślę, że to, w jaki sposób je odbieramy, zależy od naszej aktualnej sytuacji życiowej, stanu psychicznego i masy innych czynników (wiem, Ameryki nie odkryłam :D). Po prostu czasem jakaś książka idealnie wpasuje się w nasz nastrój, w etap, na którym jesteśmy w naszym życiu. Jest właśnie takim "promyczkiem" jak to ładnie określiłaś. Pewnie mogłoby się okazać, że w innej sytuacji, innego dnia, daną książkę odebralibyśmy zupełnie inaczej. Przepraszam za długi komentarz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uh, nie przepraszaj, bo bardzo lubię takie komentarze:)
      Szczególnie, gdy zgadzam się z nimi w zupełności (chociaż jak się nie zgadzam, to też lubię). Więc już nic więcej nie dodaję.

      Usuń
  12. Ciekawa recenzja, nie wiem czy sięgnę, ale może sięs kuszę gdy będę potrzebowała słodyczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię polską literaturę, twórczości pani Anny jeszcze nie znam, i koniecznie muszę to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Na takie właśnie "inne" dni takie książki są dobre:) Gdy uważam, że jakieś dzieło nie jest arcydziełem, ale np, mi się spodobało, jak Tobie w tym przypadku, to nie wracam do niego, tylko pozwalam, by pamięć i wspomnienia o nim były dalej pozytywne:)Tak jakoś czuję, że za drugim razem nie byłoby to tak fajne jak za pierwszym:D Chociaż z drugiej strony to uświadamia nam jak nasz nastrój i potrzeby czytelnicze się zmieniają;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko ja mam jeszcze jedno uzależnienie: wracanie do książek. Wracam i wracam, jakbym miała się ze starym przyjacielem spotkać. Taki rodzaj uspokojenia. Do filmów, na przykład, wracam nie tak często, tylko do tych ulubionych. A w książkach? Do większości (przynajmniej do fragmentów)...

      Usuń
  15. A ja tam lubię takie czytadła. ;) Wiem, wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, jednak ta w powyższej lekturze jest po prostu śliczna (przynajmniej ja tak uważam). Dzięki niej poważnie przemyślę swoje najbliższe plany czytelnicze. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka zdecydowanie godna uwagi, jednak chyba każda Znaku jest taka (przynajmniej mi bardzo się podobają). Lektura równie śliczna i równie ciepła, a dodatkowo niewymagająca i niezobowiązująca.

      Usuń
  16. Jest jeden warunek bym sięgnęła po czytadło: musi być naprawdę dobre albo je od kogoś dostałam/wygrałam. No dobra to dwa warunki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz trzeba Ci podarować "Alibi na szczęście" i będziesz czytała:)

      Usuń
  17. Pierwsza część czeka aż się do niej dorwę. Już nie mogę się doczekać;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tej książki co prawda nie znam, ale zgadzam się z Tobą, że w tych trudniejszych momentach takie słodkie i naiwne opowieści są często otuchą. Rozumiem Cię w stu procentach! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Może kiedyś się skuszę, ale jeszcze nie teraz. Mam co czytać ;p

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja bardzo lubię takie książki, więc czemu nie

    OdpowiedzUsuń
  21. Brzmi ciekawie. Od czasu do czasu każdy potrzebuję takiego niezobowiązującego czytadła, wtedy też z chęcią sięgnę po opisywaną przez ciebie pozycję :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Czasem takie czytadła są potrzebne, jednak nie wiem czy przeczytam. Jeżeli chodzi o takie pocieszacze - odprężacze to mam swoje sprawdzone autorki, których książki czytam nawet po kilka razy i zawsze jestem zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie czytałam, więc nie wiem jakie byłyby moje odczucia. Ale to dobrze, że ta książka pomaga Ci przetrwać cięższe chwile.
    Kiedy napisałaś o tym "ukrywaniu się" przed słońcem, wyobraziłam sobie sceny z "Mrocznych cieni"...tak, cóż innego mogło przyjść mi do głowy?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie prostuję porównania, bo chociaż "Mroczne cienie" zaczęłam oglądać, to jakoś mnie nie przekonały i wyłączyłam na samym początku. Ale jako, że czasem czuję się jak niektóre postacie z filmów Burtona, to ok, mogę być i nie wiadomo jakim wampirem;)

      Usuń
  24. Pierwszy raz słyszę o tej autorce, ale mam słabość do naszej rodzimej literatury, dlatego z miłą chęcią poszukam tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że Ci się spodoba. I czekam na recenzję.

      Usuń
  25. masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń